Jaki jest związek religii i władzy?
We wszystkich współczesnych cywilizacjach władza - nawet walcząc z religią - wykorzystuje do swoich celów sposób konceptualizowania świata wprowadzony w dyskursie religijnym.
W kontekście Zachodu władza ogniskuje się wokół dwóch obszarów. Po pierwsze próbuje narzucić granicę między obszarami "konieczności" (nieuniknioności determinowanej przez tzw. obiektywne prawa, do których wyłącznej znajomości owa władza aspiruje) a obszarem oddanym wolności człowieka. Owa "konieczność" kusi władzę, bo sfera ta wymyka się etycznemu osądowi: ten istnieje tylko w sferze wolności - tam, gdzie jest wybór. Władza totalitarna próbowała zresztą zawłaszczyć cały teren. Pamiętamy komunistyczne hasło, iż "wolność to tylko uświadomiona konieczność", co miało uzasadnić nieobowiązywanie w tamtym reżimie tradycyjnych norm "dobra" i "zła".
Po drugie władza wcale nie kryje swojej arbitralności, a wręcz w niej właśnie upatruje swoją istotę. Oba te imperatywy władzy nawiązują w sposób ukryty do kluczowego dyskursu w ramach chrześcijaństwa. Z jednej strony chodzi o spór, czy Bóg mógł stworzyć "zło". I właśnie kategoria "konieczności" (nie penetrowanej przez etykę) stanowi jedno z proponowanych w tym sporze rozwiązań: "zło" tworzy tylko człowiek w ramach posiadanej przez siebie wolności. Z drugiej strony jest to uświadomienie sobie nieuchronnej arbitralności w sferze wartości po odrzuceniu tzw. uniwersaliów. A owa arbitralność przyciąga kolejną: nieuchronną arbitralność władzy określającą warunki brzegowe tej pierwszej.
W prawosławiu ów związek religii i władzy jest jeszcze bliższy. Wielokrotnie analizowano jak leninizm żywił się formułą "dwóch prawd", z bolszewicką awangardą roszczącą pretensję do znajomości niewywrotnej przez doświadczenie "istiny" (prawdy istotnościowej, innej, niż prawda empiryczna). Również zasada wzajemnego produkowania się "dobra" i "zła" została wykorzystana do bolszewickiej interpretacji "Kapitału" Marksa. I do stwierdzenia, po buncie w 1918 roku, że robotnicy (strona "dobra") są już tylko "robolami", bo po likwidacji kapitalistów zniknął konflikt, który przeistaczał ich w podmiot Historii - "proletariat". W islamie i kulturach Azji ów związek religii i władzy wygląda jeszcze inaczej. Ale o tym za tydzień.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski