PolskaJak zarabiają radni, zanim trafią na wysokie stołki?

Jak zarabiają radni, zanim trafią na wysokie stołki?

25.11.2009 18:12, aktualizacja: 26.11.2009 10:16

Rozładowywali wagony, wyrzucali z silosu 3-letnią kapustę, malowali mieszkania, sprzedawali piwo, pracowali w kopalni - różnych zarobkowych zajęć imali się dolnośląscy samorządowcy.

Smak pracy fizycznej na obczyźnie poznał burmistrz Sycowa Sławomir Kapica, który na Sycylii zarabiał na studia w lokalu gastronomicznym, a w Monachium remontował mieszkania.

Jego zastępca Jacek Przybył zagraniczne wyjazdy kojarzy z pracą przy warzywach. - Żeby wyjechać latem nad morze, trzeba było w wakacje harować - przyznaje i powtarza za Benjaminem Franklinem: "Lenistwo idzie tak wolno, że bieda je dogania".

Obecnego wiceburmistrza najczęściej można było spotkać na budowach albo przy rozładowywaniu wagonów. Ale zdarzało mu się zarabiać pieniądze w bardziej niekonwencjonalny sposób. - Raz z kolegą przez cały tydzień wywalaliśmy z silosu trzyletnią kapustę - łapie się za nos. Jego rówieśnicy mogą potwierdzić, że, będąc uczniem szkoły średniej, Jacek Przybył prowadził w Centrum Kultury dyskoteki, czyli był kimś w rodzaju dzisiejszego didżeja.

Wiceszef gminy Twardogóra Jan Bernacki twierdzi, że na każdym kierowniczym stanowisku dobrze jest znać trud fizycznej pracy. Sam po raz pierwszy go poznał jako nastoletni chłopiec podczas żniw, przy transporcie owoców czy produkcji pustaków. Jak trzeba było, to chwytał za pędzel i malował - na przykład elewację neogotyckiego pałacyku w Szczodrem. Był czas, że dorabiał jeszcze na weselach czy dancingach, grając w zespole na basie.

Kapelę, w której basistą był Jan Bernacki, doskonale pamięta sycowski radny Kazimierz Cichoń. - Dobrzy byli - chwali ich, ubolewając, że dziś, w dobie elektroniki, ktoś puszcza muzykę z dyskietki i ma się za wielkiego artystę. - A kiedyś oszukać się nie dało, trzeba było grać na żywo, nieraz to nawet bez mikrofonów - wraca pamięcią pan Kaziu. Sam, jako uczeń liceum, założył własną kapelę, w której grał na saksofonie. - Jeździliśmy na obozy ZMW i grywaliśmy tam na wieczorkach. Dzięki temu obozy mieliśmy za darmo - wyjaśnia.

Ojciec Kazimierza Cichonia pracował w PGO, więc pozwalał synowi dorabiać przy zbieraniu marchewek, ogórków, pomidorów czy jabłek. Jednak największe pieniądze pan Kaziu zarabiał akordeonem. - Za jedno wesele mogłem sobie kupić z dwie pary butów. To konkretna kasa była - dodaje.

Również konkretną kasę, ale przy innego rodzaju pracy, zarabiał w młodości burmistrz Twardogóry Jan Dżugaj. - Byłem konwojentem w zaopatrzeniu, rozładowywałem też wagony. Ciężka to była praca lecz najlepiej płatna - zaznacza i przypomina sobie, że wykonywał ją również w czasie roku szkolnego, w soboty i niedziele. Po stanie wojennym los rzucił Jana Dżugaja do Zagłębia Miedzi w Lubinie. Budował tam szyby kopalniane, był operatorem maszyn i urządzeń górniczych, weryfikował stan urządzeń i maszyn wyciągowych.

Dyrektor MOSiR-u w Sycowie Adam Hrehorowicz bawił się kiedyś w ogrodnika, plewiąc krzewy owocowe, bawił się w elektryka, rozwijając na budowie różne przewody, a jego niespełnionym marzeniem było zostać krawcem.

Najwięcej jest "prywaciarzy"

Sprawdziliśmy, czym zawodowo zajmują się sycowscy radni? Leszek Wojtowicz jest nauczycielem, Stanisław Biernacki kierownikiem admin.-gosp. w ZSP, Paweł Walczak chirurgiem, Barbara Nogala internistką, Jarosław Walczak fizjoterapeutą, Rafał Anders bankowcem, Władysław Pawlicki kierowcą, Zdzisław Bednarek rencistą, Bolesław Moniuszko, Michał Pater i Kazimierz Cichoń na emeryturze, a Krzysztof Cegła, Krzysztof Lentka, Zenon Staniewicz i Wiesław Kapica prowadzą działalność gospodarczą.

Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/GazetaWroclawska: Wrocław szuka pomysłu na linię podmiejską

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także