PolskaJak trudno jest byłym politykom

Jak trudno jest byłym politykom

O tym, że polityka jest trudna i że być dobrym politykiem nie jest łatwo, ogólnie wiadomo. Ale bycie byłym politykiem też nie jest łatwe, a odkrycie tego stanowi wciąż dla samych polityków pewne zaskoczenie. Kiedy patrzy się na działania osób, które odeszły z najwyższych stanowisk, to widać, że przynajmniej dla niektórych z nich największym problemem jest odpowiedź na pytanie: czy na pewno jestem już byłym politykiem, czy też być może jestem politykiem przeszłym i przyszłym, co najwyżej z krótką przerwą w politycznym życiorysie.

Jak trudno jest byłym politykom

08.02.2007 05:58

Niektórzy byli nie do końca jeszcze wiedzą, czy też wierzą w to, że są już byli. Zresztą owych byłych szybko przybywa, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę ostatnie drobne trzęsienie ziemi w polskiej polityce (dymisje ministrów Sikorskiego, Dorna i Krawczyka). Ale dziś chcę zająć się innymi przykładami: chodzi mi o byłych polityków z najwyższych stanowisk. Niewykluczone zresztą, że ich losy mogą być także pouczające dla wymienionej trójki byłych ministrów.

Aby z sukcesem pełnić rolę byłego prezydenta, premiera, czy równie wysokiego dostojnika trzeba mieć siłę osobowości, format i dokonania, które budują postać danej osoby, gdy już braknie zewnętrznych „źródeł” siły i pozycji, takich jak formalna władza, stanowisko, podwładni, itp. Można być np. krytycznym wobec pewnych działań prezydenta Wałęsy, ale nie można Mu odmówić tego, że jako jedna z bardzo niewielu postaci polskiego życia publicznego przełomu wieków ma z pewnością ten format, klasę i dokonania. Jego głos jako byłego prezydenta liczy się na świecie, a jego postać jest jedną z niewielu dobrze rozpoznawanych i pozytywnie kojarzonych polskich „marek”. To, jak dobrym jest byłym politykiem widać szczególnie na tle podejmowanych przez Niego nieudanych, lecz na szczęście dość rzadkich, prób powrotu do polityki bieżącej.

Na tym tle gorzej wypada bycie „byłym” prezydentowi Kwaśniewskiemu, przynajmniej do tej pory. Po części jest to niezawinione przez Niego: jest wciąż na tyle młody, że istotnie trudno może być się pogodzić z tym, że jest się już „byłym”. Dlatego wydaje się wciąż szukać, wciąż też pod Jego adresem wysuwane są rozmaite mniej lub bardziej realne oferty. A Kwaśniewski, choć generalnie prezydentem był sprawnym i w sumie dobrze się krajowi przysłużył, nie ma jednak tej charyzmy i formatu, co Jego poprzednik. Po odjęciu formalnych źródeł władzy i pozycji jego „kapitał ludzki” zostaje bardziej uszczuplony niż kapitał Wałęsy. Słysząc o urządzanych przez Niego co jakiś czas „obiadach czwartkowych” – forach dyskusyjnych, chciałoby się powiedzieć, że nie wystarczy jadać obiady w czwartki, żeby zaraz stały się to obiady czwartkowe.

I wreszcie przypadek ostatni, najbardziej niejasny: były premier Marcinkiewicz. Tu już w ogóle nie wiadomo, czy jest byłym politykiem, przyszłym prezesem banku, czy jeszcze kimś innym. Bardzo chce pokazać, że ma samodzielną siłę i pozycję, niezależną od owych źródeł zewnętrznych. Ale w jego wypadku nie wygląda to wiarygodnie. Widzimy, że jego „wartość netto”, po odjęciu wsparć politycznych z zewnątrz, pozycji formalnej, nie jest przekonująco wysoka. I szkoda, że w to gorączkowe poszukiwanie nowego miejsca dla Niego został zaplątany ważny polski bank, którego pozycji owe zawirowania na pewno nie służą.

Wynika z tego dość oczywista konkluzja: polityk, aby był dobrym byłym politykiem, musi być po prostu „kimś”. Problem jednak w tym, że w dzisiejszych czasach polityki medialno-marketingowej bycie „kimś” zwykle utrudnia, a nie ułatwia zostanie politykiem aktualnym.

Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)