ŚwiatJak przeżyć żałobę na emigracji?

Jak przeżyć żałobę na emigracji?

Przeżywanie emocji związanych z żałobą narodową dla emigrantów bywa trudniejsze niż dla Polaków w kraju. Jeszcze nigdy nie było nam tak daleko do domu – mówią emigranci.

Jak przeżyć żałobę na emigracji?
Źródło zdjęć: © AFP

19.04.2010 | aktual.: 19.04.2010 09:44

Za granicami Polski odprawiono już setki mszy w intencji ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, pod ambasadami i konsulatami zapalono tysiące zniczy, złożono wiele kwiatów. Polacy spotykają się, by symbolicznie pożegnać zmarłych tragicznie pasażerów i załogę samolotu, ale też, by znaleźć wsparcie i zrozumienie, mieć z kim dzielić smutek. Żałobę najtrudniej jest przeżywać w środowisku, które nie podziela naszych uczuć.

- W ostatni weekend w Polsce czas jakby stanął w miejscu. Zamarłam razem z Polską i do dziś czuję, że mój zegarek odmierza czas inaczej niż zegarki sąsiadów – mówi mieszkająca w Szwajcarii Maria. – Nie mogę się oderwać od polskiej telewizji i serwisów internetowych, bo to dla mnie jedyny sposób, by teraz być w kraju. Trzeba ocierać łzy rękawem, bo w firmie życie toczy się normalnym rytmem. Choć są osoby, które składają kondolencje, jeszcze nigdy nie czułam się za granicą tak obco, jak w ostatnich dniach.

Podobne doświadczenia ma Magdalena od 11 lat mieszkająca w Finlandii.

- Wieszam flagę z kirem podczas gdy sąsiedzi obok ze śmiechem zabierają się za wiosenne porządki – opowiada. - Choć przystają i słuchają, co się stało, zdaję sobie sprawę, że dla nich ta wiadomość to tylko smutny news z "dalekiego" świata. Dla mnie wiele nazwisk na liście pasażerów było jak uderzenia obuchem w głowę. Nie mogę oglądać lokalnej telewizji, bo błahe informacje np. z życia Tigera Woodsa irytująco przypominają, że wszystko kręci się jak zawsze. Na zwyczajność nie jestem gotowa.

Nie stąd

Psycholog Elwira Fiećko z Polskiej Poradni Psychologicznej w Norwegii uważa, że przeżywanie dramatycznych wydarzeń z Polski może być dla emigrantów o wiele trudniejsze niż dla Polaków w kraju.

- Te smutne wydarzenia w Polsce uświadamiają nam, że tak naprawdę żyjąc na emigracji, jesteśmy ludźmi "nie stąd" – komentuje. - W takich momentach czujemy, że należymy do Polski. Mocniej doświadczamy poczucia samotności i wyobcowania.

Niektórzy emigranci z Polski zarzucają miejscowym brak współczucia. Kondolencji i wyrazów solidarności mogłoby być więcej – mówią na forach internetowych. Trudno pogodzić się z faktem, że ktoś z miejscowych o tragedii w Polsce nie wie lub się tym faktem nie interesuje.

- Nie oczekujmy, że Norweg czy Anglik będzie z nami płakał tak, jak Polacy - radzi Elwira Fiećko. - Sam rytuał żałoby jest określony kulturowo i może się od społeczeństwa do społeczeństwa bardzo różnić. Przeżywanie żałoby zależy nie tylko od indywidualnych cech osoby, ale również od pochodzenia społecznego, kulturowego, narodowościowego. My, Polacy, jak nikt na świecie otaczamy kultem zmarłych, przywiązujemy ogromną rolę do nagrobków, obchodzimy Święto Zmarłych, pamiętamy o przodkach i rocznicach śmierci. Jest to jedna z cech naszej narodowości, która składa się na poczucie tożsamości narodowej. Tożsamość narodowa najogólniej mówiąc jest świadomością specyficzności grupy odniesienia, którą uważamy za swoją i którą chcemy współtworzyć, czujemy się za jej istnienie i zachowanie odrębności współodpowiedzialni. Na emigracji dotyka nas prawda, że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy tożsami kulturowo z innymi narodami.

Wolno płakać

W sytuacjach emocjonalnie trudnych nie zawsze wiemy, jak się zachować. Chcemy dawać upust emocjom, ale obawiamy wychodzić poza powszechnie przyjęte normy. Kiedy nadchodzi niespodziewana tragedia, sposobów na jej przeżywanie szukamy podświadomie w otoczeniu. Za granicą społecznych drogowskazów brakuje. Przeżywając żałobę w otoczeniu osób, które naszych uczuć dzielić nie mogą, czujemy się jeszcze bardziej niepewni swoich reakcji niż w środowisku dobrze znanym i emocjonalnie bezpiecznym. - Jeśli jesteś jedyną osobą w biurze, która nie może się skupić na pracy, bo ciągle chce się płakać, tym bardziej czujesz się jak wariatka – mówi mieszkająca w norweskim Fredrikstad Ania. – Próbuję się na siłę uspokoić powtarzając, że przecież nie znałam osobiście nikogo z tego samolotu. Co z tego, skoro tak mi jest szkoda ich rodzin!

Psycholog Elwira Fiećko radzi nie wstydzić się łez.

- W psychologii mówi się o żałobie jako procesie. Doświadczamy kolejno szoku, smutku, samotności, gniewu i poczucia winy, czasem depresji – tłumaczy. - Najważniejsze w procesie żałoby to przyznanie, że nastąpiła strata i uznanie faktu śmierci. Następnie poczucie, zidentyfikowanie, zaakceptowanie i wyrażenie wszystkich naszych reakcji na stratę. Ważne jest to, aby wyrażać emocje i się tego nie wstydzić. Współczesny świat nie daje nam pełnego przyzwolenia na okazywanie łez oraz smutku, rozpaczy, żalu. Dla równowagi psychicznej ważne jest doświadczanie i tych emocji, wiec my dajmy sobie to prawo sami.

Czego nie zdążyłem?

Wielu Polaków z zagranicy chciałoby pojechać na uroczystości żałobne w Warszawie lub pogrzeb pary prezydenckiej w Krakowie, jednak z różnych powodów nie może. Nie pozwalają obowiązki zawodowe, ceny biletów, również utrudnienia w komunikacji lotniczej w ostatnich godzinach.

- Setki tysięcy ludzi pójdzie na uroczystości żałobne, żeby w ten sposób wyrazić swój smutek i pożegnać zmarłych – mówi Krystyna mieszkająca w Trondheim. – Czuję, że moje miejsce jest tam, bardzo chcę pojechać, ale nie stać mnie na tę podróż. Bilet lotniczy kupowany w ostatniej chwili kosztuje majątek.

Zdaniem psychologa, doświadczenia ostatnich dni mogą przypominać emigrantom o wszystkich sprawach, których z powodu oddalenia od Polski nie mogli załatwić.

- Uważam, że przeżywanie tych dramatycznych wydarzeń z Polski może być o wiele trudniejsze dla emigrantów, bo przywołuje nasze osobiste dramaty związane ze śmiercią kogoś bliskiego – wyjaśnia. - Na przykład to, że nie zdążyliśmy pożegnać się z kimś z rodziny, gdy umierał, bo nie było nas w kraju, nie uczestniczyliśmy w pogrzebie ze względu na trudności z przyjazdem do Polski w określonym terminie, ktoś zginął tragicznie, a my nie odwiedziliśmy go podczas ostatniej wizyty w Polsce.

W takich chwilach boleśniej niż kiedykolwiek emigrant uświadamia sobie, jak wysoką cenę przychodzi niekiedy płacić za decyzję o wyjeździe z Polski.

Polskie spotkania

Od soboty ruch na polskojęzycznych serwisach internetowych oraz stronach społecznościowych jest o wiele większy niż zwykle. Według serwisu Alexa, strona internetowa jednej z polskich gazet od czasu katastrofy notuje 150% wzrost liczby odwiedzin w stosunku do tygodnia sprzed katastrofy. Szczególnie aktywni w sieci są polscy emigranci, którzy bardziej niż zwykle potrzebują informacji oraz spotkań, choćby internetowych, z tymi, którzy czują podobnie.

- Ja tego wszystkiego nie rozumiem, nie ogarniam, płaczę, już brak mi słów – opowiada o doświadczeniach ostatnich dni Ewa ze Szwajcarii – Swoje myśli publikuję w sieci. Dzielę się wspomnieniami o zmarłych z Polonią w Szwajcarii. Wczoraj napisałam o prezydencie Kaczorowskim.

Zdaniem Elwiry Fiećko, potrzeba bycia w grupie, choćby za pośrednictwem internetu, jest teraz szczególnie silna.

- To, czego nam teraz potrzeba, to psychologicznego "poczucia wspólnoty" (sense of community), poczucia, że przynależymy do grupy, w której nasze przeżycia są ważne dla innych jej członków – mówi. - Dlatego spotykamy się w gronie rodaków, którzy nas rozumieją. Rozmawiamy, wypowiadamy się na forach internetowych, częściej niż zwykle komunikujemy się z bliskimi w kraju, zapalamy świecie, odwiedzamy kościoły. Robimy to także dla nas samych, bo nie sposób trzymać w sobie tak wielu emocji, trzeba się nimi z kimś podzielić.

Nie ma się co łudzić, że trudne doświadczenia ostatnich dni pogodzą na dobre skłóconych i pozwolą zasypać tamy. To, że spotkania z innymi Polakami pomagają się uporać z szokiem i smutkiem, jest jednak faktem. Wystarczy bardzo niewiele, by sobie wzajemnie pomagać. Pobyć razem.

Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)