PolskaJak powstał KOR?

Jak powstał KOR?

Atmosfera beznadziei w PRL po marcu'68 i grudniu'70 oraz wewnętrzna potrzeba zrobienia czegoś dobrego dla represjonowanych robotników - to w opinii większości współpracowników KOR główna motywacja ich przystąpienia do tego ruchu.

23.09.2006 | aktual.: 23.09.2006 16:33

W sobotę, w 30. rocznicę powstania KOR, kilkuset byłych działaczy opozycyjnych spotkało się w dawnej Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego na konferencji poświęconej sytuacji robotników w PRL i działalności Komitetu Obrony Robotników.

Dlaczego ja? - takie pytanie o powody przystąpienia do KOR postawił uczestnikom dyskusji prowadzący ją prof. Andrzej Paczkowski. Sam odpowiedział, że miał wówczas propozycję współpracy z Komitetem, ale ostatecznie się tego nie podjął, bo - jak sam wyznał - bał się.

A dlaczego nie miałbym? - odpowiadał natomiast Mirosław Chojecki, prawie od początku w KOR. Czułam się w tamtym czasie na emigracji wewnętrznej i nagle, nie pamiętam skąd, wiadomość o powstaniu Komitetu, że można pomagać ludziom. Chwyciłam za telefon i weszłam w to - mówiła Anka Kowalska, która niemal od początku redagowała komunikaty KOR.

Przed konferencją na dziedzińcu BUW otwarto wystawę upamiętniającą inicjatywy Komitetu oraz jego najważniejszych członków. Prezentowane są na niej zdjęcia i biogramy członków i współpracowników KOR, a także historyczne dokumenty wydawane przez Komitet. Reprodukcje pochodzą ze zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej i ośrodka "Karta".

Skalę represji robotniczych przypomniał zebranym w BUW dr Paweł Sasanka z IPN. Mówił o odgórnym poleceniu zaostrzania sankcji karnych dla robotników z Radomia i Ursusa - gdy po czerwcu 1976 r. kolegia ds. wykroczeń skazywały ich na kary grzywny, wyższe instancje uchylały te orzeczenia i w ponownych procesach orzekano kary kilkumiesięcznego aresztu.

Dr Sasanka przypomniał, że do głównych, pokazowych procesów rzekomych prowodyrów robotniczych protestów, typowano ludzi z kryminalną przeszłością, by sprawa miała odpowiedni wydźwięk. Osoby te często nie miały nic wspólnego z zajściami poza tym, że przypadkiem znalazły się w ich okolicy.

W opinii historyka, osławione "ścieżki zdrowia", czyli przeganianie zatrzymywanych przed szpalerem milicjantów bijących pałkami, mogły być działaniem planowanym na wyższych szczeblach resortu spraw wewnętrznych. Zastanawia bowiem stosowanie tej metody i w Radomiu, i w Ursusie, i w niektórych warszawskich aresztach. To sami milicjanci mówili o tym "ścieżki zdrowia" - dodał dr Sasanka.

Kolejną częścią konferencji była dyskusja o obiegu informacji między KOR a światem zachodnim. Eugeniusz Smolar, w tamtym czasie pracujący dla BBC w Londynie podkreślał, że komunikaty od KOR były uznawane przez BBC za wiarygodne i niewymagające potwierdzenia w innym źródle, co świadczyło o ich rzetelności. Dodał, że z czasem zaczęły one kształtować świadomość zachodnich dziennikarzy i budować ich opinie o Polsce.

W tamtym czasie Eugeniusz Smolar w Londynie i jego brat w Paryżu byli "skrzynkami kontaktowymi" dla KOR-u z Polski - to do nich dzwoniono z Warszawy ze świeżymi komunikatami i oświadczeniami Komitetu. Ci zaś przesyłali je Radiu Wolna Europa, zachodnim mediom, Janowi Pawłowi II za pośrednictwem ks. Stanisława Dziwisza, rządowi londyńskiemu, międzynarodowemu Pen Clubowi, Amnesty International, Zbigniewowi Brzezińskiemu i intelektualistom.

Renate Marsch, która w latach 70. i 80. pracowała w Warszawie jako korespondentka mediów z RFN uznała natomiast, że z powodu cenzury praca korespondenta w Polsce była ciekawsza niż mogłaby być praca korespondenta w wolnym państwie.

Tutaj mieliśmy wprawdzie "Trybunę Ludu" i rządową telewizję, ale wiadomości musieliśmy tak naprawdę szukać sami i je weryfikować. Renate Marsch uważa, że w Polsce ludzie zawsze bali się najmniej ze wszystkich krajów komunistycznych. W Czechosłowacji, gdy jakiś opozycjonista poszedł do więzienia, a potem wychodził, otaczał go ostracyzm. A w Polsce się tym chwalili, gdy ktoś nie poszedł siedzieć, to się tak jakby trochę wstydził - żartowała Marsch.

Wyrazy prawdziwego uznania złożyła wszystkim, którzy podjęli odważną decyzję współpracy z KOR. My ryzykowaliśmy tylko tym, że odbiorą nam akredytację i każą wyjechać z Polski. Oni ryzykowali znacznie więcej - powiedziała niemiecka dziennikarka.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)