Jak polski naukowiec wygrał ponad 1,2 mln euro?
Udoskonaliłem technikę obrazowania siatkówki oka za pomocą tomografu optycznego OCT, dzięki czemu teraz tomografia jest 100 razy szybsza. To oznacza szybsze diagnozowanie chorób oka - powiedział Wirtualnej Polsce dr Maciej Wojtkowski. Młody naukowiec, pracujący w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, jako pierwszy Polak otrzymał Europejską Nagrodę dla Młodego Naukowca i ponad 1,2 mln euro euro grantu na badania naukowe.
WP: Otrzymał Pan bardzo prestiżową nagrodę, konkurując w drugim etapie konkursu ze 112 kandydatami z całej Europy. Na czym polega nowatorstwo tomografu, nad którym Pan pracował? Do czego on służy?
Dr Maciej Wojtkowski: Właściwie ta nagroda nie jest "za coś" tylko "na coś". Chodzi o to, że aktywność naukowa jest nagradzana w postaci możliwości rozwoju, czyli poprzez samodzielny duży projekt badawczy. Innymi słowy moja działalność naukowo-badawcza była na tyle profesjonalna, że można było mi zaufać i złożyć na "moje ręce" duże pieniądze na realizację grantu badawczego. Ta dotychczasowa działalność to m.in. praca nad nowymi technikami obrazowania siatkówki za pomocą urządzeń zwanych tomografami optycznymi OCT (ang. Optical Coherence Tomography). Mój wkład w tę dziedzinę był znaczny przez to, że miałem szczęście rozwijać metodę, którą inni uczeni zlekceważyli. W swoich pracach pokazałem, że metoda ta jest lepsza od dotychczas używanych. Umożliwia bowiem 100-krotnie szybsze obrazowanie. Dzięki temu tomografia optyczna OCT stała się prawdziwą tomografią – czyli metodą pozwalającą na wirtualną rekonstrukcję trójwymiarowej struktury obiektu mierzonego na żywo.
Jednym z założeń moich prac badawczych jest opracowanie nowych technik obrazowania na żywo z dokładnością zbliżoną do badań mikroskopowych (histologii). W tej chwili, żeby dokładnie stwierdzić, jakie są zmiany chorobowe trzeba pobrać wycinki tkanki i analizować je pod mikroskopem (wykonać biopsję)
. Tak jest np., gdy chcemy się przekonać czy któryś z naszych wewnętrznych organów nie ma zmian nowotworowych. Często dotarcie do danego narządu jest bardzo trudne, a pobranie materiału biologicznego - niemożliwe. Często też można mieć problemy ze zwykłym wcelowaniem w chorą część ciała lub pobranie materiału grozi szybkim rozwojem choroby. Dlatego staramy się w naszych pracach, aby mieć możliwość wykonywania bezinwazyjnych biopsji za pomocą światła. Pierwszym krokiem jest obrazowanie siatkówki oka, która po prostu zostałaby zniszczona przez jakąkolwiek próbę biopsji. W tej chwili możemy widzieć warstwy siatkówki z dokładnością do kilku mikrometrów, czyli o grubości dziesięciokrotnie mniejszej niż grubość włosa.
Dzięki temu okuliści mogą ocenić zmiany chorobowe siatkówki w bardzo wczesnej fazie choroby i dalej zatrzymać jej rozwój za pomocą leków lub operacyjnie.
"W Bostonie - 30-50 pomiarów dziennie"
WP: Czy tomograf jest już używany w szpitalach? Ilu chorym może pomóc i jakie choroby może powstrzymać?
- Oko ludzkie to podstawowy organ, dzięki któremu nasz mózg kontaktuje się ze światem zewnętrznym. Jest to też bardzo wrażliwe "urządzenie" i podatne na wszelkie infekcje organizmu. Jest to związane głównie z tym, że oko jest bardzo silnie ukrwione. Dodatkowo raz zniszczone fotoreceptory nie mają tendencji do odnawiania się. Dlatego niezmiernie istotne jest obrazowanie siatkówki w sposób łatwy, bezbolesny i wygodny dla pacjenta. Tak, żeby w przyszłości takie badania miały nawet charakter badań okresowych. Poza tym stworzenie wirtualnego modelu oka w komputerze i bardzo precyzyjne określenie rejonów zmian pozwala lepiej planować zabiegi chirurgiczne czy sposób leczenia. Dotyczy to bardzo wielu schorzeń takich jak jaskra, zwyrodnienie plamki związane z wiekiem, odwarstwienia siatkówki, otwory siatkówkowe, wylewy wewnątrzgałkowe i naczyniówkowe, błony przedsiatkówkowe, trakcje i wiele innych. Jeśli chodzi o to ilu pacjentom może to urządzenie pomóc, to wiem, że w średniej wielkości klinice w Bostonie robionych
było około 30-50 pomiarów dziennie. Daje to mniej więcej wyczucie, jakie jest zapotrzebowanie na takie urządzenie.
"Wróciłem, bo w Polsce nie jest źle"
WP: Wrócił Pan z zagranicznych uniwersytetów do Polski, dlaczego? Chyba sytuacja ekonomiczna naukowców w naszym kraju nie jest zbyt zachęcająca? Sam Pan mówi w jednym z wywiadów, że dysponowaliście "mizernymi środkami".
- Trudno jest generalizować, jeśli chodzi o sytuację ekonomiczną naukowców. To zależy, czym się uczeni zajmują. Są takie kierunki badań stosowanych, które tak jak w moim przypadku można bezpośrednio wprowadzić w życie. Dzięki temu zdobycie funduszy na takie badania jest nieco łatwiejsze niż w pracach podstawowych, które są dużo droższe i bardziej ryzykowne pod względem końcowego rezultatu. Wracałem do pracy w Polsce, bo wierzyłem, że przy odpowiednio profesjonalnym podejściu będzie okazja na zdobycie większych funduszy.
Z drugiej strony wydawało mi się (i chyba nadal mi się wydaje), że jest tu wiele potencjału – infrastruktura niezbędna do prowadzenia badań na uniwersytetach jest całkiem niezła. Wiele jeszcze trzeba zrobić, ale nie jest źle. Przede wszystkim jednak jest potencjał ludzki, przekonuję się o tym pracując ze studentami, którzy nie odbiegają wiedzą i możliwościami od swoich europejskich, amerykańskich czy azjatyckich kolegów. Tylko nie mają specjalnie szansy, żeby nauczyć się bardzo praktycznych rzeczy, które pozwolą im być fachowcami najwyższej światowej klasy. Chciałbym prowadząc badania w zespole naukowym mieć możliwość uczenia tych unikatowych umiejętności. Uczenia praktycznego, które przełoży się jednocześnie na wyniki pracy całego zespołu badawczego.
"Miałem szczęście, ale szczęściu trzeba pomagać"
WP: Ponad 1,2 mln euro na badania to dużo czy mało?
- Jest to kwota na pięć lat i na prowadzenie całego projektu badawczego, włącznie z zatrudnieniem sześciu osób. Nie są to duże pieniądze np. porównując do warunków funkcjonowania najlepszych grup amerykańskich w tej samej dziedzinie (taki jest mniej więcej ich roczny budżet). Jednak na warunki polskie jest to suma wystarczająca na rozruch profesjonalnej grupy badawczej.
WP: Nad czym Pan teraz pracuje?
- Obecnie pracujemy nad nowymi technikami obrazowania nie tylko struktury, ale także funkcji narządów ludzkich. Chcemy np. zobaczyć czy siatkówka pracuje normalnie czy nie zanim pojawią się chorobowe zmiany struktury siatkówki.
WP: Czy tomografem po przyznaniu Panu nagrody zainteresowano się za granicą?
- Nie trzeba było nagrody, żeby się zainteresowano za granicą. W krajach rozwiniętych takich jak Stany Zjednoczone zawsze znajdzie się grupa ludzi, która jest w stanie przewidzieć skutki pewnych odkryć naukowych i próbować pozyskać ludzi, którzy są w stanie pomóc wdrożyć te odkrycia. Dwa lata temu byłem w Stanach Zjednoczonych i wtedy zauważono, że moje prace (jeszcze z Polski) są wartościowe, a doświadczenie, jakie miałem, mogą pomóc nadgonić lub przegonić inne grupy. Czułem, że moja praca była tam bardzo doceniona. Tomografem zainteresowano się na tyle skutecznie, że w tej chwili istnieje już około ośmiu firm, które wdrożyły tę technologię. Na szczęście pierwszą z nich była firma krajowa z Zawiercia.
WP: Jakie rady dałby Pan młodym naukowcom, którzy zaczynają karierę. Dlaczego udało się Panu "wygrać" z zagranicznymi naukowcami?
- Udało mi się "wygrać" prawdopodobnie dlatego, że miałem więcej szczęścia. Ale pamiętajmy, że szczęściu trzeba pomagać! Np. pisząc dobre wnioski grantowe. Jeśli miałbym coś radzić, to tylko jedno – trzeba starać się być bardziej profesjonalistą niż geniuszem.
Rozmawiał Adam Przegaliński, Wirtualna Polska
Celem Europejskiej Nagrody dla Młodego Naukowca (EURYI - European Young Investigator Award) jest zachęcenie wyjątkowo uzdolnionych, młodych naukowców z całego świata do pracy na rzecz rozwoju naukowego Europy, a tym samym wspieranie rozwoju młodego pokolenia wybitnych europejskich naukowców. W 2006 r. odbyła się już czwarta, a zarazem ostatnia edycja konkursu o Nagrodę EURYI. Nagroda umożliwia 5-letnie finansowanie zwycięskiego projektu badawczego. Całkowita wartość nagrody może wynosić do 1 250 000 euro, wypłacanych w rocznych ratach. Nagroda EURYI jest corocznie przyznawana 25 laureatom.
Konkurs adresowany jest do młodych naukowców z całego świata (2-8 lat po doktoracie, z możliwością uwzględnienia uzasadnionych przerw w karierze naukowej). Głównym założeniem EURYI jest warunek, że laureaci po otrzymaniu nagrody poświęcą się wyłącznie nagrodzonemu projektowi badawczemu.
Procedura konkursowa obejmuje dwa etapy:
I etap: krajowy (koordynowany przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej) - wybór dwóch kandydatów do dalszego etapu konkursu
II etap: europejski (koordynowany przez European Science Foundation) - decyzja o wyborze laureatów spośród kandydatów zgłoszonych przez organizacje członkowskie.