Piłują mokre drzewo. Pensja 1,80 euro. Tak pracują więźniowie na Białorusi
Kobiety i mężczyźni w białoruskich więzieniach muszą na przykład piłować mokre drewno czy ręcznie zdejmować izolację kabli. - Moja pierwsza miesięczna pensja tam naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. To było 6,66 rubli (równowartość 1,80 euro) - opowiada DW Natalia Hersche.
- Te warunki pracy naprawdę przypominają niewolnictwo - mówi była więźniarka polityczna Natalia Hersche. Kobieta przebywała w więzieniu dla kobiet w Homlu za udział w marszu protestacyjnym w Mińsku.
- Stanowiska pracy nie są odpowiednio wyposażone. Maszyna do szycia stoi na prostym drewnianym stołku. Tylko nieliczni otrzymują buty, które są wymagane przez przepisy BHP dla szwaczek. Czas pracy wynosi sześć godzin dziennie z dwiema przerwami po pięć do 10 minut każda. Obiad podawany jest o godzinie 12:00. Często pracuje się również w weekendy, gdy trzeba szybko wykonać jakąś pracę - wspomina opozycjonistka.
Jej zakład karny znany jest z produkcji odzieży dla białoruskich organów ścigania. Natalia odmówiła szycia mundurów. W konsekwencji już nie mogła otrzymywać paczek i odbierać telefonów od rodziny oraz została umieszczona w izolatce. W końcu kazano jej szyć ubrania robocze dla firmy budowlanej.
Zobacz też: Ceny paliw szybują. Zandberg: to test dla premiera, kto rządzi w Polsce
W tym samym więzieniu również odbywa karę znana więźniarka polityczna: Maryja Kalesnikawa. Od lata 2020 r. jest twarzą ruchu opozycyjnego, który oskarża Aleksandra Łukaszenkę, rządzącego Białorusią od 1994 roku, o fałszerstwa wyborcze.
Wszyscy więźniowie na Białorusi są prawnie zobowiązani do pracy w trakcie kary pozbawienia wolności. Pracy nie wolno odmówić, gdyż grozi to karą dyscyplinarną lub nawet przedłużeniem kary pozbawienia wolności.
Wasil Zawadski, założyciel organizacji "Instytucja Informacyjno-Społeczna TimeAct", podkreśla, że białoruskie prawo pracy w rzeczywistości dotyczy także więźniów. Rzeczywista sytuacja pokazuje jednak, że można mówić o "niewolnictwie". Organizacja "TimeAct" prowadziła kampanię na rzecz praw więźniów, zanim społeczeństwo obywatelskie na Białorusi zostało całkowicie stłumione przez reżim Łukaszenki w wyniku protestów przeciwko fałszerstwom wyborczym.
Według Wasila Zawadskiego, który pracował w więziennictwie na Białorusi prawie 25 lat, rzeczywistość wygląda następująco: 40 godzin płatnej pracy tygodniowo plus nieodpłatna praca na podwórku i w ogrodzie bez umowy o pracę, wysoki cel pracy i niskie wynagrodzenie. - Więźniowie nie mogą wybierać rodzaju pracy. Nie mogą dowiedzieć się o swoich prawach pracowniczych ani ich bronić - mówi obrońca praw człowieka i lekarz.
Sześć rubli za szycie
- Moja pierwsza miesięczna pensja naprawdę zrobiła na mnie wrażenie: 6,66 rubli (równowartość 1,80 euro) – ironizuje Natalia Hersche. Według doniesień przykładowo dyrektor banku i polityk Wiktar Babaryka, uważany za obiecującego kandydata w wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 roku i odbywający karę 14 lat więzienia w Nowopołocku, początkowo musiał pracować sześć dni w tygodniu jako palacz w piekarni.
Otrzymał za to niecałe dwa ruble (równowartość 0,56 euro). Później został przeniesiony i od tamtej pory pracuje przy wyrobach piekarniczych, choć i tam są problemy z warunkami pracy: wysokie temperatury i słaba wentylacja.
Obrońcy praw człowieka zwracają uwagę, że płace są bardzo niskie, ponieważ potrącane są z nich wydatki na żywność i odzież, koszty uboczne i grzywny. - Dla więźniów politycznych praca jest środkiem karania. Dla zwykłych więźniów praca zdecydowanie nie jest sposobem na reformę. Jest mało prawdopodobne, że ktoś stanie się lepszy, jeśli ciężka i niebezpieczna praca nie przynosi mu żadnych korzyści materialnych – mówi Paweł Sapełka, prawnik z białoruskiego centrum praw człowieka "Viasna".
Produkcja kosztem skazańców
Innym powodem wykorzystywania więźniów jako taniej siły roboczej jest nastawienie zakładów karnych na zysk. Pod kontrolą białoruskich władz więziennych znajduje się 15 fabryk i dziewięć warsztatów. Skazani są zatrudniani głównie w przetwórstwie drewna i metalu, produkcji odzieży i obuwia, rolnictwie i przemyśle.
Robią części zamienne dla mińskiego producenta pojazdów MAZ, fabryki traktorów MTZ i innych zakładów. Na stronie internetowej zakładu karnego, która przypomina wizytówkę firmy handlowej, można zapoznać się z tym, co wytwarzają skazani. W 121-stronicowym katalogu można znaleźć nie tylko specjalną odzież, ale także grille, kostkę brukową, okna, meble i sofy.
Zanim Zachód nałożył na Białoruś sankcje, niektóre zakłady poprawcze nawet eksportowały swoje produkty za granicę. Według informacji zebranych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Praw Człowieka (IGFM) we Frankfurcie nad Menem z pomocą białoruskich obrońców praw człowieka, niektóre z tych produktów jeszcze można znaleźć za granicą.
- Do niedawna zakład karny w Nowosadach sprzedawał meble za granicę. Więzienie w Iwacewiczach, o ile się nie mylę, dostarczał je do Francji - mówi Wasilij Sawadzki, dodając, że więzienia te mogą nawet ze sobą konkurować.
Informacje o warunkach pracy pod kluczem
Oficjalne źródła nie ujawniają warunków, w jakich pracują skazani. - Wszystko, co dotyczy więzień na Białorusi, jest trzymane pod kluczem - mówi Paweł Sapełka. Informacje są przekazywane albo przez samych więźniów, albo przez tych, którzy zostali zwolnieni.
Według adwokata skargi dotyczące naruszeń zasad bezpieczeństwa pojawiają się regularnie. - Nie wszyscy są wyposażeni w odzież i sprzęt ochronny. W większości przypadków więźniowie pracują w tych samych ubraniach, w których chodzą na posiłki i przebywają w celach. W wielu więzieniach produkcja odbywa się przy użyciu przestarzałego sprzętu, co prowadzi do wypadków, które rzadko są odpowiednio rejestrowane - powiedział przedstawiciel centrum praw człowieka "Viasna".
Była więźniarka Natalia Hersche relacjonuje: "Gdy przychodziliśmy do pracy, pracowało tam jednocześnie pięć do sześciu grup. Ponadto trwały prace malarskie i unosił się bardzo silny zapach farby. Jedna z kobiet zachorowała, straciła przytomność i wpadła między maszyny do szycia. Wyprowadzono ją na zewnątrz i przez pół godziny siedziała na ławce. Następnie miała kontynuować szycie. Ale po 10 minutach znów straciła przytomność. W końcu wezwano karetkę pogotowia. Zobaczyłam ją trzy tygodnie później. Chodziła o lasce, przeszła udar".
Naciski na więźniów politycznych
Praca wykonywana przez osoby uwięzione z powodów politycznych jest często wykorzystywana jako środek nacisku. W ośrodku "Viasna" znane są przypadki kierowania więźniów do pracy w przemyśle ciężkim. Musieli na przykład piłować mokre drewno, ręcznie zdejmować izolację kabli lub wyciągać metal ze zużytych opon.
- Taką pracę można nazwać pracą przymusową. Robi się to nie tylko po to, by upokorzyć więźniów, ale także po to, by na nich zarobić - skarży się obrońca praw człowieka Paweł Sapełka.
Autor: Yanina Moroz
Przeczytaj też:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski