Jak młoda Amerykanka uratowała życie Adolfowi Hitlerowi
Na początku swojej kariery politycznej, wiele lat przed zdobyciem władzy, Adolf Hitler dwukrotnie o włos uniknął śmierci. Najpierw zbłąkana kula cudem ominęła lidera nazistów, dzień później przed odebraniem sobie życia uratowała go młoda Amerykanka. Wydarzenia te przybliża Andrew Nagorski w książce "Hitlerland", która niedawno ukazała się w Polsce nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Nagorski próbuje zilustrować portret Niemiec widzianych oczami Amerykanów, którzy mieszkali i pracowali w tym kraju w czasie, kiedy Adolf Hitler dochodził do władzy i kiedy ruszała zabójcza nazistowska machina. Jest to niezwykła opowieść o tym, jak Niemcy przeszły od wojującej demokracji do totalitarnej dyktatury.
Na samym początku lat 20. ubiegłego wieku niewielu słyszało o Adolfie Hitlerze, a jeszcze mniej brało go na poważnie. Ówczesna Republika Weimarska, powołana po klęsce Cesarstwa Niemieckiego w I wojnie światowej, była państwem niechcianym zarówno przez prawicowców, jak i lewicowców - jedni i drudzy życzyli jej rychłego końca, krajem wstrząsały kolejne kryzysy, a pożywką dla chaosu politycznego była drastycznie pogarszająca się sytuacja ekonomiczna.
Jak pisze Adrew Nagorski w "Hitlerlandzie", w takich warunkach "demagodzy wszelkiej maści znajdowali chętnych rekrutów, którzy wciąż nie mogli się pozbierać po upokarzającej klęsce, olbrzymich stratach i karzących postanowieniach traktatu wersalskiego". Nic więc dziwnego, że w Monachium bardzo szybko rozgłos zaczął zdobywać "porywający mówca o wyjątkowym talencie organizacyjnym", jak określił go jeden z amerykańskich korespondentów, czyli właśnie Hitler.
Przyszły przywódca III Rzeszy regularnie wygłaszał płomienne przemówienia w popularnych monachijskich piwiarniach. Zwykłym zrządzeniem losu na jesieni 1922 roku na jednym z takich wystąpień zjawił się Ernst Hanfstaengl, syn Niemca i Amerykanki. Choć jeszcze o tym nie wiedział, to dość przypadkowe spotkanie miało na zawsze zmienić nie tylko jego życie, ale również wpłynąć na losy świata.
Putzi, czyli po bawarsku "mały", jak przekornie nazywano Hanfstaengla ze względu na jego pokaźny wzrost, był zachwycony osobą przywódcy nazistów. Po wystąpieniu podszedł do niego, przedstawił się i zamienił z nim kilka zdań, wyrażając swój podziw. Po powrocie do domu z entuzjazmem opowiadał żonie o "żarliwym, zniewalającym młodzieńcu" (Hitler miał wtedy dopiero 33 lata) i długo nie mógł zasnąć.
Platoniczna miłość Hitlera
Hanfstaengl uznał, że Hitler ma szanse dotrzeć ze swoim niekomunistycznym programem do zwykłych Niemców i szybko związał z nim swoje losy, będąc przekonanym, że może on daleko zajść. Zaczął działać jako jego propagator i doradca prasowy, choć początkowo jego zaangażowanie miało nie tylko charakter polityczny, ale i towarzyski. Wynikało to z niezwykłego pociągu Hitlera do jego małżonki - Helen.
Z domu nazywała się Niemeyer. Urodziła się w Nowym Jorku w rodzinie niemieckich imigrantów, męża poznała w USA, gdy prowadził tam rodzinny biznes. Pobrali się na miejscu w 1920 roku - ona miała 27 lat, on był od niej starszy o sześć lat. Rok później, już po narodzinach ich jedynego dziecka - syna Egona, przeprowadzili się do Monachium. Nagorski w swej książce zwraca uwagę, że Helen nie dysponowała urodą gwiazdy filmowej, jednak miała "wyrazistą twarz, bystre niebieskie oczy, włosy modnie zaczesane do tyłu i ubierała się tradycyjnie, ale szykownie".
Według Ernsta przyszły dyktator był zachwycony jego "piękną, jasnowłosą" żoną i wcale nie przeszkadzało mu, że jest Amerykanką. Z dnia na dzień Hitler stał się częstym gościem w domu Hanfstaenglów, gdzie potrafił godzinami rozprawiać o swoich nadziejach i planach na odrodzenie Niemiec. Jak podkreślała Helen, "lubił spokojną, ciepła domową atmosferę" i "wydawało się, że nasz dom lubi najbardziej ze wszystkich, do których był zapraszany". Należy jednak pamiętać, że afekt byłego kaprala do 29-latki był całkowicie platoniczny. Putzi sugerował, że Hitler jest impotentem, a jego uczucia nigdy nie wyszły poza całowanie w rękę i przynoszenie kwiatów. "Helen przyznawała mu rację, że jej adorator jest być może 'bezpłciowy', ale nie miała wątpliwości, że czuł do niej pociąg" - czytamy w "Hitlerlandzie".
Zresztą ta fascynacja w pewnym sensie była odwzajemniona, ponieważ również i ona uważała przywódcę nazistów za pociągającego "młodego mężczyznę" o "bardzo niebieskich oczach". Po latach wspominała, że był ciepłą osobą i "wyraźnie lubił dzieci lub dobrze udawał" Amerykanka była zafascynowana skłonnością Hitlera do "gadania, gadania i gadania". Jego głos opisywała jako "hipnotyzujący". Podobnie jak mąż uważała, że przywódca nazistów może wyciągnąć Niemcy z kryzysu. "Jego plany odrodzenia kraju dla większości obywateli brzmiały idealnie" - pisała.
Pucz monachijski
Populistyczne hasła Hitlera były niczym woda na młyn w gnębionym przez hiperinflację kraju. On sam zaczął błyskawicznie zdobywać rozgłos w Bawarii. Na jesieni 1923 roku poczuł się na tyle silny, by otwarcie wzywać do buntu przeciwko rządowi. Hanfstaengl wspominał, że 8 listopada wieczorem, w dniu, który przeszedł do historii jako początek puczu monachijskiego, Hitler rozkazał brunatnym koszulom otoczyć salę wielkiej piwiarni, w której przemawiał, a sam ogłosił rozpoczęcie "narodowej rewolucji".
Lider nazistów wprowadził na zaplecze przebywających wtedy na sali trzech wysokich bawarskich urzędników, żądając od nich poparcia puczu i obiecując wysokie stanowiska. - Panowie, żaden z nas nie opuści tej sali żywy! Jest was trzech, a ja mam cztery pociski. To wystarczy dla nas wszystkich, jeśli mi się nie uda - miał powiedzieć Hitler, przystawiając sobie rewolwer do głowy.
Według relacji świadków na nikim nie zrobiło to większego wrażenia, a urzędników do domu wypuścił gen. Erich Ludendorff, czołowy dowódca niemiecki z I wojny światowej, który popierał nazistów i wziął udział w puczu. Wojskowy zadowolił się jedynie ich obietnicą, że staną po stronie spiskowców.
Hitler, zainspirowany zwycięskim Marszem na Rzym, dzięki któremu faszyści z Benito Mussolinim na czele przejęli władzę we Włoszech, planował przejąć kontrolę nad zgromadzonymi w Bawarii wojskami. Wraz z połączonymi bojówkami miał poprowadzić je na Berlin i obalić Republikę Weimarską. Dyktator był przekonany, że jego działania spotkają się z entuzjastyczną reakcją niemieckiego społeczeństwa. Głęboko pomylił się jednak w swych rachubach.
Gdy rankiem 9 listopada uzbrojeni puczyści, prowadzeni przez Hitlera i Ludendorffa, pomaszerowali do centrum miasta, większość mieszkańców Monachium pochowała się w domach, a na buntowników czekała już uzbrojona w karabiny i broń maszynową policja. Generał i były kapral nie przerwali marszu - byli przekonani, że władze nie odważą się otworzyć ognia do bohaterów wojennych.
Tej przesadnej pewności siebie Hitler omal nie przypłacił życiem. Kiedy policjanci pociągnęli za spusty, śmiertelny strzał dosięgnął jego bliskiego współpracownika, który szedł z nim ramię w ramię. Wystarczyłaby drobna zmiana trajektorii lotu pocisku, a losy świata potoczyłyby się zupełnie innymi torami. Łącznie na miejscu zginęło kilkunastu puczystów i czterech policjantów. Nazistowski przywódca uciekł z tylko zwichniętym ramieniem.
Nie pozwoliła, by odebrał sobie życie
Schronienie znalazł w wiejskim domu Hanfstaenglów pod Monachium, gdzie zastał tylko Helen, bowiem Putzi z obawy przed aresztowaniem, nie wrócił do miejsca zamieszkania. "Stał tam trupio blady, z gołą głową, z twarzą i ubraniem pochlapanymi błotem, a lewa ręka zwisała mu z ramienia pod dziwnym kątem" - opisywała Amerykanka Hitlera stojącego przed jej drzwiami. Przyszły dyktator był wściekły, uważał, że go zdradzono. Przysiągł, że "będzie walczył o swoje ideały do ostatniego tchu".
Następnego dnia rano lider nazistów nosił się z zamiarem ucieczki do Austrii. Wysłał towarzyszącego mu lekarza do Monachium, by zorganizował nowe auto. Jednak zamiast samochodu, do domu Hanfstaenglów przyjechała policja. Kiedy Helen powiedziała mu, że zaraz zostanie aresztowany, wyglądał na zdruzgotanego. - Wszystko stracone, wszystko poszło na marne! - krzyknął Hitler. Potem rzucił się do szafki i sięgnął po pistolet. Wtedy pani Hanfstaengl złapała go za rękę i odebrała mu broń. - Co ty sobie wyobrażasz? Chcesz zostawić tych wszystkich ludzi, których zainteresowałeś swoim planem ocalenia kraju, i odebrać sobie życie? (...) Oni liczą na ciebie, chcą, byś ich poprowadził - zrugała go krzycząc.
Jak relacjonuje Nagorski w "Hitlerlandzie", załamany lider nazistów padł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach, a Helen wykorzystała ten moment, by schować broń w pojemniku z mąką. Następnie kazała mu podyktować instrukcje dla jego stronników, żeby wiedzieli co robić, gdy on będzie siedzieć w więzieniu. Hitler podziękował jej za przypomnienie "o jego obowiązkach wobec ludzi" i podyktował swoje rozkazy.
Nigdy nie dowiemy się, czy Hitler rzeczywiście chciał się zabić. "Tylko kilku ludzi z najbliższego otoczenia wiedziało wówczas, że to młoda Amerykanka, żona jednego z najwcześniejszych zwolenników, nie pozwoliła, by odebrał sobie życie. Czyn ten uchroniłby ludzkość przed katastrofalnymi konsekwencjami jego późniejszego politycznego odrodzenia - pisze autor "Hitlerlandu".
Jak potoczyłyby się losy Niemiec i świata, gdyby Adolf Hitler zginął w 1923 roku? Według Nagorskiego bez Hitlera nazistom najprawdopodobniej nie udałoby się zdobyć władzy absolutnej. Niemcy mogłyby "przyjąć autorytarny kurs, który być może przekształciłby się w dyktaturę wojskową. Jednak nawet wówczas nie musiałoby to się odbyć na przerażającą skalę III Rzeszy ze wszystkimi tragicznymi konsekwencjami".
Siedział w ich głowach aż do śmierci
Co do samych Hanfstaenglów, to ich małżeństwo rozpadło się w 1936 roku. Gdy Hitler dowiedział się o rozwodzie od znajomych Helen, oświadczył: "Dobrze, bardzo dobrze. Wyślę jej telegram z gratulacjami". Po czym dodał: "Zresztą nie, to nic nie da". Dwa lata po rozejściu z mężem, Helen wróciła do USA. W latach 50. osiadła ponownie w Monachium i tam zmarła w 1973 roku. Do końca nie przestawała zachwycać się swoimi bliskimi związkami z Hitlerem.
Putzi zdawał sobie sprawę, że kiedy jego żona wystąpiła o rozwód, traci kolejne ogniwo łączące go z Hitlerem. Od czasu objęcia przez lidera nazistów pełni władzy, pozycja Hanfstaengla konsekwentnie słabła. Uwikłał się w konflikt z ministrem propagandy Josephem Goebbelsem, został usunięty ze sztabu Führera, a sam wódz przejawiał coraz większą niechęć do swojego niedawnego przybocznego. Ze wzgardą potraktował jego zapewnienia, że potrafi tak poprowadzić kontakty z USA, aby nie stały się przeciwnikiem III Rzeszy.
W końcu w obawie o własne życie Putzi uciekł do Szwajcarii, a gdy zapewnił bezpieczny wyjazd z Niemiec swojemu synowi Egonowi, osiadł w Wielkiej Brytanii. Będąc obywatelem niemieckim, został internowany zaraz po wybuchu wojny i trafił do Kanady. Stamtąd zdołał przeszmuglować list, który trafił na biurko samego prezydenta USA. Hanfstaengl znał się z prezydentem jeszcze z czasów pobytu w Nowym Jorku. Ostatecznie znalazł się w amerykańskim areszcie i dostarczał wywiadowi informacji o Hitlerze i innych nazistowskich przywódcach.
Były przyboczny Führera pełną wolność odzyskał dopiero w 1946 roku. Ostatnie lata życia spędził w Monachium. Według relacji bliskich do kresu swych dni "zachłystywał się Hitlerem". W wywiadzie udzielonym w 1973 roku oświadczył, że niemiecki dyktator "ciągle siedzi mu w głowie". Zmarł rok później, w wieku 89 lat.
Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska