Jak leczyć aresztanta Pęczaka?
Lekarze opiekujący się w areszcie byłym
posłem SLD Andrzejem Pęczakiem nie zgodzili się podawać mu nowych
leków. Zmianę terapii zaleciła prokuratura i biegli sądowi -
informuje "Gazeta Wyborcza".
10.08.2005 | aktual.: 10.08.2005 11:39
Konflikt rozpoczął się od faksu, który do aresztu przy ul. Smutnej przyszedł z łódzkiej prokuratury apelacyjnej. Były w nim zalecenia lekarzy z Zakładu Medycyny Sądowej, którzy badali Pęczaka w czerwcu poza więzieniem. Chodzi m.in. o zmianę leków, przeprowadzenie trzymiesięcznej kuracji antybiotykowej i wykonanie dodatkowych badań. Dyrektor aresztu kazał lekarzom więziennym wykonać te zalecenia. Ale ci odmówili. "To absolutny skandal, żeby o sposobie leczenia decydował faks prokuratora" - tłumaczy Andrzej Sosnowski, lekarz z łódzkiego więzienia. "Poza tym znamy świetnie stan pana Pęczaka, był przez nas leczony dobrze. Nie trzeba zmieniać leków ani powtarzać badań" - dodaje gazecie.
Biegli z Zakładu Medycyny Sądowej badali Pęczaka na polecenie sądu po tym, jak obrona złożyła wniosek o uchylenie aresztu ze względu na zły stan zdrowia (Pęczak schudł w areszcie 17 kg). Na podstawie opinii biegłych sąd zdecydował, że Pęczak nadal będzie w areszcie. I że może być tam leczony. Jolanta Badziak z łódzkiej prokuratury: "W faksie prokurator po prostu przekazał do aresztu sugestie biegłych co do tego leczenia".
"Przecież to nie była sugestia, tylko polecenie" - protestuje Sosnowski. "Zastanawiam się, o co tu chodzi? Czy biegli coś u posła wykryli, czy może szukają jakiejś choroby - raka albo zmian zwyrodnieniowych? Może chcą go wywieźć na neurochirurgię, bo takiego oddziału nie ma w więzieniu. Musiałby się wtedy leczyć na zewnątrz, czyli trzeba by uchylić areszt. Nie chcę się dać wmanewrować w takie rozgrywki" - mówi "Gazecie Wyborczej". (PAP)