Jak kupiliśmy rakietę w Iraku
W ciągu trzech dni, za równowartość 1500 zł,
wysłannik "Gazety Wyborczej" w Bagdadzie kupił potężną, ręczną
rakietę, którą można zestrzelić helikopter. Jak pisze w dzienniku
Mariusz Zawadzki, handlarze byli rozczarowani, że chciał tylko
jedną.
14.11.2003 | aktual.: 14.11.2003 06:05
Transakcja odbyła się w Faludży, leżącej kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Bagdadu. To tam najczęściej atakuje się Amerykanów. Stamtąd wywodzi się większość przedsiębiorców, którzy w czasach Saddama robili kokosy na kontraktach dla armii. To, w porównaniu z Bagdadem, zupełnie inny świat. Ulice kipią od nienawiści do Amerykanów - opisuje reporter "Gazety Wyborczej".
Nabywca rakiety postanowił przekazać nabytek Amerykanom, obawiając się przy tym, że mogą go zastrzelić, zanim zdąży się odezwać. Gdy po niejakich perypetiach dziennikarz dotarł przed oblicze porucznika wywiadu Bruce'a Haysa, ten wyznał mu "z rozbrajającą szczerością, że nie wie, co robić". Dodał, że na taką sytuację nie opracowano procedur. (jask)
Więcej: rel="nofollow">Gazeta Wyborcza - Jak kupiliśmy rakietę w IrakuGazeta Wyborcza - Jak kupiliśmy rakietę w Iraku