"Jak ktoś chce się poddać kastracji, to do Tuska"
Co się stało z zapowiadanym pod koniec 2008 r. przez premiera projektem ustawy o przymusowej, farmakologicznej kastracji pedofilów-recydywistów - nad tym zastanawiali się politycy w Radiu Zet. - Premier nie wycofał się z kastracji chemicznej - przekonywał Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO. - Jak ktoś chce się poddać kastracji, powinien zgłosić się do premiera - podkreślił Wojciech Olejniczak z SLD.
Joachim Brudziński z PiS powiedział, że "idzie o zakład", że premier Tusk "rakiem wycofa się" z pomysłu pozbywania się akcji i udziałów przez posłów i senatorów, tak jak "rakiem wycofał się z pomysłu kastracji chemicznej".
Zdaniem szefa klubu PO, Zbigniewa Chlebowskiego premier nie zapomniał o projekcie ustawy o kastracji chemicznej.
Na pytanie Moniki Olejnik, co ma zrobić człowiek, który chce się poddać kastracji chemicznej, Wojciech Olejniczak z SLD powiedział: powinien zgłosić się do premiera. Ta wypowiedź wywołała rozbawienie wśród polityków.
Premier Donald Tusk mówił w 2008 r., że chciałby, aby przymusowa tzw. kastracja farmakologiczna była stosowana wobec pedofilów po odbyciu przez nich wyroku. Szef rządu zamierza wprowadzić w Polsce "najbardziej represyjny i rygorystyczny zapis wobec zbrodniarzy, którzy gwałcą dzieci".
- Idziemy w tych pracach w stronę przymusowego leczenia po odbyciu kary - mówił premier w TVN24. Według niego przymusowa kastracja farmakologiczna powinna być traktowana jako środek zapobiegawczy. - Mówimy o przymusowym leczeniu pedofila, który nie jest w stanie panować nad swoim popędem i gwałci dzieci - powiedział.
Premier wyjaśniał, że przymusowa kastracja farmakologiczna dotyczyłaby tych osób, które - jak powiedział - "szczególnie okrutnie realizują swoje żądze wynikające z choroby" i ich przestępstwo zostałoby zakwalifikowane jako zbrodnia. Zaznaczył, że to sąd orzekałby konieczność leczenia, a biegli lekarze decydowaliby jak miałoby ono przebiegać i jak długo miałoby trwać.