"Jak idzie Kaczyński, to maszeruje nienawiść"
Jak widzę marsz z pochodniami, to myślę sobie, że maszeruje nienawiść - mówi w wywiadzie dla "Polska The Times" Małgorzata Kidawa-Błońska. - Jak może polityk, który przecież był premierem Polski, mówić, że nie poda ręki prezydentowi, który został wybrany w demokratycznych wyborach? Od polityków oczekuję innych zachowań. To jest zaprzeczenie wszystkiego, czym są wiara, szacunek dla ludzi, tolerancja, miłość i wybaczenie - dodaje.
- Jestem tym przerażona. Przecież te osoby wcześniej wychodzą z kościoła, a później idą z hasłami nienawiści i nietolerancji - mówi nawiązując do niedzielnego wiecu zwolenników Jarosława Kaczyńskiego pod Pałacem Prezydenckim.
- Wszystkie złe rzeczy brały się z tego, że ktoś czuł się opuszczony, nieszczęśliwy i przychodził ktoś, kto obiecywał: jak pójdziesz ze mną, to możesz być wielki. Tak, emocje są podobne jak w 1933 r. Uważam, że skala nietolerancji i nienawiści ludzi związanych z PiS jest ogromna.
Pani pradziadek (Władysław Grabski) wiosną 1926 r. napisał broszurę pt. "Jak zażegnać największe niebezpieczeństwo" i postulował w niej polityczne zawieszenie broni. Dzisiejsze nastroje mogą doprowadzić do wybuchu na skalę 1926 r.?
- One są trochę inne, ale też bardzo niebezpieczne. W każdym społeczeństwie jest grupa ludzi, którzy czują się źle, są niedocenieni. Jarosław Kaczyński próbuje na tych emocjach budować poparcie dla PiS.
Jarosław Kaczyński rzuca piękne hasła silnego państwa, silnych ludzi, wielkiej Polski i zawsze w takich sytuacjach jest grupa ludzi, która te słowa chwyta. I zawieszenie broni niczego tu nie da. Pamiętamy, jak wyglądała Polska za rządów PiS.
- Grupa ludzi skupionych wokół prezesa Kaczyńskiego jest przekonana, że są wielkimi patriotami. Ale uważam, że dzisiaj dzieje się coś bardzo złego. W 1926 r. grupa ludzi bardzo chciała przejąć władzę. Oczekiwali, że musi coś ich w życiu spotkać lepszego.