Jacek Żakowski: zapraszam panią Szydło do Warszawy
- Mam taką sprawę na oku. Gorąco prezes Beatę Szydło zapraszam, żeby przyjechała i ją rozwiązała. Sprawa jest w Warszawie, gdzie Pani Prezes bardzo często bywa. Jeśli „nic się nie da zrobić”, jeszcze w tym roku publiczna podstawówka, do której chodzi moja wnuczka, straci szkolne boisko – pisze Jacek Żakowski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta twierdzi, że skierowanie małej ustawy reprywatyzacyjnej do Trybunału Konstytucyjnego było jednym z kilku głupstw popełnionych przez prezydenta Komorowskiego pod koniec kadencji. W związku z tym Żakowski prosi o interwencję prezes Szydło, która może przekonać obecnego prezydenta do wycofania ustawy z Trybunału.
"Trzeba mieć odwagę i przyjechać do ludzi. A słowa, że nie można i się nie da, muszą zniknąć z języka polskiej polityki" - mówiła Beata Szydło w Kielcach podczas spotkania na Placu Artystów. Jestem bardzo "za". Za tym, żeby władza przyjeżdżała do ludzi i za tym, żeby "nie da się" zniknęło z języka polityki. Ale nie tak ogólnie, w formie tromtadrackich okrzyków, że "dla chcącego nic trudnego", tylko konkretnie, praktycznie, w formie rozwiązań spraw nie do rozwiązania.
Mam akurat taką na oku. Gorąco prezes Beatę Szydło zapraszam, żeby przyjechała i ją rozwiązała. Sprawa jest w Warszawie, gdzie Pani Prezes bardzo często bywa. Jeśli „nic się nie da zrobić”, jeszcze w tym roku publiczna podstawówka, do której chodzi moja wnuczka, straci szkolne boisko. Kilkaset dzieci zostanie zamkniętych w betonowych murach. Miasto przez wiele lat starało się temu zapobiec, ale przy obecnym prawie "reprywatyzację" można było tylko opóźniać. Do czasu. I ten czas teraz nadszedł. Teraz miasto musi oddać boisko cwaniakom, którzy urządzą tam parking. Kosztem dzieci, które zostaną zamknięte w czterech ścianach, gdy walczący o władzę politycy mają usta pełne troski o następne pokolenia.
Jeszcze kilka tygodni temu sprawa wydawała się przynajmniej chwilowo załatwiona. Bo po latach legislacyjnej męki parlament uchwalił wreszcie tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną, która m.in. dawała miastu prawo pierwokupu reprywatyzowanych działek i ograniczała możliwość działania cwaniaków od "reprywatyzacji". Niestety wśród kilku głupstw, które prezydent Komorowski zrobił pod koniec swego urzędowania, było skierowanie małej ustawy reprywatyzacyjnej do Trybunału Konstytucyjnego.
Gdyby Bronisław Komorowski wygrał wybory i został na drugą kadencję, boisko w szkole mojej wnuczki przepadłoby ostatecznie. Ale - jak wiadomo - Komorowski przegrał i prezydentem jest teraz Andrzej Duda. Nowy prezydent może uratować boisko oraz około setki innych nieruchomości oświatowych (szkół, przedszkoli, parków itp.), wycofując ustawę z Trybunału, podpisując ją i ewentualnie wnosząc o zbadanie konstytucyjności poszczególnych przepisów. Byłoby to logiczne, bo przecież nie cała ustawa jest sprzeczna z konstytucją, a tylko część jej przepisów.
Podpisanie ustawy przez prezydenta Dudę może uratować wiele placówek oświatowych, ale nikogo ostatecznie żadnych praw nie pozbawi, bo Trybunał będzie mógł ją podważyć. W najgorszym razie "spadkobiercy" dostaną swoje nieco później. Natomiast paroletnie zapewne czekanie na werdykt Trybunału przed podpisaniem ustawy przez prezydenta, oznacza, że w tym czasie dziesiątki ważnych dla Warszawiaków obiektów zostanie bezpowrotnie "zreprywatyzowane", co często oznacza oddanie cwaniakom z rozmaitych powiernictw i kancelarii.
O wycofanie ustawy z Trybunału i podpisanie jej do prezydenta Dudy apelowało już wiele organizacji społecznych. Ale odpowiedzi brak. Niektórzy partyjni koledzy prezydenta Dudy podtrzymują wersję jego poprzednika. Ale PiS nie głosowało w Sejmie przeciw tej ustawie. Wstrzymało się tylko od głosu, co oznacza, że nie jest pewne jej niekonstytucyjności. Dlaczego zatem prezydent miałby uważać, że nie można pozwolić, by Trybunał podjął decyzję zanim miasto będzie musiało ostatecznie "oddać" ważne społecznie obiekty?
Pani Prezes, bardzo gorąco zapraszam Panią do Warszawy. Proszę się odważyć i przyjechać do ludzi, spotkać się z uczniami, rodzicami, nauczycielami, a następnie umówić się z prezydentem (dla Pani to chyba nietrudne), odwiedzić go może razem z prezydent Warszawy i zrobić to, co inaczej "się nie da" - przekonać go do wycofania małej ustawy reprywatyzacyjnej z Trybunału i podpisania jej, by przynajmniej w Warszawie nie znikały przedszkola, szkoły, boiska i parki.
Przekonując prezydenta do obrony społecznych interesów przed pazernością cwaniaków ma pani nieczęstą okazję pokazać, że da się zrobić coś, czego przez ćwierć wieku "się nie dało" zrobić, czyli nadać prywatyzacji, reprywatyzacji, prywatnej własności i prawu posiadania ich społeczny sens.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski