Jacek Żakowski: najpierw koncert władzy, potem koncert sprzeciwu
Po KOD, Klubach Obywatelskich, sędziach, dyrektorach szkół, medykach, historykach, twórcach kultury, dziennikarzach - uczestniczki "czarnego poniedziałku" są kolejną grupą tworzącą infrastrukturę sprzeciwu. Jak na niespełna roczne sprawowanie władzy, rząd PiS ma już bezprecedensowy dorobek w mobilizowaniu społecznego oporu. Na razie opór jest bezowocny. Ale to dopiero początek - pisze Jacek Żakowski dla WP Opinii.
30.09.2016 | aktual.: 30.09.2016 12:27
Mam słowa pocieszenia dla tych, którzy się martwią, że wrześniowy marsz KOD nie wypadł tak okazale, jak marsze przedwakacyjne. A dla tych, którzy cieszyli się, że KOD wysycha i może niebawem padnie, mam łagodną przestrogę. Nie cieszcie się, a tym bardziej nie martwcie się na zapas. To wszystko jest dopiero przygrywka. Przygrywka nowej władzy i przygrywka społeczeństwa, które ta nowa władza atakuje. A mówiąc precyzyjniej - wciąż jeszcze trwa strojenie instrumentów. Obie strony dopiero się przygotowują, żeby pokazać, kto w Polsce co potrafi i kogo tu na co stać.
Minister Błaszczak ostrzega u Bogdana Rymanowskiego, że 11 listopada KOD może się posunąć do prowokacji, bo paliwo jakim jest spór władzy z Trybunałem już się wypaliło i coraz mniej osób przychodzi na marsze, więc jego zdaniem „Komitet Obrony Dotychczasowości” potrzebuje nowego impulsu. To jest kompletnie fałszywa diagnoza. Problemem jest dziś raczej nadmiar skłaniających do sprzeciwu impulsów niż ich brak. I wszystkie one powodują reakcje. W miarę jak Zła Zmiana dotyka kolejnych sfer życia, kolejne grupy zaczynają się budzić do walki. Żadnych dodatkowych impulsów skłaniających do demonstrowania sprzeciwu nikt nie musi wymyślać. Problem polega na tym, jak ogarnąć te, które już są.
W końcu września dyrektorzy szkół zgromadzeni na gdańskim zjeździe Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty aż kipieli ze złości na to, jak rząd dewastuje szkoły. Przedstawiciele zawodów medycznych, pierwszy raz wszyscy razem, domagali się od władzy poważnego stosunku do kryzysu finansowego, płacowego i kadrowego w służbie zdrowia. Twórcy dopinali zapowiedziany na początek października opozycyjny Kongres Kultury Polskiej, którego paliwem jest arbitralność ministra w sprawach, o których nie ma pojęcia i próba narzucenia kulturze jednego PiS-owskiego sznytu. W tych samych dniach historycy zwołali na 5 listopada Nadzwyczajny Zjazd Badaczy Dziejów Najnowszych, by przeciwstawić się bezrozumnej, nachalnej "polityce historycznej" władzy, która - jak mówi legenda peerelowskiej opozycji prof. Karol Modzelewski - chce zdziecinnić Polaków. Dziesiątki tysięcy kobiet błyskawicznie odpowiedziały na facebookowy apel Krystyny Jandy o zorganizowanie (w poniedziałek, 3 października) jednodniowego strajku kobiet przeciw krytykowanej nawet przez Martę Kaczyńską barbarzyńskiej ustawie antyaborcyjnej.
W uszach mamy wciąż uchwały wrześniowego Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich, marsze Straży Granicznej, protesty celników, uchwały organizacji skupiających samorządy i samorządowców. I to jeszcze nie wszystko. Bo poza zaatakowanymi przez rząd, zaczynają się burzyć rozczarowani przez PiS. Frankowicze są oczywiście w czołówce, ale tuż za nimi stoją w kolejce kupcy, którym PiS obiecał zrobić porządek z hipermarketami, ale nie potrafi. Tuż za kupcami czekają górnicy, którym PiS obiecał złote góry i oczywiście nie może się wywiązać. A są też rolnicy, którzy stracili na dopłatach i dużo więcej stracą niebawem na CETA, czyli umowie handlowej Brukseli z Kanadą, którą rząd boi się zawetować. Dalej są młodzi, bo rząd obiecał im bardzo tanie mieszkania, które już okazały się wcale nie tak tanie, zwykli nauczyciele, którzy stracą pracę z powodu "reformy", wyrzucani z pracy urzędnicy, pracownicy spółek kolonizowanych przez setki Misiewiczów itp.
Opozycja nie ma dziś problemu wysychajcych protestów, ani wypalenia się paliwa, jakim był atak na Trybunał. Ma problem nadmiaru, i wykraczającego poza dotychczasowe ramy polityki, charakteru protestów. Mnożące się kolejne protesty nie mieszczą się ani w wąskiej (obrona konstytucji) tożsamości KOD, ani w partyjnych podziałach. Partie, oczywiście, chciałyby je okiełznać i wjechać na nich na szczyty sondaży, ale to nie są protesty w ścisłym sensie polityczne. W sporej części odnoszą się one także do tego, co robiła PO i do tego, co chce robić Nowoczesna (na przykład w służbie zdrowia).
Zresztą Nowoczesna pod względem wizji ustrojowej niewiele różni się od PiS, pisząc w swoim programie, że kto wygrywa wybory i zdobywa władzę, powinien mieć w zasadzie wolną rękę. Jej managerska wizja państwa niewiele różni się od wizji Kaczyńskiego, którą w łagodniejszej formie wdrażała PO. A protestujący chcą podmiotowości, nie tylko bardziej sprawnego zarządzania. Na przykład dzisiejsze protesty samorządów i sędziów przeciw działaniom PiS są tylko bardziej radykalną formą protestów przeciw działaniom koalicji PO-PSL, która postępowała podobnie (np. arbitralnie likwidując część sądów i deregulując profesje prawnicze). Protest kobiet też w istocie rzeczy jest kontynuacją wieloletnich sporów środowisk kobiecych z PO, która np. wciąż obiecywała in vitro, ale latami nie umiała się z tej obietnicy wywiązać. A spór PiS z twórcami, który zmobilizował ich do zwołania niezależnego Kongresu Kultury, to ostrzejsza faza sporu, który po zorganizowanym przez min. Zdrojewskiego krakowskim Kongresie Kultury doprowadził do powstania Obywateli Kultury oraz Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych.
Zaszłości sprawiają, że partie polityczne (może z wyjątkiem Razem) źle czują się w krajobrazie mnożących się protestów przeciw rządom PiS. A partie wpisały się już w KOD. To sprawia, że obok siebie zaczynają istnieć dwa nurty oporu. Jeden polityczny, tworzony przez partie parlamentarne i KOD. Drugi społeczny, tworzony przez grupy obywateli bezpośrednio zaatakowanych lub pokrzywdzonych przez władzę. Tym nurtom chwilowo trudno jest się spotkać. Podobnie jak trudno jest się spotkać protestującym dyrektorom szkół z protestującymi sędziami, twórcom ze strażą graniczną, a nawet historykom z kobietami, które zastrajkują w "czarny poniedziałek". To sprawia, że wszystkie te protesty mają raczej symboliczne niż praktyczne znaczenie. Różne grupy dają - jak kiedyś pisał Herbert - świadectwo, i - na razie - tyle.
Ludzie protestują, a władza uchwala, co chce i rządzi, jak chce. Dużo z tego wszystkiego chwilowo nie wynika. Ale to nie znaczy, że nic nie wynika. Bo to przecież dopiero strojenie instrumentów. Jest naturalne, że każdy instrument stroi się osobno. Ale każdy kto chodzi do opery albo filharmonii wie, że po kakofonii strojenia zaczyna się koncert.
Instrumenty władzy jeszcze na dobre nie zaczęły działać. Sądząc z zapowiedzi, prawdziwy koncert Jarosław Kaczyński planuje na przełomie roku. Instrumenty społecznego oporu będą stroiły się dłużej. Zanim zagrają w orkiestrze, jak kiedyś zagrały w pierwszej "Solidarności", minie wiele długich miesięcy. Choćby z tego powodu, że nie widać jeszcze dyrygenta, który taki koncert poprowadzi. Dyrygent pojawi się dopiero, kiedy proces strojenia instrumentów po stronie sprzeciwu dojrzeje i infrastruktura oporu będzie gotowa, by dać polityczny koncert. Ale wcześniej władza musi zagrać swój koncert, do którego jest już prawie gotowa.
Jacek Żakowski dla WP Opinii
Jacek Żakowski - publicysta "Polityki", kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas, autor kilkunastu książek i programów tv. Laureat m.in. Superwiktora, dwóch Wiktorów, nagrody PEN Clubu i nagrody im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Członek Towarzystwa Dziennikarskiego i Rady Funduszu Mediów.
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.