Jacek Protasiewicz: PiS wykorzystuje dramat w Kijowie do promocji Jarosława Kaczyńskiego
Moje oburzenie tym, co robią politycy PiS, trwa. Wykorzystują dramatyczną sytuację w Kijowie do własnych celów partyjnych. Do promocji przedwyborczej PiS i Jarosława Kaczyńskiego - mówi w rozmowie z Agnieszką Burzyńską dla "Wprost" Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, szef dolnośląskiej PO i prawa ręka premiera.
02.02.2014 | aktual.: 02.02.2014 13:12
Agnieszka Burzyńska, "Wprost": Syndrom NWP, czyli nadmiernego wzmożenia partyjnego. Wie pan, co to za choroba?
Jacek Protasiewicz: To syndrom stale obecny w PiS, udzielający się innym prawicowym politykom.
Choroba cechująca zagończyków, a nie poważnych polityków, dopadła pana i objawiła się we wściekłym ataku na polityków PiS za ich obecność na Majdanie. Po co to panu?
Moje oburzenie tym, co robią politycy PiS, trwa. Wykorzystują dramatyczną sytuację w Kijowie do własnych celów partyjnych. Do promocji przedwyborczej PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Wystąpienia na Majdanie, które podkręcają atmosferę, są wbrew strategii liderów opozycyjnych i są igraniem z ogniem przy beczce prochu. Gdybym usłyszał wystąpienia posłów Hofmana czy Poręby nawołujące do kompromisu, do zaakceptowania idei porozumienia z Janukowyczem, powiedziałbym: "Tak trzymać, panowie". Ale mówienie o tym, że nadejdzie czas zwycięstwa, nie jest rolą żadnego obcego polityka w Kijowie. Mówienie ze sceny do Ukraińców, którzy walczą o swoją ojczyznę, o Jarosławie Kaczyńskim, przekroczyło granice kompromitacji.
A to dlaczego?
A co Ukraińców obchodzi lider polskiej opozycji? Jaki on ma wpływ na los ukraińskiego państwa, Majdanu i negocjowanie trudnego kompromisu między opozycją a Janukowyczem?
Pan uważa, że posłowie PiS pojechali tam, aby podgrzewać atmosferę, a nie pokazać: jesteśmy z wami?
Wiem, jak wyglądały rozmowy. Były próby nakłonienia liderów opozycyjnych partii do zaproszenia Jarosława Kaczyńskiego do Kijowa. Mówili mi o tym zaniepokojeni przedstawiciele opozycji.
Co mówili? Sugeruje pan, że Kaczyński próbował wymusić zaproszenie na Majdan?
Nie wiem, czy Kaczyński sam o tym wiedział, ale jego nadgorliwi giermkowie próbowali wcisnąć jego wizytę w zeszły poniedziałek. Cel dla mnie jest jasny. Po to, aby promować Jarosława Kaczyńskiego i PiS jako kontynuatorów polityki wschodniej prowadzonej przez Lecha Kaczyńskiego. Chcieli zaproszenia, aby Jarosław Kaczyński wystąpił na scenie jako gość honorowy. Takiego zaproszenia Kaczyński nie otrzymał. W związku z tym wyjazdu na Ukrainę nie było, bo im nie chodziło o to, aby pokazać solidarność, tylko o to, by obok Kliczki i Jaceniuka wygłaszać przemówienia ze sceny.Janukowycz na zwolnieniu, premier zmieniony ekspresowo. Władza się cofa.
Może jednak uderzy się pan w pierś i powie: "Pomyliłem się. Zamiast krytykować polską opozycję, sam powinienem tam być, a nie bawić się na balu w Świdnicy"?
Nie mam podstaw uważać, że choroba Janukowycza ma charakter dyplomatyczny. Nie jest jednak oznaką słabości. Jest daniem czasu opozycji na przemyślenie strategii, zanim scenariusz konfrontacji zostanie uruchomiony. Scenariusz konfrontacji nadal jest aktualny. Prędzej będzie konfrontacja niż ustąpienie Janukowycza z fotela prezydenta.
Zabrzmiało ponuro...
Janukowycz w rozmowach z liderami europejskimi wyraża irytację eskalacją żądań opozycji, uważając, że spełnił najważniejsze postulaty. Oczekuje teraz pozytywnej reakcji ze strony liderów opozycyjnych, którzy mają tego świadomość, więc żaden obcy polityk nie powinien się narzucać z podpowiadaniem decyzji. To jest ich odpowiedzialność moralna, historyczna i ich ryzyko. Natomiast jeśli chodzi o balowanie, nie mam sobie nic do zarzucenia.
Nie żałuje pan, że nie było pana wtedy na Majdanie? Ani tego tweeta z balu: "Karnawał w Świdnicy, bal w pięknych wnętrzach i super towarzystwie. Nikt mi nie powie, Polacy umieją się bawić"?
Wysłanie tweeta mogło być błędem, sądząc po reakcji, jaką wywołał. Natomiast w tym dniu na Majdanie nie miały miejsca tragiczne zdarzenia. Wręcz przeciwnie, padła oferta kompromisu ze strony prezydenta Janukowycza. Na prośbę premiera byłem w kontakcie z liderami ukraińskiej opozycji. Skutkiem wieczornych uzgodnień, prowadzonych w trakcie balu świdnickiego, była rozmowa premiera Tuska z Jaceniukiem, prawdopodobnym przyszłym premierem Ukrainy. I jeśli ktoś mi zarzuca, że zamiast zajmować się Ukrainą, wolałem balować, to albo ma złą wolę, albo nie wie, o czym mówi.
Tańczył pan?
Tańczyłem. Lubię tańczyć. Polityk na balu, który sztywno siedzi za stołem, krępuje innych uczestników i przeszkadza ludziom. Poza tym jest karnawał i ani w Polsce, ani na Ukrainie nie ogłoszono żałoby narodowej.
Jacek Saryusz-Wolski, kolega z pana partii, pisze: "Wróciłem z Majdanu, byłem na barykadach i w namiotach. Nastroje powstańcze. Pytali, dlaczego Europa tylko mówi, a nie stosuje sankcji. Było mi wstyd". Panu nie jest wstyd?
Mnie nie jest wstyd. Posła Saryusz-Wolskiego nie było podczas ostatnich rozmów premiera Tuska z szefem europarlamentu i Komisji Europejskiej, pewnie dlatego że ponoszą go w tej sprawie zbyt duże emocje.
Nie wie, o czym mówi?
W polityce emocje biorą górę nawet u doświadczonych polityków. Każdy ma prawo do błędu. Jego radykalny pogląd jest w PO w mniejszości. Sankcje są ostatecznością.
Cały wywiad w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".
Czytaj na Wprost.pl: Protasiewicz: PiS wykorzystuje dramat w Kijowie do promocji Kaczyńskiego