J. Kaczyński wygrał proces z Niesiołowskim
W osobistym liście i w telewizji wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski (PO) ma przeprosić prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego za nieuprawnione sugestie, że były premier miał wpływ na powstanie książki IPN "SB a Lech Wałęsa; przyczynek do biografii". Ponadto ma powstrzymać się od dalszych wypowiedzi na ten temat i zapłacić 10 tys. zł na cel dobroczynny - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie.
Niesiołowski skomentował, że odwoła się od tego wyroku, który uznaje za "zdumiewający". Podkreślił, że jedynie korzystał z wolności słowa, wyrażając opinie o J.Kaczyńskim.
Były premier i prezes PiS żądał, by sąd nakazał Niesiołowskiemu przeprosiny za jego wypowiedź medialną z 2008 r., że książkę pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" historycy IPN Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk napisali na polecenie J. Kaczyńskiego. Prezes PiS poczuł się też dotknięty słowami Niesiołowskiego, że wykorzystując swe polityczne znaczenie, miał on wpłynąć na powstanie i treść tej książki, "w akcie politycznej zemsty, w celu zdyskredytowania swoich przeciwników politycznych".
Niesiołowski wnosił o oddalenie pozwu. Zapewniał, że potrafi udowodnić, iż "bez polityki PiS książka o Wałęsie by nie powstała". Dodał, że dziwi go, że w politycznej dyskusji idzie się do sądu, zamiast polemizować publicystycznie. Przed sądem twierdził, że wypowiadał oceny, gdyż jego zdaniem J. Kaczyński jako premier "stworzył klimat" do powstania książki.
- Osoba Lecha Wałęsy w czasie jego działalności opozycyjnej od lat budzi kontrowersje na tle lustracyjnym. Faktem powszechnie znanym jest wzajemna niechęć Wałęsy i Lecha Kaczyńskiego. Wiadomo też, że różne są oceny IPN - mówiła sędzia Anna Pawłowska uzasadniając wyrok. Podkreślała, że właśnie z tych przyczyn Niesiołowski naruszył dobra osobiste powoda: bo zasugerował, że Jarosław Kaczyński w celu walki politycznej naruszył niezależność i autonomię IPN.
Sąd uznał, że słowa Niesiołowskiego dla telewidza w istocie "oznaczały oskarżenie Jarosława Kaczyńskiego. Według sądu, Niesiołowski nie wykazał, że jego działanie nie było bezprawne, a chcąc wygrać proces, miał taki obowiązek. - Nie ma żadnych dowodów, że powód wpłynął na IPN, gdzie powstała książka "SB a Lech Wałęsa..." - mówiła sędzia Pawłowska. Podkreśliła, że zeznający w procesie jako świadkowie Cenckiewicz i Gontarczyk oświadczyli, że w ogóle nie rozmawiali o książce z J. Kaczyńskim, a prezes IPN Janusz Kurtyka zeznał, że z premierem Kaczyńskim rozmawiał, gdy książka już powstawała.
Sąd przyznał, że wypowiedzi Niesiołowskiego były oceną, a nie wypowiedzią o faktach, oraz że większa jest swoboda krytyki osób publicznych, ale zarazem podkreślił, że oceny muszą mieć rzetelne podstawy - a tu ich nie było.
J. Kaczyński - reprezentowany w sądzie przez jedną z renomowanych kancelarii prawnych - żądał kilkakrotnych przeprosin w telewizji oraz w "Gazecie Wyborczej" oraz osobistych, podpisanych przez Niesiołowskiego, przeprosin listownych i 10 tys. zł na Polską Akcję Humanitarną.
Sąd uznał, że wystarczą przeprosiny jednokrotne w TVN24, gdzie Niesiołowski udzielił wywiadu, oraz listowne - jeśli powód sobie tego życzy. Zasądzonej kwoty 10 tys. zł na cel dobroczynny nie uznał za wygórowaną dla wicemarszałka sejmu. Oprócz tego Niesiołowski ma zwrócić Kaczyńskiemu 2,6 tys. zł kosztów adwokackich i 1,5 tys. zł kosztów sądowych.
Wyrok nie jest prawomocny. Niesiołowski uznał go za "zdumiewający" i powiedział, że się od niego odwoła. - Ja mam takie zdanie, taką opinię o całej sprawie - dodał.
W sierpniu Niesiołowski przegrał w I instancji proces z posłem PiS Arkadiuszem Mularczykiem, o którym powiedział, że wyciągał z IPN "fałszywe oświadczenia", czym skompromitował się "jako adwokat, jako polityk i jako człowiek". Chodziło o to, jak Mularczyk reprezentował sejm przed Trybunałem Konstytucyjnym ws. ustaw o lustracji i o IPN. Sąd uznał, że wypowiedź Niesiołowskiego nadszarpnęła wiarygodność Mularczyka jako polityka i adwokata. Niesiołowski argumentował w procesie, że jego wypowiedź była oceną zachowania powoda przed TK, i wnosił o oddalenie pozwu. Wicemarszałek już zapowiedział apelację także w tej sprawie.