PolskaIrak zmienił ich życie

Irak zmienił ich życie


Kiedy nasi żołnierze wyjeżdżali na misję do Iraku, bali się, ale jechali na ochotnika. Wierzyli, że po powrocie będzie tak samo, jak przed wyjazdem. Nie było. Niektórym świat przewrócił się do góry nogami.

Irak zmienił ich życie
Źródło zdjęć: © AFP

05.09.2007 | aktual.: 05.09.2007 10:07

Andrzej Zielke służył w Batalionie Remontowym w Elblągu. Miał 26 lat, był sympatycznym i lubianym żołnierzem. Pojechał do Iraku na drugą zmianę. Jego żona Marzena, była w tym czasie w ciąży, a syn Patryk miał trzy lata.

Andrzej dzwonił często do żony, opowiadał, co robi. A wykonywał bardzo niebezpieczne zadania. Przygotowywał do zniszczenia irackie składy z amunicją, z których korzystali rebelianci. Zginął podczas takiej akcji. Dzień wcześniej dzwonił do żony. Snuł plany na przyszłość. Chciał zostać na trzecią zmianę. Następnego dnia po jego telefonie na posesję państwa Zielke zajechał samochód, a w nim dowódca jej męża w asyście innego oficera i lekarza. Kobieta domyślała się najgorszego, ale miała jeszcze nadzieję. Bardzo chciała, żeby powiedzieli, że mąż narozrabiał, ale żyje. Niestety, wiadomość była tragiczna. Dowódcy nie mogła przejść przez gardło. Świat zawalił jej się w jednej chwili.

Potem był wyjazd do Królewa Malborskiego, na wojskowe lotnisko, gdzie wylądował samolot z trzema trumnami. Jedną z tych trumien zabrała ona. Pogrzeb z wojskowym ceremoniałem odbył się w Próchniku. To obecnie jedna z dzielnic Elbląga, ale wciąż wygląda jak wieś. Na pogrzebie były przemówienia ważnych oficjeli z Warszawy, żołnierze wystrzelili salwę honorową. Mnóstwo kwiatów przykryło mogiłę jej męża. To było dla niej jak koszmarny sen. Ledwie trzymała się na nogach. Drugi synek Eryk, który urodził się, gdy mąż był w Iraku, miał dopiero dwa miesiące. Ojciec nigdy go nie zobaczył.

Po pogrzebie mąż śnił jej się co noc. Prosił, żeby zapaliła świeczkę na jego grobie. Szła więc na cmentarz i zapalała. Minął jeden miesiąc, drugi, trzeci, czwarty. Myślała, że czas będzie leczył rany, ale nic takiego nie odczuwała.

Eryk jest podobny do taty

Od tamtego czasu minęły trzy lata i dwa miesiące. Marzena Zielke przeprowadziła się do innej dzielnicy, bliżej centrum. Razem z synami zajmuje teraz trzypokojowe mieszkanie. Przedtem mieszkali w przedwojennym, wiejskim domu podcieniowym. Połowę domu zajmowali oni, a drugą połowę rodzice jej męża.

Psychicznie jest teraz lepiej, ale fizycznie ciężko - mówi Marzena Zielke. Jej młodszy syn często choruje. Sama musi jeździć z nim na pogotowie czy do przychodni. Nie ułożyła sobie życia na nowo, nie wyszła ponownie za mąż.

Na razie nie planuję wychodzić za mąż, moi synowie są najważniejsi- mówi. Eryk podobny jest do ojca jak dwie krople wody, to wykapany tata.

Tragicznie zmarły mąż śni jej się nadal. Ale bardzo rzadko, raz na dwa, trzy tygodnie. Tak jak zawsze uśmiechnięty. Za życia też był często uśmiechnięty- mówi Marzena Zielke. Nadal jeździmy na grób, dwa razy w tygodniu, zapalamy znicz.

Pani Marzena chętnie podjęłaby pracę zawodową, ale młodszy syn jest chorowity. Musiałaby często brać zwolnienia lekarskie. Na razie myślę o dzieciach- mówi. Wstrzymuje się więc z podjęciem decyzji o pracy zawodowej, choć dostała już propozycję z Agencji Mienia Wojskowego.

Wojsko zajmuje się nami- mówi Marzena Zielke. W każdej chwili, gdybym potrzebowała pomocy, mogę dzwonić.

Postawił kołnierz kamizelki kuloodpornej

Inny żołnierz, Marcin Maludziński z Batalionu Medycznego w Elblągu, przeżył wybuch podczas konwoju w Iraku.

Nie spodziewali się tego wybuchu. W pobliżu była iracka ludność cywilna. Jadąc w konwoju, rozmawiał o czymś z siedzącym obok lekarzem. Po wybuchu czuł, że umiera, ale ktoś go wyciągał z samochodu, ktoś go ratował. Był w kamizelce kuloodpornej. Kołnierz kamizelki postawiony do góry ochronił go. Odłamki zmasakrowały mu lewą nogę i lewą rękę. Gdyby nie kołnierz wzmocniony metalową sztabką, odłamki mogłyby uszkodzić tętnicę szyjną. Wówczas byłoby po nim. Potem były długie miesiące leczenia szpitalnego i rehabilitacja. Powoli usprawniał nogę. Ręka była poskręcana śrubami. We wrześniu czeka go kolejna operacja ręki i dalsza rehabilitacja. Ale już może chodzić. Noga się wyleczyła- mówi. * * Rwie się do pracy zawodowej. Munduru jednak założyć nie może, bo już nie jest żołnierzem. Jednak wojsko pomogło mu. Został zatrudniony jako cywilny pracownik wojska w Batalionie Dowodzenia w Elblągu. Prowadzi szkolenia z zakresu ratownictwa medycznego.

Chciałbym służyć w mundurze, ale jeżeli nie ma takiej możliwości, jestem zadowolony z tego, co jest - mówi Marcin Maludziński.

Iraku nie chce wspominać, chciałby o nim zapomnieć. Teraz myśli o tym, żeby odzyskać formę. Chciałbym jak najszybciej wrócić do zdrowia- mówi.

Jedzie trzeci raz

Porucznikowi Marcinowi Olczakowi z Batalionu Dowodzenia w Elblągu udało się we wszystkim. Był na dwóch misjach w Iraku, na trzeciej i siódmej zmianie. Teraz wybiera się na dziesiątą zmianę, w której trzon stanowiła będzie 16. Pomorska Dywizja Zmechanizowana.

A jak trzeba będzie pojechać do Afganistanu, to też pojedzie. Ale i on jest już teraz innym człowiekiem. Myśli inaczej, inaczej patrzy na świat. Na trzecią zmianę wyjeżdżał trzy dni po swoim ślubie. Na siódmą zmianę wyjeżdżał, gdy żona była w piątym miesiącu ciąży. Teraz syn Kacper ma dziewięć miesięcy. Urodził się w tym samym dniu i miesiącu co ja - mówi Olczak.

Razem więc będą obchodzili urodziny. Żona zaakceptowała jego decyzję, i tę pierwszą, i drugą. Bardzo się denerwowała, przeżywała wszystko, ale jak na żonę oficera przystało, była dzielna.

Obie misje dały mi inne spojrzenie na świat. Wyraźnie pokazały, jakie wartości są najważniejsze w życiu - mówi porucznik Marcin Olczak. Na przykład zaufanie do tych, z którymi się pracuje w rejonie misji, zaufanie do rodziny. Wiedziałem, że mogę polegać na swoich podwładnych. Ważne jest bezpieczeństwo, nie pieniądze. Życie i zdrowie jest najważniejsze, zarówno swoje jak i innych. Ważna jest też przyjaźń.

(pz)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)