Irak: ulga i frustracja
Irakijczycy przyjęli z mieszaniną ulgi i
frustracji oświadczenie prezydenta George'a W. Busha na
konferencji prasowej w Waszyngtonie, że może wysłać do Iraku
więcej żołnierzy i że wojsko podejmie stanowcze działania, aby
przywrócić porządek.
14.04.2004 13:40
"Kiedy usłyszałem, że Bush mówi, iż wojska amerykańskie pozostaną w Iraku, poczułem ulgę, bo wycofanie oznaczałoby katastrofę dla mojego kraju. Wszystkie milicje chciałyby przejąć kontrolę nad Irakiem. To doprowadziłoby do wojny domowej i rozpadu Iraku" - powiedział Razzak Abdel-Zahra, właściciel sklepu z częściami do samochodów. Uznał jednak, że zapowiedź Busha, iż użyje "rozstrzygającej siły", aby przywrócić porządek, wróży nowe zamieszki. "Przemoc rodzi tylko przemoc"- powiedział Razzak Abdel-Zahra.
Ahmed Alma'adhidi, 32-letni dentysta z Bagdadu, sądzi, że gdyby Bush polecił wojsku obrać łagodniejsze podejście przy utrzymywaniu porządku, osłabłyby sprzeciwy wobec pozostawania oddziałów amerykańskich w Iraku. "Głównym powodem kłopotów z bezpieczeństwem i chaosu w kraju są Amerykanie. Depcą świętości irackich muzułmanów, włamując się do ich domów i zatrzymując irackie kobiety" - powiedział Alma'adhidi.
Munkat Szakir, emerytowany pułkownik armii irackiej, zgodził się z opinią Busha, że niedawne nasilenie się przemocy nie oznacza ani wojny domowej, ani powstania ludowego. W ciągu minionych 10 dni wojska amerykańskie biły się z partyzantami sunnickimi w Faludży na zachód od Bagdadu i z bojówkami radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra w innych częściach Iraku.
"To prawda, że większość tych, którzy doprowadzili do przelewu krwi w Iraku, to albo ekstremiści, albo ludzie żądni władzy. Są jednak tacy, którzy przyłączyli się do ruchu sadrystów i bojowców w Faludży niekoniecznie dlatego, że podzielają ich cele, ale dlatego, że oburzają ich błędy popełniane w trakcie okupacji przez Amerykanów" - powiedział Szakir.