Iracki parlament zaprzysiężony
Nowy parlament iracki zebrał się na posiedzeniu inauguracyjnym przeszło sześć tygodni po historycznych wyborach powszechnych, ale nie wybrał prezydenta państwa i jego zastępców, bo politycy nie zdążyli uzgodnić podziału stanowisk.
16.03.2005 | aktual.: 16.03.2005 13:08
Ulice prowadzące do silnie strzeżonej Zielonej Strefy w centrum Bagdadu, gdzie obradował parlament, zagrodzono dla większego bezpieczeństwa betonowymi zaporami, ale krótko przed otwarciem obrad partyzanci ostrzelali Strefę rakietami lub pociskami moździerzowymi.
W audytorium Centrum Kongresowego, gdzie prezes irackiego Sądu Najwyższego Medhat al-Mahmud przyjął przysięgę od deputowanych, drżały szyby. Słychać było też warkot amerykańskich śmigłowców szturmowych, które krążyły nad Zieloną Strefą.
Politycy oświadczyli, że choć nie powołano trzyosobowej Rady Prezydenckiej, posiedzenie inauguracyjne jest krokiem naprzód na drodze demokratycznych przemian w kraju.
Działacze koalicji szyickiej, która wygrała wybory, ale musi mieć partnerów, aby utworzyć rząd, będą kontynuować rozmowy z Sojuszem Kurdyjskim i arabskimi sunnitami.
Jesteśmy częścią historii - powiedział Ibrahim Bahr al-Ulum, kandydat na ministra ropy naftowej. - Zgromadzeniu Narodowemu musi się udać ustalenie zasad demokratycznego i zjednoczonego Iraku.
Tymczasowy prezydent Iraku Ghazi Jawer wezwał deputowanych, aby nie robili nic, co zaszkodziłoby jedności narodowej. Musimy zdawać sobie sprawę, że nie dzielimy się na zwycięzców i przegranych. Wszyscy albo wygramy, albo przegramy - powiedział Jawer.
Zdominowany przez szyickie partie religijne Zjednoczony Sojusz Iracki (ZSI) zdobył w wyborach do 275-miejscowego Zgromadzenia Narodowego 140 mandatów, czyli nieco ponad połowę. Ponieważ do wyłonienia rządu potrzebna jest większość dwóch trzecich, ZSI podjął rozmowy z Sojuszem Kurdyjskim, który zdobył 75 mandatów, a potem zyskał jeszcze dwa, bo przyłączyło się do niego małe Islamskie Ugrupowanie Kurdystanu.
Wstępnie uzgodniono, że nowym premierem będzie przywódca szyickiej partii Zew Islamu, Ibrahim Dżafari, prezydentem zostanie kurdyjski polityk Dżalal Talabani, a stanowisko przewodniczącego parlamentu zaproponuje się w imię zgody narodowej przedstawicielowi arabskiej mniejszości sunnickiej.
Jednak rokowania utknęły przy żądaniu Kurdów, aby do ich regionu autonomicznego na północy kraju przyłączyć naftowe miasto Kirkuk, skąd za dyktatorskich rządów Saddama Husajna wysiedlono dziesiątki tysięcy Kurdów, aby "zarabizować" ten strategicznie ważny teren.
Kurdowie domagają się też prawa do utrzymania swej zbrojnej milicji, tak zwanych peszmergów. Chcą ponadto gwarancji na piśmie, że nowy rząd nie podporządkuje islamowi całego systemu prawnego i będzie respektował prawa człowieka, swobody obywatelskie i równouprawnienie kobiet.
Politycy mieli nadzieję, że porozumienie w tych wszystkich sprawach uda się uzgodnić przed posiedzeniem parlamentu. Teraz część z nich mówi, że uda się je osiągnąć w ciągu najbliższych kilku dni, ale inni ostrzegają, że może się to ciągnąć tygodniami. Jeden z polityków szyickich nazwał dotychczasowe rozmowy na ten temat "sporami głuchych". Po wyłonieniu Rady Prezydenckiej i zatwierdzeniu nowego rządu Zgromadzenie Narodowe powinno opracować - do 15 sierpnia - stałą konstytucję państwa.
Obecny tymczasowy premier Ijad Alawi i prezydent Jawer - którzy zachowają swe stanowiska do czasu wyłonienia nowego rządu - oświadczyli parlamentowi, że w nowych władzach powinni znaleźć się także przedstawiciele arabskich sunnitów. Znaczna część tej społeczności, uprzywilejowanej za Saddama, zbojkotowała wybory albo nie głosowała ze strachu przed zemstą partyzantów, działających głównie na terenach sunnickich.
Zwłoka w tworzeniu rządu nie podoba się wielu Irakijczykom, którzy 30 stycznia mimo terroru głosowali nader licznie i oczekiwali, że po wyborach sprawy szybko ruszą z miejsca.