Inwestycyjni analfabeci
Jesteśmy inwestycyjnymi analfabetami. Bo jak inaczej można powiedzieć o ludziach, którzy za najbardziej korzystne uważają lokaty najmniej korzystne. I większość lokuje wolne pieniądze na najniżej oprocentowanych rachunkach bieżących, czyli popularnych ROR-ach.
10.02.2005 | aktual.: 10.02.2005 06:50
Widać, że po latach uspołecznionego żywota w gospodarce planowej, gdzie poza Powszechną Kasą Oszczędności dla miastowych, bankiem spółdzielczym dla ludzi ze wsi i skarpetą praktycznie nic nie było, nie przywykliśmy jeszcze do dziesiątków możliwości oferowanych przez młody polski rynek finansowy. Podejrzewam, że większość obawia się nawet słowa "inwestycja", które kojarzy się z czymś dużym, niedostępnym i ryzykownym.
Jeśli mamy wolny tysiąc złotych, to najczęściej wpłacamy te pieniądze na najniżej oprocentowane konto bankowe. W obawie przed śmiesznością nawet nie pomyślimy o jakimś tam inwestowaniu, a co dopiero gdybyśmy mieli o tym publicznie powiedzieć. W końcu co to za pieniądze - tysiąc złotych?
Załóżmy, że trzy lata temu kupiliśmy za tysiąc złotych na GPW w Warszawie akcje Boryszewa. Jeśli sprzedalibyśmy je w ostatnich dniach, na nasze konto moglibyśmy przelać, bagatela, 43 tysiące złotych. Sprzedaż tych samych akcji za 3,6 tysiąca złotych, co daje półtorej średniej krajowej (czyli kwotę, jaką mogliśmy w ostatnim roku wpłacić na IKE), dałaby nam ponad 150 tysięcy złotych.
To jest przykład skrajny, bo akcje Boryszewa zyskały przez trzy lata ponad 4,3 tysiąca procent. Ale są także akcje, które w trzy lata podrożały o ponad 1,5 tysiąca i tysiąc procent, a kilkusetprocentowy wzrost miały akcje kilkudziesięciu spółek. Trzy lata to akurat taka perspektywa, którą każdemu dosyć łatwo sobie wyobrazić.
NIEŚWIADOMI ASEKURANCI
Ostatnie miesiące na giełdzie, sprzedaż akcji PKO BP, TVN, Zelmera, CIECh-u, kolejki w bankach i w biurach maklerskich i ponad 90-procentowe redukcje sprzedaży dawały wrażenie, że co najmniej pół Polski to aktywni, świadomi inwestorzy giełdowi. Prawda jest jednak inna.
Najwyższy odsetek, 26 procent, czyli 3,3 miliona spośród 13 milionów Polaków przyznających się do posiadania oszczędności, żyje w przeświadczeniu, że najkorzystniej jest lokować pieniądze na bankowych rachunkach bieżących. Oprocentowanie na takich rachunkach waha się od 1,3 do 5,3 procent w skali roku. Po odjęciu 19 procent podatku od odsetkowego zysku i uwzględnieniu 4-procentowej inflacji okazuje się, że zysk zamienia się w stratę. I z tego "dobrodziejstwa" korzysta 68 procent oszczędzających rodaków.
Zaraz za miłośnikami kont bankowych uplasowali się zwolennicy inwestycji w nieruchomości. O tym, że jest to najkorzystniejsza lokata, przekonanych jest 25 procent, czyli 3,2 miliona oszczędzających. I jest to z pewnością prawda, ale w odniesieniu przede wszystkim do ziemi, i to w perspektywie długoterminowej.
Jednak w nieruchomości inwestuje zaledwie 4 procent, czyli nieco ponad 500 tysięcy ludzi, można się domyślać, że są to głównie mieszkania. Dwie pierwsze pozycje zajmowane przez rachunki bieżące i nieruchomości w rankingu najkorzystniejszych lokat świadczą o tym, że najprawdopodobniej najlepsze cechy przypisujemy temu, co znamy. A że o lokatach bankowych słyszeli pewnie wszyscy i także pewnie większość dorosłych przynajmniej raz w życiu musiała kupić mieszkanie, dom czy ziemię, inwestycjom tym dajemy pierwszeństwo i traktujemy je jako najlepsze.
Naszą inwestycyjną niekompetencję potwierdza także to, że coraz więcej osób trzyma oszczędności w domu. Dwa lata temu 17 procent, w styczniu tego roku już 21 procent, czyli ponad 2,7 miliona spośród 13 milionów przyznających się do posiadania oszczędności, trzyma gotówkę w skarpecie.
RUCH W INTERESIE
Można powiedzieć, że jesteśmy inwestycyjnymi ignorantami, bo nie mamy pieniędzy. Nie do końca jest to prawda. Trzy lata temu 66 procent, a w styczniu tego roku już 56 procent spośród nas twierdziło, że nie ma oszczędności - wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie "Rzeczpospolitej". Można więc domniemywać, że 44 procent ma wolne pieniądze. Ich łączna oficjalna wartość to 193 miliardy złotych. Daje to około 15 tysięcy złotych na dorosłą osobę przyznającą się do posiadania oszczędności. I to właśnie część tych pieniędzy posłużyła do zakupu akcji debiutujących na giełdzie spółek.
Jeszcze dwa lata temu tylko 2 procent uważało, że giełda to najkorzystniejsza lokata, a 1 procent oszczędzających miało akcje. Po ostatnich prywatyzacjach przekonanych jest o tym już 8 procent badanych, a 2 procent przyznaje się do posiadania akcji. Identyczne wyniki ze stycznia tego roku dotyczą funduszy inwestycyjnych.
Jak zatem widać, inwestycje kapitałowe to ciągle w Polsce margines. A tłumy to tylko złudzenie, które ma także swoje dobre strony. Przede wszystkim zachęca innych do podjęcia inwestycyjnego ryzyka. Bo dla większości ludzi tylko ryzyko, nawet z tysiącem złotych, może być szansą na zmianę sytuacji materialnej. Okrutne jest jednak to, że szansa jest tą pożyczką od losu, którą najczęściej bezmyślnie tracimy.
TADEUSZ A. MOSZ
Autor magazynu ekonomicznego "Plus minus" w TVP1