Interes na viagrze
Zielonogórski inwalida w ciągu trzech lat
pobrał nieodpłatnie kosztowne leki o wartości ponad 80 tys. zł.
Wśród medykamentów królowała viagra. Prokuratura Okręgowa w
Zielonej Górze skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko
farmaceucie, lekarce i... renciście. Na działaniu tej spółki
Lubuska Regionalna Kasa Chorych i Narodowy Fundusz Zdrowia
straciły ponad 100 tys. zł. - podaje "Gazeta Lubuska".
07.05.2004 | aktual.: 07.05.2004 07:16
Janusz P., 46-letni rencista z Zielonej Góry uległ wypadkowi podczas odbywania służby wojskowej i został zakwalifikowany do grupy inwalidów wojskowych. W 1999 roku po raz pierwszy poszedł do swojej nowej lekarki rodzinnej Marii S. Wówczas także lekarka wypisała po raz pierwszy receptę, na której wykazała kod informujący, że Janusz P. jest inwalidą wojennym, a nie wojskowym - informuje gazeta.
Recepty inwalida realizował w różnych aptekach, aż wreszcie dotarł do tej należącej do Czesława B. Ten zaproponował mu - w zamian za dostarczenie recept na drogie leki - bezpłatne drogie leki nie objęte refundacją. Janusz P. zaczął więc uzyskiwać od rozmaitych lekarzy medykamenty, m.in. viagrę. O tym, że leki nie są przeznaczone wyłącznie dla niego, ale także dla aptekarza poinformował Marię S. Lekarka wpadła na pomysł i jako rekompensatę za udział w przedsięwzięciu pobierała z książeczki rencisty czyste blankiety recept, wypełniała je i samodzielnie już realizowała w aptece Czesława B. - pisze dziennik.
W 1999 roku Janusz P. przekazał w aptekach nieodpłatne leki o wartości 1,4 tys. zł, w następnym 7,8 tys. zł, w roku 2001 już 23 tys. zł Firma działała na coraz większych obrotach, gdyż w roku 2002 jej zyski wyniosły 47 tys. zł, a w ciągu kilku miesięcy roku 2003 38 tys. zł. W sumie Czesław B,. zgłosił do refundacji leki rencisty na 84.220 zł. Podczas, gdy przeciętna kwota w województwie lubuskim na jednego pacjenta wynosiła w tym samym czasie nieco ponad tysiąc złotych - informuje "Gazeta Lubuska".
To nie jedyny przekręt. Aptekarz B. kierował Janusza P. do apteki swojej żony tylko po to, aby ten wykupił z niej drogie leki, którym kończył się okres przydatności do użycia. Powołano biegłych, przesłuchano dziesiątki świadków. Jednak prokuratorom nie udało się ustalić w jakiej części lekarstwa trafiały do Janusza P., a w jakim farmaceuta pozostawiał je do własnej dyspozycji. Przede wszystkim dlatego, że zepsuł się komputer w aptece. Sam aptekarz zaprzecza, aby miał jakikolwiek układ z inwalidą. Lekarka przyznała, ze kilkakrotnie wykorzystała czyste blankiety. Do winy przyznał się Janusz P. - podaje dziennik.
Prokurator sporządził akt oskarżenia. W uzasadnieniu znalazła się m.in. informacja, że Janusz P. urodził się w 13 lat po ostatniej toczonej przez Polskę wojnie i dziwne jest tłumaczenie, że farmaceuta nie wiedział, że jego klient nie jest inwalidą wojennym - pisze gazeta. (PAP)