Polska"Inka" żąda od tabloidu 150 tys. zł za zdjęcia w bieliźnie

"Inka" żąda od tabloidu 150 tys. zł za zdjęcia w bieliźnie

06.10.2010 13:45, aktualizacja: 06.10.2010 14:10

"Inka" - która odsiedziała osiem lat więzienia za pomoc w zabójstwie b. ministra sportu Jacka Dębskiego - chce 150 tys. zł od "Super Expressu", który wydrukował jej policyjne zdjęcia w samej bieliźnie z niepochlebnym komentarzem. Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu.

Sąd Okręgowy w Warszawie utajnił proces z powództwa "Inki", powołując się na ochronę jej życia rodzinnego. Sąd zgodził się zaś na obecność jej francuskiego męża podczas rozprawy. Na wokandzie widniało francuskie nazwisko Haliny B.

W kwietniu 2009 r. - gdy "Inka" wyszła na wolność - "Super Express" na pierwszej stronie opublikował zdjęcia zrobione przez policję po jej zatrzymaniu po zabójstwie Dębskiego w 2001 r. "'Inka' w bieliźnie wyglądała olśniewająco. Nic dziwnego, że tracili dla niej głowę nie tylko gangsterzy" - pisał "SE". Dodał, że wychowała się "w patologicznej rodzinie", "już jako nastolatka przykuwała uwagę mężczyzn" i "trafia w ramiona kolejnych gangsterów". "SE" pytał, czy "powiązani z mafią politycy mogą odetchnąć z ulgą? Czy mogą być spokojni, że Inka nie ujawni ich ciemnych interesów? Niekoniecznie. Halina G. zdradzała dotąd wszystkich, którzy jej ufali. Czy tym razem będzie inaczej?"

W pozwie o ochronę dóbr osobistych Halina B. wnosi, by sąd nakazał naczelnemu gazety, wydawcy i autorowi tekstu wypłatę jej 150 tys. zł za naruszenie jej prawa do wizerunku oraz godności. W pozwie mec. Rafał Maciejczyk napisał, że powódka nie zgadzała się na upublicznienie zdjęć, a o zgodę nikt się do niej nie zwracał. Adwokat podkreślał, że ma ona prawo do ochrony wizerunku, bo nie była osobą "powszechnie znaną", a fakt skazania - jego zdaniem - niczego tu nie zmienia.

- To było zdjęcie wykonane wyłącznie dla potrzeb policji, które nie powinno wydostać się z akt - mówił Maciejczyk. Dodał, że fakt skazania powódki nie ma żadnego wpływu na ten proces, bo nikomu nie wolno publikować zdjęć w negliżu bez zgody. - Jaki był cel tej publikacji? - spytał retorycznie. Sama "Inka" nie wypowiadała się dla prasy.

- Nie podaliśmy nazwiska "Inki", a jej oczy na zdjęciach przesłoniliśmy - mówił w sądzie naczelny "SE" Sławomir Jastrzębowski. - Jej ciało było bronią wobec Dębskiego, my pokazaliśmy tę broń - dodał. Podkreślał historyczne znaczenie sprawy "Inki".

Sąd na wniosek Maciejczyka zdecydował o wyłączeniu jawności rozprawy, na której miało dojść do przesłuchania powódki i pozwanych.

Były minister w rządzie AWS zginął w Warszawie pod restauracją, z której wyszedł nocą z "Inką". Zastrzelił go płatny zabójca Tadeusz Maziuk - "Sasza". Dzień później "Inka" poszła na policję, mówiąc, że była świadkiem zabójstwa.

O zlecenie zabójstwa był oskarżony mafijny boss z Wiednia Jeremiasz Barański - "Baranina" - daleki kuzyn Dębskiego, który zdołał naciągnąć go na zainwestowanie 400 tys. dolarów. Pieniądze przekazane Barańskiemu przepadły, a Dębski zażądał zwrotu. W trakcie procesu w Wiedniu "Baranina" popełnił samobójstwo w więzieniu. Także "Sasza" odebrał sobie życie w polskim areszcie po postawieniu zarzutu. "Inka" jest jedynym żyjącym do dziś sprawcą związanym z tą zbrodnią.

Sądy dwa razy wymierzyły "Ince" taki sam wyrok - najłagodniejszą z kar za zabójstwo, uznając że wyprowadzając Dębskiego z lokalu, udzieliła pomocy zabójcy. Sądy nie stosowały nadzwyczajnego złagodzenia kary, o które wnosiła nie tylko obrona, ale i prokuratura. Sądy uznały jednak, że "Inka" umniejszała swą rolę i kwestionowała własną winę, dlatego odmówiły złagodzenia kary. W sądzie kobieta zawsze zasłaniała twarz przed kamerami i aparatami. Wiadomo było, że razem z Francuzem, którego poślubiła w czasie odbywania kary, chce opuścić Polskę i zacząć z nim nowe życie. Po ślubie przyjęła nazwisko męża, który kilka lat czekał, aż będzie wolna.

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (19)
Zobacz także