Indie walczą o tlen. Indyjskie metropolie najbardziej zanieczyszczonymi miastami świata
• Indyjskie metropolie należą do najbardziej zatrutych miast świata
• Zanieczyszczenie jest przyczyną przedwczesnej śmierci setek tysięcy ludzi rocznie
• Indie nadal są i będą zależne od węgla. 300 mln obywateli nie ma prądu, więc budowa nowych elektrowni węglowych będzie konieczna
• To, co może pozwolić duszącym się Indiom wziąć nowy oddech, to nowe technologie
• Pomoc mogłaby przyjść z również Polski. W latach 70. i 80. polskie firmy budowały w Indiach elektrownie węglowe. Teraz nasi inżynierowie mogliby je modernizować
Jak każdej zimy światowe media huczą od informacji o śmiertelnie groźnym zanieczyszczeniu powietrza w Delhi i innych wielkich indyjskich miastach. Przy tym problemie kłopoty Krakowa wydają się niemal żartem - pisze z Nowego Delhi dla Wirtualnej Polski Tomasz Augustyniak.
Delhi krztusi się od smogu każdej zimy. Kłopoty zwykle zaczynają się tuż po święcie Diwali, hinduskim festiwalu świateł wypadającym w październiku lub listopadzie. Świętujący odpalają wtedy miliony petard i fajerwerków, a niebo na długie miesiące zasnuwa się smogiem. W grudniu i styczniu temperatury na północy kraju mogą spaść nawet do zera stopni, więc biedni mieszkańcy slumsów masowo palą ogniska, żeby się ogrzać. Rolnicy wypalają tymczasem tysiące hektarów pól wokół indyjskiej stolicy. Ponieważ deszczu można się tu spodziewać dopiero około marca, wszystko, nawet liście przydrożnych drzew, pokrywa się grubą warstwą kurzu. Z roku na rok sytuacja jest coraz gorsza.
Stolica Indii zyskała niedawno niechlubny tytuł najbardziej zanieczyszczonego miasta świata. Podczas tegorocznego Diwali poziom szkodliwych pyłów PM10 sięgnął tam 2000 mikrogramów na metr sześcienny. To 40 razy więcej, niż maksymalne stężenie rekomendowane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). W połowie grudnia poziomy w wielu miejscach przekraczały ciągle 600 mikrogramów. W tym samym czasie maksymalne stężenie smogu w Krakowie było od trzech do sześciu razy niższe, a polscy eksperci bili na alarm, przestrzegając dzieci, młodzież i osoby starsze przed długim pobytem na zewnątrz.
Tymczasem w Indiach, które za kilka lat będą najludniejszym krajem świata, zanieczyszczenie jest przyczyną przedwczesnej śmierci setek tysięcy ludzi rocznie. Od lat trwa tam debata, jak rozwiązać problem, ale dla szybko rozwijającego się kraju bogacenie się jest ważniejsze od zdrowia obywateli.
Światowe centrum smogu
Na podstawie doniesień światowych mediów łatwo można odnieść wrażenie, że to Pekin jest najbardziej zanieczyszczoną stolicą świata. Z powodu fatalnego powietrza od lat uciekają stamtąd zagraniczni pracownicy firm. Tak naprawdę chińska stolica znajduje się jednak poza pierwszą dwudziestką miast, w których oddychanie jest szkodliwe. Według ubiegłorocznych danych WHO to w Delhi średnie zanieczyszczenie jest największe na Ziemi. W dodatku aż trzynaście z pierwszej dwudziestki najbardziej zanieczyszczonych miast globu leży w Indiach. Pozostałe są w Pakistanie, Bangladeszu, Turcji i Katarze.
W stolicy Chin przez ostatnie kilkanaście lat poziom zanieczyszczeń PM10 spadł o około 40 proc., podczas gdy w Delhi między 2000 a 2011 rokiem wzrósł mniej więcej o 47 proc. Rośnie też poziom odpowiedzialnego za astmę i zapalenie oskrzeli dwutlenku siarki i pyłów PM2,5.Te są najgroźniejsze. Dostając się głęboko do płuc, powodują stany zapalne i prowadzą do groźnych chorób, w tym raka. Kiedy na początku miesiąca jakość powietrza w Pekinie była wyjątkowo zła, władze zamknęły drogi, szkoły i fabryki. W Delhi, w którym poziom zanieczyszczeń był w bardzo podobny, życie toczyło się jak zwykle.
Ashwani Kumar, cytowany przez indyjską edycję dziennika "The Wall Street Journal" urzędnik z Delhijskiego Komitetu Kontroli Zanieczyszczeń powiedział, że alarmujący stan powietrza nie pociąga za sobą tak ostrej reakcji władz, ponieważ w Indiach, w przeciwieństwie do Chin, panuje demokracja. - Mieszkańcy powinni samodzielnie zdecydować, co zrobić z dostępnymi informacjami o zanieczyszczeniu - oświadczył.
Anumita Roychowdhury z instytutu badawczego Centre for Science and Environment uważa, że jedyne, co w sprawie walki z indyjskim smogiem udało się dotąd osiągnąć, to coraz skuteczniejsze upowszechnianie danych o zagrożeniu. Rząd uruchomił system monitoringu jakości powietrza w stolicy i dziewięciu innych dużych miastach. - Na podstawie uaktualnianych w czasie rzeczywistym ostrzeżeń dostępnych w Internecie ludzie mogą podejmować decyzję, czy w danym dniu wyjdą z domu - mówi Roychowdhury. Delhijski Komitet Kontroli Zanieczyszczeń przygotowuje też aplikację na smartfony, dzięki którym ich właściciele będą mogli trzymać rękę na pulsie. Kłopot w tym, że na takie gadżety może sobie pozwolić jedynie kilka procent mieszkańców Indii, a planowana akcja informacyjna to tylko pierwszy krok, bo sama w sobie nie likwiduje problemu.
Jak uratować miasto?
W pierwszym odruchu po pojawieniu się doniesień o rekordowym skażeniu powietrza władze Delhi postanowiły wprowadzić ograniczenia ruchu pojazdów. Od stycznia w określone dni na ulice będą mogły wyjeżdżać tylko auta o numerach parzystych albo nieparzystych. W 20-milionowej metropolii codziennie pojawia się ponad tysiąc nowych samochodów i motocykli, więc początkowo decyzja wydawała się słuszna. Szybko pojawiły się jednak krytyczne głosy.
Komentatorzy zaczęli zwracać uwagę, że dla samochodów brakuje alternatywy. Zatłoczony transport publiczny spełnia swoją funkcję, ale jest na granicy wytrzymałości. To nie dwa miliony aut stanowią problem, to źle skonstruowany system obwodnic, powszechne palenie śmieci, ognisk i wypalanie pól są prawdziwymi problemami. Mogłoby je częścowo rozwiązać tylko poprawienie jakości życia mieszkańców slumsów, ale to zadanie na wiele lat.
W sprawie wypowiedział się indyjski Sąd Najwyższy, który zakazał rejestracji w stolicy luksusowych samochodów z silnikami diesla. Sędziowie podnieśli też opłaty dla ciężarówek wjeżdżających do miasta i zakazali wjazdu ciężkim samochodom wyprodukowanym przed 2005 rokiem. Taksówki w całej stołecznej aglomeracji mają się zaopatrzyć w instalacje na gaz ziemny, a władzom poszczególnych stanów nakazano wprowadzenie ostrzejszych przepisów dotyczących spalania śmieci.
- Samochody z silnikiem diesla rzeczywiście wytwarzają 60-70 procent najbardziej szkodliwych pyłów generowanych przez ruch uliczny - mówi Anumita Roychowdhury. - Tyle że bogaci właściciele luksusowych terenówek znajdą sposoby, żeby ominąć nowe przepisy, a władze kompletnie ignorują fakt, że ruch uliczny przyczynia się do powstania zaledwie 7 procent zanieczyszczeń, znacznie mniej niż przemysł - dodaje.
Brudna energia
Na konferencji klimatycznej w Paryżu Indusi wyrazili chęć zainwestowania więcej w zieloną energię, ale przyznają, że nadal są i będą zależni od węgla. 300 mln obywateli największej demokracji świata nie ma prądu, więc budowa nowych elektrowni węglowych będzie konieczna. Ale to rozwijający się przemysł sprawia, że Indie są jednym z największych konsumentów energii na świecie. Według szacunków amerykańskiej rządowej agencji EIA do 2040 roku konsumpcja będzie ponaddwukrotnie wyższa niż była jeszcze dwa lata temu.
To, co może pozwolić duszącym się Indiom wziąć nowy oddech, to nowe technologie. Dotyczy to zwłaszcza przemysłowych sposobów na spalanie węgla. Pomoc mogłaby przyjść z również uzależnionej od węgla Polski. W latach 70. i 80. firmy takie jak Megadex i Elektrim budowały nad Gangesem elektrownie węglowe. Teraz polscy inżynierowie mogą je modernizować. Mogliby pomóc też w budowie głębokich kopalni wykorzystujących przyjazne środowisku technologie wydobycia. Rozmowy o sprzedaży technologii i maszyn trwają.
Mimo wszystko Indie, które chcą zostać nową fabryką świata, będą truły coraz bardziej. Nie mają innego wyjścia, niż stać się światowym pionierem technologii, które umożliwią życie i pracę w warunkach, o których nie śniło się nawet mieszkańcom zaprawionego w bojach ze smogiem Krakowa.