ŚwiatIndie szykują się do wizyty Dalajlamy

Indie szykują się do wizyty Dalajlamy

W odległym zakątku Indii na północnym wschodzie kraju, w mieście Tawang, buddyjskie klasztory szykowały się do wizyty Dalajlamy XIV. Z tej wizyty niezadowolone są Chiny.

Indie szykują się do wizyty Dalajlamy
Źródło zdjęć: © AFP

Podróż przywódcy buddyzmu tybetańskiego do stanu Arunaćal Pradeś, o który Indie wiodą z Chinami spór terytorialny, zwraca uwagę na zaostrzającą się rywalizację Pekinu i Delhi, które ubiegają się o polityczną i gospodarczą władzę w regionie - pisze agencja AP.

Powtórka z wojny granicznej z 1962 roku, kiedy Chiny nawet czasowo okupowały Tawang, nie wydaje się prawdopodobna. Ale spór przybrał na sile. Po części bierze się on z szybkiego wzrostu gospodarczego Indii, który stanowi wyzwanie dla chińskiej dominacji w regionie - uważa analityk z delhijskiego Ośrodka Badań, Brahma Chellaney.

Do Tawang, które ściśle związane jest z Tybetem, Dalajlama XIV przyjedzie w niedzielę. W mieście znajduje się jeden z największych na świecie buddyjskich klasztorów.

Mnisi wywieszają flagi i chorągwie z wizerunkiem swego duchowego przywódcy, a na trasie jego przejazdu stawiają udekorowane bramy. Dla pielgrzymów, których napływu spodziewają się w Tawang, przygotowano namiotowe miasteczko.

Pekin kilkakrotnie protestował przeciwko wizycie Dalajlamy w Arunaćal Pradeś. - Uważamy, że jeszcze raz odsłania ona antychińskie nastawienie Dalajlamy - powiedział rzecznik chińskiego MSZ Ma Zhaoxu. Chiny, które uważają Dalajlamę XIV za separatystę, regularnie składają protesty przeciwko jego podróżom i poczynaniom. Wizyta w Tawang jest dla nich szczególnie irytująca.

Właśnie w Tawang urodził się w XVII wieku Dalajlama VI. Pekin obawia się, że obecny dalajlama może ogłosić, że jego następca może pochodzić właśnie stamtąd lub spoza Tybetu - czyli spoza obszaru kontrolowanego przez Chiny. Na wybór nowego przywódcy religijnego Tybetu Chiny chcą mieć wpływ i temu służą posunięcia w rodzaju nałożenia dwa lata temu wymogu, by wszystkie reinkarnacje żyjących buddów tybetańskich - dostojników uważanych za wcielenia swych poprzedników - uzyskiwały rządowe potwierdzenie lub zgodę wydziału ds. religijnych.

Choć wcześniej Indie oznajmiły, że przywódca Tybetańczyków, od 1959 roku mieszkający w Indiach na wygnaniu, może podróżować "gdzie i kiedy chce", w ostatnich dniach dla ułagodzenia Chin nie udzieliły zagranicznym dziennikarzom zezwoleń na wjazd do Arunaćal Pradeś. Na wjazd tam wszyscy cudzoziemcy muszą mieć zezwolenie.

Spór o Arunaćal Pradeś ciągnie się niemal od wieku, kiedy w 1914 roku Wielka Brytania przyznała to terytorium, należące do Tybetu Południowego, Indiom.

Pomimo niedawnych 13 rund negocjacji w sprawie rozwiązania sporu granicznego, porozumienia nie osiągnięto. Chińskie oddziały wojskowe w zeszłym roku naruszyły granicę 270 razy i zniszczyły jeden z nieobsadzonych posterunków indyjskich - dodaje Chellaney.

Były minister spraw zagranicznych Indii Lalit Mansingh mówi, że obie strony regularnie przekraczają długą, nieoznakowaną granicę, starając się pokazać, kto tu rządzi. Chińskie oddziały zostawiają po indyjskiej stronie niedopałki papierosów i puste puszki po piwie, indyjskie oddziały sprzątają te śmieci, za to po stronie chińskiej wyrzucają swoje.

Pomimo tej konfrontacji, oba kraje zacieśniają więzy w innych dziedzinach. Niedawno ogłosiły sojusz w sprawie stanowiska na zbliżającym się szczycie klimatycznym w Kopenhadze, a wartość indyjsko-chińskiej wymiany handlowej sięgnęła w zeszłym roku zawrotnej kwoty 52 miliardów dolarów.

Zdaniem Mansingha rosnąca siła Delhi będzie w nieunikniony sposób prowadzić do jeszcze większej rywalizacji z Pekinem o zasoby gospodarcze i pierwszeństwo w regionie, ale łączące je więzy handlowe i koncentracja Chin na wzroście gospodarczym czynią wybuch przemocy w najwyższym stopniu nieprawdopodobnym. - Wojskowa konfrontacja w XXI wieku nie ma żadnego sensu - zazanaczył.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)