Ile zarabia ratownik nad morzem? Pensje rosną, ale chętnych jak na lekarstwo
Nawet o tysiąc złotych więcej niż w poprzednim roku zarabiają nadmorscy ratownicy. Niestety problem z rekrutacją wciąż jest. Kuszeni są benefitami, takimi jak nocleg czy obiad, ale niewiele to daje. Do tego dziś ratownicy są inni. - To pokolenie jest już bardziej delikatne - słyszymy.
08.06.2024 19:30
Przejrzeliśmy statystyki utonięć w Polsce z ostatniej dekady i wynika z nich, że każdego roku życie pod wodą traci ponad 400 osób, z czego blisko 90 proc. to mężczyźni lub chłopcy. Chociaż większość z nich umiera w rzekach i jeziorach, to około 20 takich zgonów rocznie ma miejsce w Bałtyku.
Tych przypadków byłoby więcej, gdyby nie ratownicy. Każdego lata nad morzem pojawia się ich łącznie kilka tysięcy. Pilnują nie tylko tego, co się dzieje w wodzie, ale również na plaży.
Obowiązek zapewnienia ich na plaży leży po stronie miasta lub gminy, która musi zabezpieczyć na ten cel środki w budżecie. I mimo że samorządy raczej na tym nie oszczędzają i traktują ten wydatek jako inwestycję, wiele z nich ma problem ze znalezieniem chętnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ratownictwo to drogi interes
- U nas trzeba wydać ponad milion złotych na stanowiska ratownicze, ale musimy, bo to zadanie publiczne naszej gminy - nie ukrywa Zbigniew Jeszka, radny Dziwnowa w Zachodniopomorskiem. - Sam też jestem ratownikiem. Nie mamy lekko. Co trzy lata musimy zdawać egzamin medyczny. Do tego lepiej ubezpieczyć się od odpowiedzialności cywilnej, bo to się może różnie zdarzyć i ktoś nas pozwie np. za rzekomo nieumiejętne udzielenie pomocy.
W rozmowie z WP radny zaznacza, że gmina nie musi zapewnić ratowników na całej długości swojej plaży, ale w wyznaczonych miejscach już tak. Muszą tam być obecni od połowy czerwca do połowy września, a więc trzy miesiące. O kandydatów trudno, choć pensja jest co najmniej przyzwoita.
- Oni z ZUS-em i innymi opłatami muszą teraz zarabiać 7 tys. zł brutto. Za 4 tys. zł żaden z nich by już nie stanął do roboty, wszyscy się teraz cenią - nadmienia nasz rozmówca z Dziwnowa. - A do tego dochodzi zapewnienie im sprzętu, np. defibrylatorów. To już nie polega na tym, że ratownik stoi i macha chorągiewką. Czasy się zmieniły.
Pensje również się zmieniły, ratownicy też
Mimo że już czerwiec, wiele miast i gmin nadal ma problem ze znalezieniem ratowników nad morze. Zaczynają już rywalizować między sobą obiecywanymi im warunkami. Ale są już takie, które z tym sobie poradziły.
- Mieliśmy problem, ale dziś wygląda na to, że będziemy mieli komplet. Pensja u nas to około 7,3 tys. zł brutto i w ciągu roku skoczyła o około 1 tys. zł. To oczywiście dużo więcej niż kiedyś, bo np. w 2006 r. jako ratownik wodny w Kołobrzegu dostawałem 1600 zł. A my teraz, oprócz pensji, dostarczamy ratownikom obiad na stanowisko, a także zapewniamy bezpłatny nocleg - podkreśla Stanisław Malepszak, prezes WOPR w Kołobrzegu.
I dodaje: - Ale to jest ciężka praca, 8 godzin dziennie przez 31 dni w miesiącu. To nie jest zajęcie dla ludzi, którzy chcą przyjść i usiąść na krzesełku. Na kąpielisku nadmorskim trzeba patrolować teren, są zmiany itd. Codziennie mamy też zaprawy i ćwiczymy akcje pozorowane. Wielu kolegów po przyjściu do domu kładzie się spać i dopiero rano mają siły, żeby się umyć. Do tego ciągle zmieniają się warunki atmosferyczne i hydrologiczne. To dużo cięższa praca niż na basenie, choć z pensjami bywa odwrotnie.
Kołobrzeski szef ratownictwa podkreśla, że przyjmuje nowych ratowników kilkanaście lat i widzi, jak następuje pokoleniowa zmiana. O ile wciąż kolejni kandydaci zdają testy sprawnościowe, mają wiedzę medyczną na odpowiednim poziomie i pokończone odpowiednie kursy, to wiele innych rzeczy wygląda już zupełnie inaczej niż dawniej. U młodszych roczników dostrzega zarówno plusy, jak i minusy w porównaniu do starszych.
- Całe pokolenie jest już bardziej delikatne i to widać również w ratownictwie - zauważa Stanisław Malepszak. - Jak kiedyś ratownicy robili imprezę, to było na mieście głośno. A teraz po pracy są tak cicho, że czasem dostajemy telefony z pytaniami, czy oni jeszcze tam mieszkają. Lubię z nimi pracować, bo chcą się uczyć. To owocuje w przyszłości. A mamy też takich ratowników, którzy są u nas nawet 15 lat. Dzięki tej mieszance doświadczenia i młodości na plażach w Kołobrzegu jest bezpiecznie.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski