Ile za konflikt gazowy zapłacą Polacy?
Trwający od końca grudnia konflikt gazowy między ukraińskim Naftohazem a rosyjskim Gazpromem nabiera tempa. Rano rzecznik Naftohazu poinformował o całkowitym wstrzymaniu przez Rosję dostaw gazu do krajów Europy. Zdaniem Gazpromu wina leży po stronie Ukrainy, która zamknęła ostatni, czwarty rurociąg, którym płynie tranzytem rosyjski gaz. Czy spór odbije się na polskich odbiorcach gazu? Dr Filip Elżanowski, ekspert rynku energetycznego przekonuje, że Polacy nie muszą się na razie obawiać. Straty odnotuje jednak polski przemysł chemiczny.
07.01.2009 | aktual.: 07.01.2009 11:05
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Unia Europejska określiła obecną sytuację jako „nie do zaakceptowania” i wezwała do wznowienia negocjacji między stroną ukraińską a rosyjską. Czy tym samym zmusi oba kraje do dialogu?
Dr Filip Elżanowski: Myślę, że nie, bo nie ma do tego środków. Sądzę jednak, że będzie to znaczący impuls, który skłoni oba kraje do działania. W najbliższym czasie przewidziane są również wizyty dyplomatyczne przedstawicieli Ukrainy i Rosji w Europie, miejmy więc nadzieję, że doprowadzą one do zażegnania konfliktu. Przedłużający się kryzys może bowiem odbić się na bezpieczeństwie energetycznym Europy.
WP: Spór między rosyjskim Gazpromem a ukraińskim Naftohazem trwa już ponad tydzień. Eksperci podkreślają, że to nietypowa sytuacja.
- To prawda, bo konflikt między tymi koncernami nigdy wcześniej nie trwał tak długo. Z podobnym sporem mieliśmy ostatnio do czynienia dwa lata temu, ale wtedy został on zażegnany w ciągu dwóch dni.
WP: Jak ten konflikt może odbić się na obu krajach? Które z państw jest w gorszym położeniu?
- Ukraina jest dobrze przygotowana, ponieważ dysponuje zapasami gazu, które wystarczą jej na trzy miesiące. Rosja również wiele ugrała na tym sporze ponieważ była doskonale przygotowana na taki rozwój wydarzeń. Zyskała dlatego, że to Ukraina jest postrzegana przez Unię Europejską jako nierzetelny partner energetyczny, który swoimi irracjonalnymi działaniami przyczynia się do destabilizacji sytuacji w Europie.
WP: A w jakim położeniu są obecnie kraje unijne?
- Niektóre z nich, jak np. Rumunia już powołały sztaby kryzysowe. Niebawem najprawdopodobniej zostanie powołany na mocy dyrektywy unijnej wspólny zespół kryzysowy. Jak na razie kraje wspólnoty (w tym Polska) mają zapasy gazu. Warto dodać, że kraje UE zaczynają ostatnio mówić jednym głosem w sprawie gazociągu Nord Stream. Państwa wspólnoty uważają, że jeśli nie powstanie gazociąg na dnie Morza Północnego, to w przyszłości mogą być narażone na kolejne spory ukraińsko-rosyjskie.
WP: Po jakiej stronie powinna się opowiedzieć Polska? Poseł Joachim Brudziński z PiS stwierdził, że powinniśmy „solidarnie stanąć po stronie Ukrainy”. Jakie jest pana zdanie?
- Nie możemy zajmować jednoznacznego stanowiska w tej sprawie. Gdybyśmy to zrobili, postawilibyśmy się w opozycji do Rosji, która jest dla nas ważnym partnerem energetycznym. Nie powinniśmy opowiadać się po żadnej ze stron, ale wyrażać chęć pomocy w wyjściu z konfliktu. Warto dodać, że nie znamy do końca kulis tego sporu. Nie wiemy, czy zaległości Naftohazu wobec Gazpromu zostały spłacone i dlaczego premier Tymoszenko mówi, że pieniądze zostały przekazane, a Rosja jest innego zdania. Byłbym więc bardzo ostrożny w wyciąganiu wniosków. WP: Czy ten spór może odbić się na Polsce?
- Nie jesteśmy bardzo narażeni, ponieważ jesteśmy dobrym płatnikiem. To z kolei oznacza, że odbiorcy indywidualni, czyli zwykli obywatele nie są w tej chwili zagrożeni. Jedyne, co może nam grozić w dłuższej perspektywie to zwiększenie ceny za gaz. Na razie jednak otrzymujemy gaz na mocy kontraktu, który kończy się w 2022 roku. Do tego czasu cena gazu jest gwarantowana przez tę umowę i nic nam nie grozi. Ponadto chroni nas ustawa o zapasach ropy naftowej, produktów naftowych i gazu ziemnego oraz zasadach postępowania w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa paliwowego państwa.
WP: A jak zakręcenie kurka z gazem może odbić się na polskim przemyśle?
- W najgorszej sytuacji są zakłady chemiczne. Spadek ciśnienia gazu powoduje niepowetowane straty dla tej gałęzi przemysłu, dlatego takie podmioty jak np. Zakłady Azotowe w Puławach czy PKN Orlen wyjdą na tym kryzysie najgorzej. Ile stracą polskie firmy, trudno jednak oszacować. Z pewnością straty będą większe niż te, które spowodował kryzys gazowy w 2006 roku.
WP: W takich momentach wraca temat ewentualnych alternatyw dla rosyjskiego gazu. Z jakich innych źródeł mogłaby korzystać Polska?
- W ramach dywersyfikacji, czyli wprowadzania nowych dostawców, moglibyśmy pobierać gaz z Norwegii czy Algierii. Istnieją też nitki europejskie, więc moglibyśmy pobierać ten surowiec nawet z centrum Europy. Pojawił się też projekt uniezależnienia Ukrainy i Polski od gazu rosyjskiego – chodzi o rurociąg Sarmatia. Aby jednak zastanawiać się nad skorzystaniem z innych usług musimy dokonać wnikliwej analizy, bo może się okazać, że choć surowiec z nowych źródeł jest dla nas dostępny, to będzie nas kosztował o wiele drożej niż gaz rosyjski.
WP: Jaki może być dalszy scenariusz konfliktu?
- Ukraina jest uzależniona od surowca, którego właścicielem jest Rosja, więc wcześniej czy później musi dojść do porozumienia. Myślę, że stanie się to w ciągu najbliższych trzech tygodni.
WP: Gazprom chce, aby Ukraina płaciła 450 dolarów za tysiąc metrów sześciennych paliwa, a Ukraina obstaje przy kwocie 201 dolarów. Jaka cena według pana jest realna?
- Stawka proponowana przez Kijów nie zostanie utrzymana. Sądzę, że kwota, która będzie do zaakceptowania przez obie strony, wynosi ok. 230 dolarów.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska