Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił. Czyli krótki komentarz o zdrowiu i składce [OPINIA]
Obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców będzie miało negatywny wpływ na jakość opieki zdrowotnej w Polsce. A łatanie dziur po najnowszej decyzji Sejmu z budżetu odbędzie się przede wszystkim na koszt biedniejszych pracowników niż bogatszych przedsiębiorców - pisze Patryk Słowik.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Sejm przegłosował ustawę obniżającą składkę zdrowotną dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Większość komentatorów żyje tym, że minister zdrowia jeszcze dwa tygodnie temu obiecywała, że nie zagłosuje za ustawą, a zagłosowała, ale to przecież didaskalia. Istotne jest to, co politycy zrobili i czy przedstawiciele rządu mają rację, gdy mówią, że pacjenci na obniżeniu składki dla biznesu nie ucierpią.
Dwa mity
Polska, na tle innych państw europejskich, ma skrajnie niedofinansowany system ochrony zdrowia. I tu warto rozprawić się z dwoma mitami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjski cyber atak na biuro PO. "Działania, które można nazwać wojną"
Po pierwsze, przedsiębiorcy lubią mawiać: "po co ta składka zdrowotna, jeśli i tak, gdy mi coś dolega, muszę iść prywatnie?".
I jest to prawda, gdy chodzi o przeziębienie, tzw. łamanie w krzyżu, czy gdy potrzebujemy USG kolana. Ale prywatnie, co do zasady, nie leczymy nowotworów, prywatnie nie leczymy poważnych chorób neurologicznych. A także nasze dzieci-wcześniaki, które rodzą się trzy miesiące przed zaplanowanym terminem porodu, nie leżą na noworodkowych OIOM-ach w prywatnych klinikach.
Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że zasada Pareto działa też w systemie ochrony zdrowia. 80 proc. środków Narodowego Funduszu Zdrowia jest przeznaczane na potrzeby 20 proc. najbardziej potrzebujących obywateli. W 2023 r. wartość refundacji świadczeń i leków dla raptem 100 pacjentów o największych potrzebach wyniosła 314,6 mln zł. Ośmiu Polaków płaci na coś, czego nie potrzebują tu i teraz, a być może nie będą potrzebowali nigdy. Dwóch dostanie z kolei znacznie więcej, niż do systemu wkłada.
Druga kwestia jest taka, że lubimy mawiać "a po co dokładać do studni bez dna? Tutaj każda złotówka jest niczym wyrzucanie pieniędzy".
Szkopuł w tym, że aby to podejście miało sens, najpierw musielibyśmy mieć dofinansowany system. Tymczasem, jak wynika z najnowszego badania "Health at Glance" przygotowanego przez OECD i Komisję Europejską, nakłady na ochronę zdrowia (liczone jako odsetek PKB wydawanego przez płatnika publicznego na zdrowie) spośród państw UE niższe niż w Polsce są jedynie w Irlandii, Rumunii oraz Luksemburgu.
Przy czym w praktyce tylko w Rumunii. Luksemburg jest o tyle niereprezentatywny, że wielu obywateli tego kraju leczy się w innych państwach. A statystyki Irlandii - jak słusznie zauważa Marek Skawiński, główny ekonomista portalu XYZ i były dyrektor w Ministerstwie Finansów - wypacza fakt, że właśnie w niej ulokowane są międzynarodowe korporacje, które podbijają irlandzki PKB.
Mówiąc więc wprost - płacimy na ochronę zdrowia mniej niż Czesi, mniej niż Słowacy, mniej niż Grecy, mniej niż Estończycy. Ba, płacimy mniej niż będący poza UE Gruzini.
Dlaczego więc oczekujemy od państwowego systemu ochrony zdrowia funkcjonowania na poziomie niemieckim, francuskim czy holenderskim? Skoro płacimy niemal najmniej, dostajemy w zamian za to produkt niskiej jakości.
A jeśli ktoś chce teraz powiedzieć, że on płaci dużo, bo comiesięczna składka jest dla niego sporym obciążeniem, to choć szanuję ten głos, prawda jest taka, że w przytłaczającej większości państw obciążenia na publiczny system ochrony zdrowia są większe niż u nas.
Kto za to zapłaci
Minister zdrowia Izabela Leszczyna na łamach portalu RynekZdrowia.pl powiedziała: "dzisiejsze głosowanie było absolutnie obojętne finansowo dla pacjentów. Jeśli to będzie 5 miliardów [ubytek w finansach NFZ z powodu obniżenia składki zdrowotnej - red.], to 5 miliardów z budżetu państwa wpłynie do NFZ i to jest bezpieczeństwo pacjentów, za które ja odpowiadam".
Tyle że to co najwyżej półprawda. Po pierwsze, z budżetu państwa pieniądze na ochronę zdrowia wpływają od lat. Jeśli obniża się finansowanie systemu o ok. 5 mld zł i pokryje się tę różnicę z ogólnego budżetu, to jednocześnie nie zwiększy się środków z budżetu o kolejne środki. Mówiąc prościej: skoro Skarb Państwa dorzucał corocznie potrzebne kwoty, by choć odrobinę poprawiać system, to teraz dorzuci co najwyżej tyle, żeby utrzymać go bez zmian.
Po drugie - i chyba ważniejsze - pieniądze z budżetu państwa to nie banknoty rosnące na drzewach. Za ubytek kilku miliardów zł wywołany obniżeniem składki zdrowotnej dla przedsiębiorców zapłacimy po prostu my wszyscy - w podatkach.
Otwartym pytaniem pozostaje, kto powinien w większym stopniu łożyć na system ochrony zdrowia, ewentualnie czy nie powinno być tak, że ludzie łożą po tyle samo.
Przegłosowana właśnie zmiana powoduje, że - jak wyliczyła Małgorzata Samborska, doradca podatkowy w firmie Grant Thornton - przedsiębiorca z dochodem 14 tys. zł zapłaci składkę zdrowotną w 2026 r. taką samą jak pracownik z minimalnym wynagrodzeniem. A przedsiębiorcy mający dochód na poziomie 13 tys. zł i mniej będą płacić mniej od najgorzej zarabiających w społeczeństwie. Czy to jest uczciwe - każdy musi odpowiedzieć sam sobie.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl