Igor Zalewski dla WP: Platforma w kleszczach
Aleksander Kwaśniewski i Jarosław Kaczyński wygadują w tej kampanii brednie i po pijaku (były prezydent), i na trzeźwo (obecny premier). Łączy ich jednak coś więcej – wspólny interes. A tym wspólnym interesem jest osiągnięcie jak najlepszego wyniku wyborczego kosztem Platformy Obywatelskiej.
Stąd pomysł debaty telewizyjnej, jaki rzucił Kwaśniewski, a Kaczyński zaakceptował błyskawicznie i z wyraźną frajdą. Dyskusja obu panów K. zgromadzi zapewne przed telewizorami miliony widzów, którym nie umknie jeden istotny fakt: w debacie tej nie będzie miejsca dla pana Donalda Tuska. – Tusk? – wydaja się mówić liderzy prawicy i lewicy – Ależ to aktor drugoplanowy. Prawdziwy spór o kształt i przyszłość Polski rozgrywa się między nami. Miedzy III a IV Rzeczpospolitą, miedzy lewica a prawicą. PO to ni to, ni owo, Rzeczpospolita z ułamkiem, w sumie nic ważnego i nie bardzo jest o czym z nimi rozmawiać.
To bardzo sprytne posunięcie, korzystne i dla PiS, i dla postkomunistów z obozu Kwaśniewskiego. Do tej pory główna oś politycznego sporu przebiegała między PiS i PO, a pozostałe formacje przyglądały się tej wojnie z dość odległego peletonu. Kaczyński i Kwaśniewski próbują to zmienić, odsyłając partie Tuska i jego samego na boczny tor.
W jakim celu? To dosyć proste. PiS chce wygrać wybory i osłabić głównego rywala poprzez odebranie mu głosów. A wielu ludzi zamierza głosować na PO nie z ogromnej sympatii dla jej mgławicowego raczej programu, czy wyzbytych charyzmy polityków. Platforma jest postrzegana jako najskuteczniejszy młot na bliźniaków. Jest w tak ostrym sporze z PiS, że ci którzy nie mogą patrzeć na Kaczyńskich i dostają mdłości na sam dźwięk słowa „cztery” w sposób naturalny zagłosują na PO. Bardziej przeciw PiS-owi, niż za partią Tuska.
Debata Kaczyński - Kwaśniewski nobilituje lewicę na głównego wroga PiS. Zresztą i wcześniej rządząca prawica starała się dać do zrozumienia, że jej głównym rywalem jest właśnie obóz postkomunistyczny. Stratedzy tej ostatniej partii mają zapewne nadzieję, że takie uwiarygodnienie LiD-u doprowadzi do sytuacji, w której najbardziej fanatyczni przeciwnicy IV Rzeczpospolitej odwróćą się od „podejrzanej” Platformy ku bardziej niezłomnej lewicy. Z punktu widzenia PiS to nadzwyczaj korzystna sytuacja: może doprowadzić do porażki PO, w konsekwencji do prawdopodobnego upadku Tuska, a w końcu do powstania POPiS-u. Tyle że ze znacznie słabszą Platforma niż dwa lata temu.
Podobne są kalkulacje LiD. By zebrać więcej głosów niż dają jej sondaże, lewica musi zająć miejsce PO w polaryzacji, drastycznie dzielącej polską scenę polityczną. Musi zatem stać się „wrogiem numer 1” Prawa i Sprawiedliwości, co z przyzwoleniem a nawet namaszczeniem tego ostatniego czyni. Jeśli jej się to uda, może liczyć na zdobycie dodatkowych głosów kosztem PO. No i po wyborach, słabsza Platforma będzie ewentualnym wygodniejszym partnerem.
PO jest dziś więc w swego rodzaju kleszczach, a prawice i lewicę łączy doraźna polityczna symbioza. Trudno zatem przewidzieć kto wygra kolejną ważna w polskich dziejach debatę telewizyjną, ale bez większego ryzyka można wytypować przegranego. Wiadomo przecież, że nieobecni nigdy nie mają racji.
Igor Zalewski specjalnie dla Wirtualnej Polski