"Ignorował speców od wizerunku. Nie można było go wyreżyserować"
"Podziwiajmy Lecha Kaczyńskiego za jego dystans do PR-owców. Sami jednak dbajmy o swój profesjonalny wizerunek w pracy, w biznesie, na forum publicznym" - radzi w swoim felietonie Mirosław Sikorski.
Przyjaciele i zwolennicy Lecha Kaczyńskiego mieli mu za złe, że nie chce słuchać specjalistów od wizerunku osobistego. Gdyby poddał się profesjonalnej obróbce PR-owej – twierdzili – zdobyłby pewnie dużo większą popularność. Przede wszystkim miałby za sobą media. A tak niektóre media robiły z niego pośmiewisko, gardziły i pomiatały nim. Jak choćby po zwycięskich wyborach prezydenckich, gdy meldował bratu wykonanie zadania. Był to gest politycznie nieopłacalny, który z pewnością odradziliby Kaczyńskiemu spin doktorzy (z Adamem Bielanem z PiS włącznie).
Zdaniem niektórych, tragicznie zmarły prezydent uważał, że budowa i ochrona reputacji sprowadza się do przyzwoitości, a nie do jakiejś gry pozorów. Wierzył, że spontaniczne zachowania, reakcje, gesty są lepsze od tych wyreżyserowanych i wyuczonych. To z tego powodu ignorował speców od public relations, którzy radzili mu, jak z polityka chropawego zamienić się w polityka gładkiego – na miarę Aleksandra Kwaśniewskiego czy Baracka Obamy.
Za swą autentyczność, naturalność i dystans do PR-owców Lech Kaczyński jest szanowany przez wielu polityków. Czy jednak powinni go w tym naśladować inni – zarówno rządzący, jak i np. menedżerowie, prawnicy, dziennikarze, urzędnicy, lekarze, agenci ubezpieczeniowi? Nie jestem przekonany.
Kreowanie wizerunku nie polega na ukrywaniu prawdy o sobie, na udawaniu kogoś, kim się nie jest, na przedstawianiu własnych wad i niedociągnięć jako sukcesu. Chodzi natomiast o to, by w sytuacjach publicznych dobierać takie słowa i środki wyrazu, które najlepiej wyrażają to, co w głębi duszy wyznajemy.
Prezydent Kaczyński – choć w dzieciństwie z dużym wdziękiem zagrał w filmie – w życiu politycznym aktorem być nie chciał. A szkoda, bo aktorstwo wcale nie wyklucza autentyczności, spontaniczności, bycia sobą. Pokazali to dwaj wielcy przywódcy XX wieku – Jan Paweł II i Ronald Reagan, postacie zresztą dla Lecha bardzo znaczące. Wojtyła i Reagan byli w młodości aktorami. Gdy już jako liderzy przemawiali do tłumów, rzucał się w oczy ich sceniczny, aktorski sznyt. A przecież nikt nie powie, że byli przez to mniej przekonujący i prawdziwi.
Szanujmy więc prezydenta Lecha Kaczyńskiego za jego odporność na rady spin doktorów. Pod żadnym pozorem nie bierzmy jednak z niego przykładu.
Mirosław Sikorski