PublicystykaIan Buruma: fryzura grubej ryby

Ian Buruma: fryzura grubej ryby

Absurdalna i obraźliwa bufonada Trumpa, jego wulgarny gust i wyjątkowy wygląd idealnie nadają się do wyśmiania. Satyrycy tacy jak Jon Stewart bezlitośnie zabawiają się jego kosztem. Ale satyra i wyśmianie nie pomogą przekonać tych, którzy kochają Trumpa właśnie za jego dziwactwo, które odróżnia go od znienawidzonego przez nich establishmentu. Charyzma nie potrzebuje umiarkowania w słowach, w wyglądzie czy manierach. Im będzie dziwniejszy, tym bardziej jego zwolennicy będą go kochać - pisze Ian Buruma. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach w ramach współpracy z Project Syndicate.

Ian Buruma: fryzura grubej ryby
Źródło zdjęć: © East News

04.08.2016 | aktual.: 05.08.2016 21:53

Wiele napisano o szczególnej fryzurze Donalda Trumpa. Jego puchaty zaczes przywodzi na myśl raczej menadżera podrzędnego klubu nocnego niż kandydata na prezydenta. Cóż więcej można na ten temat powiedzieć? Okazuje się jednak, że fryzura może odgrywać w polityce większą rolę, niż mogłoby się wydawać.

Najważniejsze to się wyróżniać

To zastanawiające, jak wielu polityków, zwłaszcza z populistycznej prawicy, funduje sobie prawdziwie niecodzienne fryzury. Silvio Berlusconi, były premier Włoch, miał w zwyczaju używać czarnej kredki, by zasłonić prześwity w kępach przeszczepionych włosów. Holenderski demagog Geert Wilders farbuje swojego mozartowskiego tapira na platynowy blond, a Boris Johnson, brexitowy podżegacz i obecny minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, ma na głowie strzechę koloru siana w stanie perfekcyjnie wystudiowanego nieładu. Wszyscy otrzymali doskonałe wyniki wśród tych wyborców, którzy są wściekli na wyrafinowane miejskie elity.

Przypomnijmy również ojca współczesnego europejskiego populizmu, holenderskiego polityka Pima Fortuyna, który włosów nie miał wcale. Niemniej jego błyszcząca, wygolona głowa również wybijała się na tle gładko przystrzyżonych szarych fryzur polityków, tak jak wyróżnia się strzecha Johnsona czy złoty zaczes Trumpa (zauważmy, że wszyscy panowie, poza Berlusconim, są naturalnymi bądź farbowanymi blondynami; ciemny kolor włosów słabo się sprzedaje w populistycznym świecie).

Najważniejsze to się wyróżniać. Egzotyczna fryzura czy ogolona głowa sprawia, że polityk jest natychmiast rozpoznawalny. Ten typ wizerunku jest popularny wśród dyktatorów - Hilter na przykład miał dwa charakterystyczne elementy, tłuste przylizane włosy i kanciaste wąsy. Najdziwaczniejszym ze współczesnych dyktatorów jest niewątpliwie koreański przywódca Kim Dzong Un, którego wygolone ‘boczki’ to wierne naśladownictwo chłopskiego stylu jego dziadka z lat 30. Z kolei jego ojciec, Kim Dzong Il, starał się - z umiarkowanym sukcesem - naśladować bombastyczny styl Elvisa Presley’a.

Co ciekawe, taktyka parodii samego siebie działa również w demokracji. Winston Churchill, który w wielu dziedzinach stanowi dla Johnsona wzór, zawsze nosił przy sobie ogromne cygaro, nawet jeśli nie miał zamiaru go wypalić. Nie mógł za wiele zdziałać względem swoich przerzedzonych włosów, ale niewątpliwie wyróżniał się ubiorem. Żaden inny brytyjski polityk, nawet w czasie wojny, nie nosił zapinanego kombinezonu, tak upodobanego przez Churchilla. Wystudiowana nonszalancja i ekscentryczne gesty były wyróżnikiem arystokraty, który nie musiał dostosowywać się do nudnych wymagań wynikających z poprawności klasy średniej.

Churchill rozumiał coś, czego większość polityków głównego nurtu nie pojmuje. Aby trafić do serca mas nie należy udawać, że jest się takim jak wszyscy. Wręcz przeciwnie - jeśli przywódca pochodzi z klasy uprzywilejowanej, powinien się z tym obnosić, zamienić się w swoją własną karykaturę. W arystokratę, który nienawidzi nudnej klasy średniej, ale za to dogaduje się świetnie ze swoim gajowym. Johnson nie jest arystokratą, ale uczęszczał do Eton i łatwo może uchodzić za arystokratę - to umiejętność, którą uwielbia wykorzystywać.

W Stanach Zjednoczonych arystokracja formalnie nie istnieje. Status jest funkcją pieniądza. Jednym z sekretów popularności Trumpa jest sposób, w jaki obnosi się ze swoim rzekomym bogactwem. Potrafi też celowo przesadzać. Absurdalne złote krzesła w jego pastiszowych domach w stylu Ludwika XIV to także toporna imitacja stylu arystokracji.

Pim Fortuyn, w skromnej holenderskiej skali, czy Silvio Berlusconi z włoskim rozmachem, mieli podobne upodobania. Ludzie, którzy mogą tylko marzyć o tego typu bogactwach, szczerze ich za to podziwiali. Dowartościowanie marzeń tych, którzy mają niewiele, to klucz do populistycznego sukcesu.

Tacy politycy wyróżniają się na tle nudnego i umiarkowanego mainstreamu. Członkowie elit politycznych pozują na outsiderów, którzy mogą stanąć ramię w ramię ze zwykłymi ludźmi i sprzeciwić się politycznemu establishmentowi. Wszelkie dziwactwa - specyficzne arystokratyczne manieryzmy, ostentacyjna konsumpcja, szokujące żarty, celowe ordynarne zagrania i szalone fryzury - to wszystko ważne atuty.

Wyśmianie może być skuteczną bronią

Nie jestem pewien czy ludzie, którzy skądinąd słusznie postrzegają Trumpa jako wielkie zagrożenie dla USA i reszty świata, zdają sobie z tego wszystkiego sprawę. Wiele powiedziano o rozsądnym i umiarkowanym tonie kongresu Partii Demokratycznej, porównując go do "mrocznego" bombastycznego stylu Republikanów. Prezydent Barack Obama, wiceprezydent Joe Biden i Hilary Clinton byli emanacją godności w porównaniu do Trumpa, którego maniery i słowna agresja przypominają raczej Mussoliniego.

Zwolennicy Clinton, zarówno w czasie kongresu jak i poza nim, mają w zwyczaju atakować Trumpa poprzez wyśmianie. Metoda znana od czasów Woltera, który w ten sposób walczył z Kościołem katolickim. Wyśmianie może być skuteczną bronią - w latach dwudziestych ubiegłego wieku dziennikarze tacy jak H.L Mencken na tyle skutecznie ośmieszyli amerykańskich fundamentalistów chrześcijańskich, że ci na kilka pokoleń zniknęli z polityki.

Absurdalna i obraźliwa bufonada Trumpa, jego wulgarny gust i wyjątkowy wygląd idealnie nadają się do wyśmiania. Satyrycy tacy jak Jon Stewart bezlitośnie zabawiają się jego kosztem. Ale satyra i wyśmianie nie pomogą przekonać tych, którzy kochają Trumpa właśnie za jego dziwactwo, które odróżnia go od znienawidzonego przez nich establishmentu. Charyzma nie potrzebuje umiarkowania w słowach, w wyglądzie czy manierach. Im będzie dziwniejszy, tym bardziej jego zwolennicy będą go kochać. Im więcej inteligentnych satyryków z Nowego Jorku będzie się z niego śmiać, tym więcej zwolenników się przy nim zgromadzi.

Na tym polega perwersja nowej ery wściekłego populizmu. Rozsądne argumenty i optymizm polityczny stają się teraz cechami negatywnymi, typowymi dla zadowolonej z siebie elity politycznej. Charakteryzują polityków nie zdających sobie sprawy z potrzeb ludzi, którzy czują, że to ich wyśmiewano, że to z nich robiono sobie żarty. Rozsądne argumenty nie przekonały 51,9 proc. brytyjskich wyborców do pozostania w UE. Te same rozsądne argumenty mogą nas nie uchronić przed niebezpiecznym błaznem z idiotyczną fryzurą, który ma szanse zostać kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Ian Buruma - holenderski historyk pracujący w USA, profesor w Bard College, zajmuje się demokracją, prawami człowieka i dziennikarstwem. Autor wielu książek, m.in. "Murder in Amsterdam: The Death of Theo Van Gogh and the Limits of Tolerance" i "Year Zero: A History of 1945".

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)