Hop musi wpłacić gotówkę
Sąd Okręgowy w Katowicach nie zgodził się, by
kaucję za byłego prokuratora apelacyjnego z Katowic Jerzego Hopa
stanowiła hipoteka części domu, zamiast gotówki. W poniedziałek
sąd nie uwzględnił zażalenia obrony w tej sprawie - poinformowała
jego rzeczniczka Teresa Truchlińska-Babiracka. Oznacza to, że Hop, by móc pozostać na wolności, powinien wpłacić
gotówkę.
06.02.2006 | aktual.: 06.02.2006 18:11
W połowie grudnia ub. roku minął termin, w którym oskarżony, odpowiadający za wyłudzenie 1,7 mln zł, powinien był wpłacić 100 tys. zł poręczenia majątkowego. Hop wystąpił jednak do sądu o zmianę formy poręczenia. Chciał, by zamiast gotówki sąd zabezpieczył hipotekę trzeciej części domu, która należy do jego teściowej. Pozostała część tej nieruchomości - której właścicielami są Hop i jego żona - została już wcześniej zabezpieczona.
W połowie stycznia sąd odrzucił ten wniosek. W poniedziałek, już w rozszerzonym składzie, nie uwzględnił zażalenia obrony na wcześniejszą decyzję.
W połowie listopada sąd okręgowy zdecydował, że zwolni Hopa z aresztu, jeśli w jego imieniu zostanie wpłacone 50 tys. zł kaucji. Kiedy przyjaciel Hopa wpłacił 50 tys. zł, oskarżony wyszedł na wolność. Odtąd pozostaje on pod dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. Decyzję o zwolnieniu Hopa zaskarżyła jednak prowadząca śledztwo krakowska prokuratura. Chciała ona, by oskarżony był nadal aresztowany.
Rozpatrując jej zażalenie, pod koniec listopada Sąd Apelacyjny w Katowicach zdecydował, że aby móc pozostać na wolności, Hop ma wpłacić dodatkowo 100 tys. zł. Zamiast pieniędzy przysłał jednak do sądu wniosek o zmianę formy poręczenia.
Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Otrzymywał na to pieniądze, ale - według prokuratury - w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Hopowi grozi do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.
Hop nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Przed sądem wyjaśniał, że został "wmanewrowany" przez dawnego przyjaciela, a obecnie współoskarżonego Krzysztofa G., który od lat bez jego wiedzy miał prowadzić działalność przestępczą. O tym, że coś jest nie w porządku, miał dowiedzieć się już po artykule w "Newsweeku".
To firma G. miała dostarczać prokuraturze sprzęt zakupiony przez darczyńców i wystawiała faktury. Zdaniem oskarżenia, po zakończeniu współpracy z Krzysztofem G. Hop sam fałszował faktury, podrabiając podpis i pieczątkę wspólnika. Hop temu zaprzecza. G. przyznał się do udziału w wyłudzeniach. Odpowiada w procesie z wolnej stopy.