Holenderski "gwałciciel valium" szukał ofiar w Polsce?
Johan S., nazywany przez holenderskie media "gwałcicielem valium", podając się za doktoranta Uniwersytetu Amsterdamskiego, nawiązał kontakt ze studentami z Poznania. Podając fałszywe dane, namawiał, głównie kobiety, do pracy w Holandii. U kilku dziewczyn mieszkał. Kiedy studentki poznały jego prawdziwe nazwisko, okazało się, że mężczyzna był skazany za gwałty.
10.08.2010 | aktual.: 11.08.2010 10:54
Johan S. pojawił się w Poznaniu w maju. Z relacji kobiet, które miały z nim kontakt, wynika, że mężczyzna zamieszczał ogłoszenia w internecie i akademikach. Poszukiwał w nich studentów, którzy pomogliby mu przeprowadzić badania do pracy doktorskiej. Początkowo mieszkał w jednym z poznańskich hosteli. Jednak kiedy został z niego wyrzucony, według relacji poznańskich studentek, wykorzystał Couchsurfing - portal, na którym ludzie z całego świata wzajemnie oferują sobie darmowe noclegi. Studentki twierdzą, że Johan S. założył na Couchsurfingu fikcyjny profil. I jako Michiel Sandt, miał szukać noclegu.
- Michiel napisał do mnie, że poszukuje noclegu, bo nie znalazł miejsca w hostelu - opowiada prosząca o anonimowość studentka z Poznania. - Podczas pobytu nie sprawiał kłopotów. Moje zdziwienie budziły tylko mało składne opowieści o pracy doktorskiej.
Mężczyzna miał opowiadać studentce, że pisze pracę na temat życia polskich studentów w akademikach. Nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego wybrał taki temat, ani z jakiej literatury korzysta.
Sandt mieszkał u studentki kilka dni. Kiedy się wyprowadził, zgodnie ze zwyczajem panującym na Couchsurfingu, dziewczyna dodała na jego profilu pozytywny komentarz.
- Odezwało się do mnie wtedy kilka dziewczyn, informując, że ten mężczyzna wcale nie nazywa się Sandt - mówi studentka. - Kiedy wpisałam w internetową wyszukiwarkę jego prawdziwe nazwisko, doznałam szoku. Okazało się, że o Johanie S. pisały holenderskie media. Zamieszczały też jego zdjęcia. I to był właśnie ten mężczyzna, który u mnie mieszkał.
Do dziewczyny napisały inne studentki z Poznania. U niektórych Johan S. miał nocować, inne poznały go poprzez ogłoszenie o badaniach do pracy doktorskiej. Jedna z nich miała natrafić na prawdziwe dane mężczyzny, kiedy kopiowała materiały z jego nośnika danych. Po sprawdzeniu, że Johan S. nie jest wcale doktorantem z Amsterdamu, zawiadomiła policję.
Polecamy w wydaniu internetowym:
Reformatorzy przeciw talibom. Wojna w PiS wybuchnie jesienią