Hiszpan zniknął jak kamfora
Czterdzieści łodzianek, których zakład
został zamknięty z dnia na dzień, oczekuje na zaległe pensje.
Wczoraj spotkały się pod biurem firmy. Kobiety twierdzą, że
zostały oszukane przez hiszpańskiego pracodawcę, który ulotnił się
z Łodzi, opisuje "Express Ilustrowany".
Pod koniec dnia pracy przyszedł do nas i powiedział, że jutro możemy nie przychodzić, bo firma zostaje zamknięta - mówią rozgoryczone łodzianki. Potem pocztą niektóre z nas otrzymały świadectwa pracy i... wymówienia. Z powodu "prowadzenia na terenie zakładu prac utrudniających kontynuowanie produkcji".
Kobiety od sierpnia w jednej z hal przy al. Piłsudskiego zajmowały się obróbką papryki i pakowaniem jej do słoików. Miały też pakować cukinię, oliwki itp.
Pracowałyśmy ciężko. To przypominało obóz pracy. Papryka była opalana na specjalnym grillu, w sali unosił się dym, nie było wentylacji. Aby wywietrzyć pomieszczenie otwierano drzwi - mówi Renata Ustaborowicz.
Hiszpański właściciel firmy wyprowadził z hali cały towar i maszyny. Nie wypłacił wynagrodzeń za ostatni miesiąc. W Łodzi pozostało jedynie biuro rachunkowe, które prowadziło księgowość tajemniczej firmy. A Hiszpan wyjechał do ojczyzny.
Poszkodowane łodzianki zapowiadają, że będą walczyć w sądzie pracy o odzyskanie utraconych zarobków.
To typowe zjawisko w firmach nastawionych na pracę sezonową i szybki zysk - mówi Jerzy Iwaszkiewicz, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Łodzi. Inną sprawą jest natomiast niewypłacenie wynagrodzenia. Gdy tylko zostanie zgłoszona oficjalna skarga, zajmiemy się tą sprawą.(PAP)