Himalaistka Kinga Baranowska: po Broad Peaku panuje zamęt w głowach
- Z mężczyznami trudno rozmawiać o strachu. Gdyby Adam Bielecki powiedział zaraz po wyprawie: tak, bałem się, to nie byłoby pewnie takiej afery wokół Broad Peaku - mówi himalaistka Kinga Baranowska w rozmowie z tygodnikiem "Newsweek".
Himalaistka stwierdziła, że po "Broad Peaku panuje zamęt w głowach". - Świat dostał przekaz: kiedy robi się trudno, ratuj się kto może. Nie chcę żeby alpinizm przeobrażał się w igrzyska sportowe, w zawody. Kto pierwszy, ten lepszy, kto dotknie szczytu jako pierwszy, jest super, a reszta niech martwi się o siebie. Dla mnie to pomyłka. Alpinizm to takie wspinanie się w górach, gdzie między ludźmi jest więź. Nawet za cenę niewejścia na szczyt, nierobienia ważnej drogi, rezygnujemy z czegoś razem - uważa.
Baranowska przyznała, że nie ma podstaw, by nie wierzyć w zapewniania Adama Bieleckiego, że "został źle zrozumiany w mediach". - Dla mnie w tej chwili coś innego jest ważne: co będzie dalej? Jaką wyniesiemy z tego lekcję? Inna rzecz, że ludzie oczekują od himalaistów, od wspinaczy, że będę herosami. A odwaga, przełamywanie własnych słabości to proces - stwierdziła.
Pytana o sytuacje krytyczne, przyznała że w takich momentach "pękają wzorce i odwołujemy się już tylko do tego, co jest głęboko w nas". - Myślę, że za małą wagę przywiązujemy do tego, co jest tym naszym fundamentem. A bez tego nie jesteśmy w stanie podejmować właściwych decyzji - powiedziała. Podkreśliła także, że "z mężczyznami trudno rozmawiać o strachu". - Gdyby Adam Bielecki powiedział zaraz po wyprawie: tak, bałem się, to nie byłoby pewnie takiej afery wokół Broad Peaku. Nikt nie miałby do niego żalu. Bo to jest normalne i ludzkie. A on dopiero długo, długo później wyznał, że się bał. O własne życie. Z mężczyznami, ze wspinaczami, trudno rozmawiać o strachu. Dla mnie najsilniejszy mężczyzna to taki, który umie się przyznać, że się bał. Taki wspinaczy cenię najbardziej - powiedziała.