Henry Miller: W obronie germinalnej terapii genowej
Niedawno pojawiła się realna perspektywa, że nowa metoda germinalnej terapii genowej zacznie być skuteczna. Metoda ta polega na modyfikacji genetycznej plemników, jajeczek i embrionów, przez co zmiana jest dziedziczona przez wszystkie następne pokolenia. W maju tego roku chińscy naukowcy opublikowali wyniki częściowo skutecznej próby edycji genów systemem CRISPR-Cas9 u wadliwych embrionów, które były przeznaczone do usunięcia. Chiński eksperyment wywołał prawdziwą burzę w środowisku naukowym - pisze Henry Miller. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.
Terapia genowa to jedno z najbardziej ambitnych przedsięwzięć biotechnologii od czasu odkrycia technologii molekularnej edycji genetycznej w latach 70. Jest to jednak technologia szalenie kontrowersyjna. Teraz, kiedy nauka dokonuje kolejnego przełomu, dyskusje o zastosowaniu tej technologii rozgorzały z nową siłą.
Dotychczas jedynie metoda somatycznej terapii genowej była naprawdę skuteczna. Ten sposób leczenia pozwala trwale zmienić geny pacjenta albo przez ich modyfikację albo poprzez dodanie nowych genów. Celem terapii jest leczenie zarówno chorób wrodzonych jak i nabytych. Komórki somatyczne to wszystkie komórki ciała z wyjątkiem komórek jajowych i plemników, stąd modyfikacje dokonane w nich nie są dziedziczne. Na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza somatyczna terapia genowa odniosła wiele sukcesów, m.in udało się skorygować rzadkie genetyczne mutacje, które powodują nawracające zapalenie trzustki lub ślepotę wynikającą ze zwyrodnienia siatkówki.
Niedawno pojawiła się realna perspektywa, że nowa metoda germinalnej terapii genowej (ang. GLGT) zacznie być skuteczna. Metoda ta polega na modyfikacji genetycznej plemników, jajeczek i embrionów, przez co zmiana jest dziedziczona przez wszystkie następne pokolenia. W maju tego roku chińscy naukowcy opublikowali wyniki częściowo skutecznej próby edycji genów systemem CRISPR-Cas9 u wadliwych embrionów, które były przeznaczone do usunięcia.
Chiński eksperyment wywołał prawdziwą burzę w środowisku naukowym. Część badaczy i bioetyków nawołuje do całkowitego zakazu wszelkich prób leczenia w oparciu o edycję genetyczną komórek germinalnych - nawet w przypadku chorób śmiertelnych.
Ruch na rzecz zakazu tej technologii zdobył znaczną siłę w czasie konferencji w Waszyngtonie w grudniu ubiegłego roku. Konferencja została zorganizowana w ramach współpracy akademii nauk z Chin, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Uczestnicy domagali natychmiastowego wstrzymania edycji genów embrionów, prowadzącej do ciąży. Zgodzono się też, że tego typu działania byłyby "nieodpowiedzialne" w sytuacji, gdy ryzyko związane z tym procederem nie zostało jeszcze należycie zbadane, a także brakuje "szerokiego społecznego konsensusu" w tej sprawie.
Kilka argumentów zawartych w rekomendacji domaga się komentarza. Pierwszy problem to fakt, że większość osób zasiadających w komisji planowania osobiście nie leczy pacjentów, a co za tym idzie, nie doświadcza bezpośrednio cierpienia chorych i ich rodzin. Konferencja została w znacznym stopniu zdominowana przez bioetyków. Harvardzki naukowiec Steven Pinker w moim przekonaniu słusznie skrytykował bioetykę twierdząc, że jest to "fetyszyzacja ogólnych kategorii takich jak godność, równość, sprawiedliwość społeczna, nienaruszalność, prywatność i wyrażanie zgody - kosztem zdrowia i życia ludzi z krwi i kości".
W rzeczywistości konferencja była zdominowana przez syndrom grupowego myślenia, gdzie kierując się zasadami poprawności politycznej, ogół grupy jest święcie przekonany o własnej moralnej słuszności, ignoruje sprzeciw mniejszości i w rezultacie końcowe twierdzenia są słabo uzasadnione.
Charis Thompson z uniwersytetu w Berkeley i London School of Economics zażartował, że wynik dyskusji nie powinien być przesądzony przez "charyzmatycznych gigantów". Naukowcy, nawet ci najbardziej zasłużeni na polu nauki, nie są przecież wszechwiedzący.
To oczywiste, że technologia edycji genetycznej ma istotne etyczne ograniczenia. Edycja zdrowych embrionów, które byłyby potem wszczepiane kobietom, byłaby oczywiście nieetyczna - tylko że nikt tego nie postuluje. Choroby spowodowane wadliwym genem przekazanym przez jednego z rodziców - tak jak choroba Huntingtona czy relatywnie częste choroby takie jak hipercholesterolemia rodzinna, wielotorbielowatość nerek czy nerwiakowłókniakowatość typu 1 - mogą być leczone bez modyfikacji embrionów. Wystarczyłoby przeprowadzić badania genetyczne przed wszczepieniem embriona i ustalić, który embrion jest zdrowy (plemniki i jajeczka rodziców stworzą zarówno zdrowe jak i wadliwe embriony) i dopiero wtedy wszczepić zdrowy embrion.
Germinalna terapia genowa nie tylko nie wymaga edycji genów w przypadku zdrowych embrionów, ale wręcz nie musi wiązać się z modyfikacją wadliwych embrionów. Istnieją alternatywy, takie jak generowanie z wadliwych plemników zdrowych komórek metodą hodowli tkanki i edycji genetycznej czy hodowla wadliwych linii zarodkowych poza organizmem i ich korekta metodą edycji genetycznej.
Być może najważniejszym aspektem tej debaty jest potencjał germinalnej terapii genowej dla ratowania życia. Pozwala ona na przykład skorygować gen odpowiedzialny za anemię sierpowatą, która jest chorobą śmiertelną - zmienione erytrocyty "sierpowate" zatykają naczynia krwionośne, co powoduje częste infekcje, bóle kończyn, i wreszcie niszczy organy wewnętrzne, w tym płuca, nerki, śledzionę i mózg. Ta choroba atakuje blisko 300 tys. noworodków rocznie, głównie w Afryce Subsaharyjskiej, ale również w innych częściach świata. W 2013 roku była przyczyną 176 tys. zgonów.
Anemia sierpowata to choroba, którą genetycy nazywają autosomalną chorobą recesyjną. To oznacza, że chory odziedziczył wadliwy gen hemoglobiny od obojga rodziców, czyli że każda para chromosomów zawiera wadliwy gen (defekt skutkuje tym, że uszkodzony aminokwas jest umieszczany w białku hemoglobiny).
Szczególnie istotny jest fakt, że każde potomstwo dwóch pacjentów z anemią sierpowatą będzie cierpieć na tę chorobę. Ale z nowymi, precyzyjnymi technologiami edycji genów taka wada mogłaby zostać naprawiona. Takie próby już przeprowadzono na małpach i zakończyły się one sukcesem.
Postęp na tym polu dokonuje się zaskakująco szybko. Dwa artykuły opublikowane w grudniu ubiegłego roku dowodzą, że możliwe jest osiągnięcie niesłychanie wysokiego poziomu precyzji przy edycji genetycznej i że niepożądane cięcia DNA dokonane w CRISPR-Cas9 mogą być teraz zredukowane do mniej niż jednej na trzy biliony par zasad DNA (ludzki genom składa się z trzech bilionów par).
Zaawansowane, szybko rozwijające się technologie tego typu rzadko kiedy od razu przynoszą sukcesy - w miarę stosowania są stale ulepszane i często zmiany zachodzą w błyskawicznym tempie. Naturalnie, dopóki nie są w pełni dopracowane, nowe technologie muszą być stosowane oszczędnie i pod odpowiednim nadzorem. Ale nie możemy bać się iść naprzód. Jeśli nie zrobimy tego pierwszego kroku, nigdy nie osiągniemy celu. Kiedy celem jest ratowanie życia, bezczynność jest niczym nieuzasadniona.
Henry I. Miller - lekarz i biolog molekularny, jest ekspertem Hoover Institution na Uniwersytecie Stanforda, gdzie zajmuje się filozofią nauki i polityką publiczną. Przez 15 lat pracował w amerykańskiej Agencji Żywności i Leków m.in. na stanowisku dyrektora. Jest autorem książki "The Frankenfood Myth".
Copyright: Project Syndicate, 2016