Henia nikt nie chce. Roczny chłopiec od urodzenia mieszka w szpitalu
Niedawno skończył rok. Puste pudełko po igłach to jego bębenek. Strzykawki to ulubione zabawki. Szpitalna sala to dla niego dziecięcy pokój. Nie zna słowa "mama", "tata", "dom". Henio od urodzenia przebywa w poznańskim szpitalu, bo nie ma dla niego miejsca w rodzinach zastępczych.
2 lipca. Henio siedzi w krzesełku do karmienia. Na głowie urodzinowa czapeczka. Na stole tort z owieczką, łaciatą krówką i cyfrą "1". Wokół balony z helem. Pielęgniarki i lekarze z Kliniki Kardiologii Dziecięcej Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu śpiewają chłopcu sto lat. Są prezenty i uśmiechy. Nie ma rodziców. Nie ma domu.
- To jest nasze dziecko oddziałowe. My jesteśmy jego mamami i tatusiami. Opiekujemy się nim wszyscy po kolei. Najbardziej oczywiście pielęgniarki i za to ogromny szacunek dla nich. Robią to bardzo troskliwie - mówi prof. Waldemar Bobkowski, kierownik Kliniki Kardiologii Dziecięcej.
Szpitalna sala zamiast dziecięcego pokoju
Henio trafił na oddział kardiologiczny w drugiej dobie życia z oddziału neonatologicznego. Urodził się z wadą serca. Przeszedł już dwa zabiegi. Od pół roku mógłby być już w domu. Ale go nie ma. Po narodzinach sąd pozbawił rodziców prawa do opieki nad synem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ośrodek preadopcyjny pomaga niemowlakom. Historia już nieżyjącego Emilka chwyta za serce
Dlatego Henio "mieszka" w jednoosobowej sali naprzeciwko pomieszczenia, gdzie pielęgniarki rozdzielają leki. "Ciocia" - woła jeszcze trochę niezrozumiale, gdy widzi oddziałową przygotowującą lekarstwa dla innych chorych dzieci.
- Jest bardzo kontaktowy, a najbardziej na świecie lubi się przytulać. Opiekujemy się nim na zmianę. Pomaga nam i towarzyszy w pracy na oddziale. Poświęcamy mu tyle uwagi, ile możemy, ale on potrzebuje jednej lub dwóch osób, a nie 20. Do nikogo z nas tak naprawdę nie jest w stanie mocno się przywiązać - mówi Danuta Fijałkowska, pielęgniarka oddziałowa.
Henio - pomocnik
Po śniadaniu czas na leki. Pielęgniarka idzie korytarzem z tacą. Obok niej sunie Henio w niebieskim jeździku, który dostał na urodziny od szpitalnego personelu. Wchodzą razem do kolejnych sal. Witają się z innymi małymi pacjentami.
- Ma już rok. Wymaga stałej uwagi, obecności, bliskości, dlatego często towarzyszy personelowi w czasie pracy. Lepsze to niż samotne siedzenie w łóżeczku - mówi prof. Bobkowski.
W klinice obowiązuje nieformalny grafik spacerów z Heniem. Wszyscy są w to zaangażowani. Nie z przymusu. Każdy chce dać chłopcu choć odrobinę normalności. Sekretarka przyjeżdża do pracy wcześniej, by pójść z chłopcem na spacer dookoła szpitala. Pielęgniarki i lekarze zaglądają do niego w każdej wolnej chwili.
W swojej sali Henio ma dużo zabawek, książek i ubrań. Wszystko przynosi mu personel szpitala. Pielęgniarki zorganizowały nawet spacerówkę i nosidełko. Najbardziej jednak chłopiec lubi się bawić tym, co zabawką nie jest. Strzykawki, puste opakowania po igłach, stetoskop. Wszystko wcześniej zdezynfekowane, by nie narazić go na żadną infekcję.
- Henio niczym nie różni się od innych dzieci. Jest pogodny, śmieje się, ale jest też charakterny. Potrafi pokazać, że czegoś nie chce, nie lubi. Z uwagi na częstego w tym wieku lekkiego zeza ma okulary. Nie chce ich jednak nosić. Ma już dwa zęby i tak nimi pogryzł pierwszą parę, że potrzebne były nowe. Tych jednak w ogóle nie chce zakładać. Jest po prostu przekochany - śmieje się oddziałowa.
Nauka jedzenia
Z powodu wrodzonej wady serca Henio wymaga stałej opieki kardiologa, ale będzie żył i rozwijał się prawie tak samo, jak zdrowe dzieci. - Około trzeciego roku życia konieczny będzie trzeci zabieg operacyjny. Wtedy leczenie zostanie domknięte. Chłopiec wymaga tylko doustnych leków - mówi dr Dominika Wysocka, kardiolożka dziecięca, która zajmuje się chłopcem.
Henio uczy się jeść. Pielęgniarki podają mu zmiksowane jedzenie. Na razie nie wszystko mu smakuje. Na stałe chłopiec ma podawane jedzenie przez PEG, dojelitowo, z pominięciem ust i przełyku. Lekarze liczą jednak, że z czasem chłopiec będzie mógł jeść samodzielnie.
Henio jest na liście dzieci do umieszczenia w rodzinie zastępczej, ale kolejka jest bardzo długa. W całej Polsce to powszechny problem. Tylko w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Poznaniu kolejka sięga około 70 dzieci.
Nie ma miejsca dla porzuconych dzieci
- Ten problem narasta od kilku lat. Z jednej strony cieszymy się, że wzrasta świadomość społeczna, ludzie częściej zgłaszają, że w domach dzieci są krzywdzone. Sąd odbiera je rodzicom i wtedy zaczyna się problem. Nie ma gdzie ich umieścić. Miejsc w rodzinach zastępczych brakuje, a nowe nie powstają tak szybko jak przybywa dzieci, które powinny do nich trafić. Zapotrzebowanie jest ogromne - mówi Anna Krakowska, dyrektorka MOPR.
Niedawno w Poznaniu otwarto dwa nowe rodzinne domy dziecka. Dzień później nie było w nich ani jednego wolnego miejsca.
Sąd może pozbawić rodziców prawa do opieki nad dzieckiem, gdy zdrowie i życie dziecka jest zagrożone, rodzice nie wywiązują się ze swoich obowiązków lub zostali pozbawieni wolności. Najczęściej dzieje się tak, gdy w domu rodzinnym dochodzi do przemocy psychicznej, fizycznej, zaniedbania, uzależnienia opiekunów. Coraz więcej dzieci zostaje też porzuconych w szpitalu po urodzeniu. Dziecko się rodzi, mama zrzeka się prawa do opieki, a niemowlę długie miesiące spędza w szpitalnej sali, mimo że często jest zdrowe. W 2021 roku w szpitalach pozostawiono 643 dzieci, w 2022 – 653, a w 2023 już 715.
- W dużej części są to dzieci matek, które w czasie ciąży nadużywały narkotyków i alkoholu, co zdrowotnie odcisnęło się na maluchach. Mają zespół alkoholowy, różne zaburzenia neurologiczne, a przede wszystkim traumę z powodu opuszczenia przez matkę i ojca - mówi Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, prezeska Fundacji Gajusz.
Trauma u dzieci jest tym większa, że po porzuceniu miesiącami przebywają w szpitalu, w którym się urodziły. Nie ma gdzie ich umieścić, ponieważ brakuje rodzin zastępczych, a zgodnie z prawem nie wolno umieszczać w domach dziecka dzieci poniżej 10. roku życia. Kryzys pieczy zastępczej doprowadził do tego, że i tak przebywa tam 2300 maluchów.
Na dodatek tylko trzy procent dzieci, spośród tych zabezpieczonych poza rodziną biologiczną, trafia do adopcji, a ponad 90 procent przebywa w rodzinach zastępczych. Obecnie w całej Polsce około półtora tysiąca dzieci czeka na umieszczenie w rodzinie zastępczej. Sąd rodzinny zdecydował, że trzeba je zabrać z domu, bo nie są tam bezpieczne, ale nikt nie znalazł dla nich nowej rodziny.
Dzieci z rodzin zastępczych powinny szybko trafić do rodziny adopcyjnej, by ich sytuacja się ustabilizowała. Niestety, procedura od momentu odebrania dziecka rodzicom biologicznym do umieszczenia go w rodzinie adopcyjnej zajmuje w Polsce średnio trzy lata i siedem miesięcy. Tak długa procedura sprawia, że trauma dziecka z powodu porzucenia czy zerwania więzi rodzinnych się potęguje. Często dziecko najpierw miesiącami przebywa w szpitalu, potem jest przenoszone do rodziny zastępczej, a gdy tam już nawiąże bliższe więzi z opiekunami, znów jest wyrywane z domu, by trafiło do rodziców adopcyjnych.
- Ludzie często to bagatelizują. Mówią, że dziecko zapomni. To nieprawda. Najmłodsze dzieci nie mają wyuczonych mechanizmów obronnych. One nigdy nie zapomną. Nie ma mocniejszej traumy dla dziecka po urodzeniu niż zerwanie więzi z mamą, którą przez dziewięć miesięcy słyszało i czuło. Jeśli po urodzeniu dziecko trafi do rodziny zastępczej, która pełni rolę pogotowia opiekuńczego, stamtąd do kolejnej rodziny zastępczej, a za jakiś czas do rodziny adopcyjnej, to trauma może być tak silna jak u dziewczynki, która w dzieciństwie za karę była przetrzymywana w piwnicy - mówi prezeska Gajusza.
Potrzeba czułości
Dlatego tak ważne jest jak najszybsze znalezienie nowego domu dla Henia. - On się domaga czułości. Chce tylko, żeby ktoś z nim cały czas był. Na razie jednak nie znalazła się żadna rodzina, która mogłaby mu stworzyć dom. Raz ktoś u nas był, ale się nie zdecydował nim zaopiekować. Nie wiem, co będzie dalej. Na razie my staramy się stworzyć mu dom - mówi prof. Bobkowski.
Korytarzem jedzie spacerówka. Mama chorej dziewczynki zabiera swoją córkę i Henia na spacer przed szpital. Na placu zabaw buja go w huśtawce. Chłopiec śmieje się, gdy ciepły wiatr łaskocze go pod koszulką. Palec wskazujący trzyma w ustach. Nagle słyszy coraz głośniejszy szum. Kobieta pokazuje mu na niebo.
- Samolot Heniu, zobacz - mówi. Chłopiec się uśmiecha.
- A teraz biją dzwony. Bim, bam, bom.
Henio powtarza po swojemu.
Czas wracać. Henio jedzie spacerówką na oddział. Kobieta z córką dostają wypis ze szpitala. Mogą wrócić do domu. Henio cały czas czeka na swój dom.
Osoby zainteresowane opieką nad Heniem mogą się kontaktować z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie w Poznaniu, tel. 61 878-17-26 lub 61 878-17-55
Magda Mieśnik, dziennikarka Wirtualnej Polski
Chcesz się skontaktować z autorką? Napisz: magda.miesnik@grupawp.pl