Helsińska Fundacja Praw Człowieka pisze list do Kurtyki
Helsińska Fundacja Praw Człowieka pyta prezesa IPN Janusza Kurtykę o szczegóły zapowiadanego udostępnienia naukowcom i dziennikarzom komputerowej kartoteki Instytutu ze zgromadzonymi w archiwach SB danymi nt. Polaków.
15.06.2009 | aktual.: 15.06.2009 16:46
Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk powiedział, że list helsińskiej fundacji wpłynął już do Instytutu, który udzieli nań odpowiedzi. Prezes IPN zapowiedział w zeszłym tygodniu w wywiadzie dla "Rzeczypospolitej", że taka baza zostanie uruchomiona jeszcze w czerwcu. "Rz" podkreśliła, że nazwiska z kartoteki to nie lista agentów, bo są tam też osoby inwigilowane w PRL lub takie, które bezskutecznie próbowano zwerbować. Według gazety dzięki niej także "łatwiej będzie można zidentyfikować agentów, których teczki zniszczono".
"Rz" podała, że nowa baza zawiera 1,5 mln zapisów. Po wakacjach ma być drugie tyle. Mają być tam nazwisko danej osoby, data i miejsce urodzenia, imiona rodziców, nazwisko panieńskie matki. Baza ma funkcjonować w wewnętrznej sieci IPN, który "nie zdecydował się" na przeszukiwanie bazy przez internet, choć techniczne możliwości na to pozwalają. Nowa baza ma oferować "znacznie więcej możliwości" niż tzw. lista Wildsteina.
W liście prezesa zarządu HFPC Danuty Przywary do Kurtyki postawiono 13 pytań w całej sprawie: m.in.: o przesłanki utworzenia bazy oraz o to, jakiego rodzaju powiązania z organami bezpieczeństwa PRL, bądź jakiego rodzaju zainteresowanie z ich strony stanowiło podstawę zamieszczenia informacji w katalogu o konkretnej osobie i czy takie rozróżnienie się w nim znajdzie.
Ponadto HFPC pyta, czy i jak katalog zabezpieczono przed wydostaniem się go poza IPN, tak "aby nie powtórzyła się sytuacja, która miała miejsce w przypadku tzw. listy Wildsteina". Innym poruszonym w liście problemem jest to, czy osoby, których dotyczą informacje zawarte w katalogu, będą - zgodnie z Konstytucją - mogły uzyskać informację, czy i jakiego rodzaju zapisy na ich temat są w katalogu. HFPC docieka też, czy jego utworzenie konsultowano z Generalnym Inspektorem Ochrony Danych Osobowych.
Arseniuk podkreślił, że nowa pomoc ewidencyjna będzie dostępna dla osób korzystających z czytelni IPN i że nie rozważano możliwości dostępu do niej w internecie. Zaznaczył, że ten bardzo obszerny zbiór będzie odpowiednio zabezpieczony.
Na przełomie 2004 i 2005 r. w internecie znalazła się lista katalogowa z czytelni IPN - potocznie nazwana "listą Wildsteina" - ze 160 tys. nazwiskami oficerów i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy. Bronisław Wildstein (ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej") przyznawał, że udostępnił ją dziennikarzom, ale zaprzeczał, by umieścił ją w internecie.
Wiele osób, których dane znalazły się na liście, nie było pewnych, czy to o nie chodzi (były tam tylko imiona i nazwiska, bez bliższych danych), dlatego składały wnioski o dostęp do akt IPN. W 2005 r. weszła w życie nowelizacja, która upoważniła Instytut do wydawania zainteresowanym zaświadczeń, czy to właśnie do nich odnoszą się zapisy z listy. Większość z tych, która o to wystąpiła, dostała odpowiedź, że to nie ich dane były na liście. Stołeczna prokuratura w 2006 r. umorzyła śledztwo w całej sprawie, bo nie ustaliła, kto w IPN skopiował listę będącą tajemnicą służbową IPN i udostępnił ją Wildsteinowi; uznała też, że IPN nie odpowiada za brak zabezpieczenia przed takim skopiowaniem. Wiele osób pozwało IPN i samego Wildsteina; sądy generalnie oddalały takie pozwy.