Gwiazda Donalda Trumpa w Hollywood zniszczona. Zdewastował ją mężczyzna przebrany za miejskiego robotnika
• Zniszczono gwiazdę Donalda Trumpa w Hollywoodzkiej Alei Sławy w USA
• Zdewastował ją wyposażony w młot mężczyzna, napis jest nieczytelny
• Gwiazda Donalda Trumpa w Hollywood była już niszczona wielokrotnie
Gwiazda Donalda Trumpa w Hollywoodzkiej Alei Sławy została kompletnie zdewastowana. Zniszczył ją wyposażony w młot i kilof mężczyzna przebrany za miejskiego robotnika. Miał informować, że gwiazda ma zostać zlicytowana, a dochód z niej przeznaczony na cele charytatywne - dla kobiet, które oskarżały Trumpa o molestowanie.
Napis stał się obecnie kompletnie nieczytelny.
Gwiazda Donalda Trumpa była już niszczona wielokrotnie. Odkąd półtora roku temu przedsiębiorca potwierdził, że będzie ubiegał się o fotel prezydenta USA, do dewastacji doszło przynajmniej dwukrotnie. W żadnym z przypadków nie doszło jednak do tak poważnych uszkodzeń.
Gwiazda Trumpa jest jedną z ponad 2500 na Hollywoodzkiej Alei Sław w Los Angeles. Obecny kandydat do fotela prezydenta USA w przeszłości prowadził telewizyjne programy.
Wybory prezydenckie w USA. Starcie Trump kontra Clinton
Za dwa tygodnie miliony Amerykanów ruszą do urn, by zadecydować kto zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Donald Trump, przegrywający w sondażach z Hillary Clinton twierdzi, że są one ustawione. Dowodem na możliwe nieprawidłowości w wyborach, ze strony Demokratów, mają być nagrania konserwatywnej organizacji Project Veritas. Udający sponsorów dziennikarze pytali byłego współpracownika Partii Demokratycznej o to, czy można zarejestrować do głosowania ludzi w stanie, w którym oni de facto nie mieszkają.
- Może udowodnić spisek, jeśli to będzie autobus. Ale w przypadku samochodów dużo trudniej to udowodnić - odpowiedział bohater nagrania. Chodziło o to, aby hipotetycznie przerzucić zwolenników Clinton do stanu, gdzie Trump ma przewagę. Clinton odcięła się od bohaterów afery. Synowie Trumpa nie kryją oburzenia i twierdzą, że wśród wyborców były osoby zmarłe - mówi Leszek Krawczyk, korespondent WP w USA.