Gułag Putina
Michaił Chodorkowski, były właściciel koncernu naftowego Jukos, nie przywykł do spania w nieświeżej pościeli. Trudno mu też pojąć, że za wypicie szklanki herbaty można wylądować w karcerze. Nie mówiąc już o rozwiązywaniu sporów za pomocą noża, którym podobno pocięto mu ostatnio twarz - pisze Witold Laskowski w tygodniku "Wprost".
24.04.2006 | aktual.: 24.04.2006 12:01
Chodorkowski w łagrze w Krasnokamiensku odsiaduje wyrok ośmiu lat pozbawienia wolności. Do karceru trafił za wykroczenie, które nawet więzienni klawisze określają jako drobne i zasługujące co najwyżej na naganę. "Jeśli został ukarany, to wcale nie dlatego, że zasłużył - uważają znawcy rosyjskiego systemu penitencjarnego. - Musiał przyjść rozkaz 'z góry'". Tylko że po dwóch odsiadkach w karcerze Chodorkowski może być już traktowany jako więzień notorycznie łamiący więzienny regulamin. A takim trudno się starać o przedterminowe zwolnienie, bo elementarnym warunkiem jest przecież "dobre zachowanie". Ktoś na Kremlu najwyraźniej postanowił, że Chodorkowski odsiedzi cały wyrok. Niezależnie od jego win i zachowania.
Związek Socjalistycznej Pracy Niewolniczej
W 1991 r. w Rosji nastała oficjalnie demokracja. Ale panujący system wciąż mocno tkwi korzeniami w sowieckiej rzeczywistości. W wypadku rosyjskiego więziennictwa widać to szczególnie ostro. Wiele zakładów karnych to byłe stalinowskie łagry. A w psychologii i metodach stosowanych przez ludzi sprawujących władz nierzadko można odnaleźć reminiscencje starej i jakże skutecznej zasady: "Pokażcie mi winnego, a paragraf się znajdzie".
Chodorkowski, pozbawiony przez władzę swojego naftowego imperium, odbywa karę w kolonii w Krasnokamiensku (w obwodzie czitinskim), stworzonej kiedyś tylko po to, by wydobywać uran. Inny rosyjski oligarcha - Władimir Potanin, potulny wobec władzy, wciąż pozostaje multimiliarderem, właścicielem leżącego za kręgiem polarnym kombinatu niklowego w Norylsku. Oba te miejsca, odległe o tysiące kilometrów, łączy wspólna geneza. Jedno i drugie zbudowali więźniowie Gułagu. A wszystko zaczęło się w 1929 r., kiedy to Rada Komisarzy Ludowych ZSRR przyjęła uchwałę o "wykorzystaniu pracy skazanych". Rok później powstał Główny Zarząd Łagrów, czyli pokazany światu przez Sołżenicyna morderczy Gułag.
Stalinowski terror powodował lawinowy wzrost liczby skazanych. Siły roboczej nie brakowało, trzeba ją było tylko w odpowiedni sposób spożytkować. Obozy budowano wyłącznie w odległych i słabo zaludnionych regionach - w celu "kompleksowej eksploatacji bogactw naturalnych poprzez wykorzystanie pracy osób odbywających karę pozbawienia wolności". W ten sposób stworzono w znacznej mierze podwaliny gospodarczej, a zwłaszcza surowcowej potęgi komunistycznego Związku Sowieckiego.
W systemie Gułagu powstawały kopalnie, porty, elektrownie wodne, linie kolejowe łączące najbardziej niedostępne zakątki Syberii i polarnej północy.
We wczesnych latach powojennych dzięki niewolniczej pracy milionów ludzi wytwarzano ponad 10% wartości całego sowieckiego przemysłu. W ten sposób powstała m.in. kujbyszewska elektrownia wodna, kombinat metalurgiczny w Norylsku, port w Dudince przy ujściu Jenisieju i setki innych funkcjonujących do dziś obiektów istotnych dla gospodarki kraju. Ale za czasów Stalina wymyślano też najbardziej fantastyczne projekty, nie licząc się ani z ich przydatnością, ani z możliwością realizacji.
Z części z nich rezygnowano dopiero po śmierci ojca narodów. W ten sposób wstrzymano m.in. budowę tunelu pod Cieśniną Tatarską, który miał połączyć Sachalin z kontynentalną Rosją. Przerwano też układanie linii kolejowych na Półwyspie Kolskim i na północy Syberii - pisze Witold Laskowski w tygodniku "Wprost".