Groźna bestia terroryzuje mieszkańców Dolnego Śląska
Dolny Śląsk jest kolejnym regionem, gdzie widziano dużego, rudego kota. Tajemnicza bestia spędza sen z powiek nie tylko zwykłym ludziom, którzy boją się wchodzić do lasów, ale też leśnikom - czytamy w dzienniku "Polska".
Leśnicy kilka dni temu znaleźli w lesie pod Wałbrzychem ślady ogromnej łapy o wymiarach 14 cm na 14 cm. Odciśnięte w błocie łapy zwierzęcia były tak nietypowe i duże, że nadleśniczy zdecydował, żeby sprawę zgłosić na policję i zwołać sztab kryzysowy.
- Znamy się na tropach, ale takich śladów nigdy nie widzieliśmy - tłumaczy Jan Dzięcielski z Nadleśnictwa Świdnica. Dodaje, że decyzja o alarmie była skutkiem wcześniejszych sygnałów, które do nich docierały. Ludzie dzwonili i opowiadali o rudym, dużym kocie. Widziano go w lasach, w Górach Sowich na Dolnym Śląsku.
- Najpierw myśliwi zgłosili mi, że z ambony obserwowali przez kilkanaście minut ogromnego kota, który spacerował po polanie nieopodal lasu, a potem jeszcze dwie inne osoby zadzwoniły z podobnymi informacjami - przyznaje leśniczy Dzięcielski.
Jedną z nich była pani Irena, nauczycielka z Rościszowa. - Podczas spaceru z psem zauważyłam ogromnego, rudego kota, który pił wodę ze strumyka. Był naprawdę duży, wystraszyłam się, dlatego zaraz po powrocie do domu postanowiłam zadzwonić do leśniczego - opowiada kobieta.
Dwa dni później nieopodal strumyka znalazła zająca z odgryzioną głową. Do nadleśnictwa dostarczono też amatorskie filmy nakręcone telefonem komórkowym. Na jednym z nich, kręconym o zmierzchu, widać jedynie ogromną, ciemną plamę poruszającą się na leśnej ścieżce. Na drugim jest rudy kot, ale film jest kiepskiej jakości, a zwierzę tak daleko, że trudno określić precyzyjnie jego wielkość.
W całym Nadleśnictwie Świdnica przez kilka dni obowiązywał zakaz wstępu do lasu. Głównie ze względu na dziwne tropy znalezione pod Wałbrzychem. - Jeśli w doświadczonych leśnikach te ślady wzbudziły niepokój, to nie mogliśmy ignorować sprawy - mówi Kazimierz Siemieniecki, szef sztabu w powiecie świdnickim koło Wałbrzycha.
Przekonuje, że nie ma mowy o żadnej obławie czy zamykaniu lasów, bo nie ma dowodów na to, że grasuje jakikolwiek drapieżnik. Ale leśnicy dodają nieoficjalnie, że cała ta sprawa nie daje im spokoju. -Nadal będziemy zwracać uwagę na ślady w lesie. Chcemy też dowiedzieć się, do kogo należały te ogromne, które znaleźliśmy - komentują.
Tajemniczy stwór jest widziany już od początku roku, w coraz to innych częściach kraju i wszędzie świadkowie opisują go w podobny sposób. Tygodnie strachu przeżyli mieszkańcy Opolszczyzny. W marcu wielki dziki kot w pogoni za sarną wskoczył na samochód jadący szosą niedaleko Głubczyc, w okolicznych gospodarstwach znaleziono kilka zagryzionych cieląt, a w lasach rozszarpane przez drapieżnika sarny. W kwietniu bestię widziano m.in. w Bytomiu. Grasowała też na Lubelszczyźnie. Alarmu nikt tam jednak nie podniósł. Proszono tylko ludzi, żeby byli ostrożni podczas spacerów.
Trzy tygodnie temu kota widziano też w Kielcach. Dotychczas jednak nikt nie określił jednoznacznie, co to może być za zwierzę.