Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz mówi o innym znanym psychoterapeucie Andrzeju Samsonie, że "miał ogromną potrzebę bycia guru, ale też potrzebę władzy całkowitej nad pacjentami, także w sferze seksu". Psychologowie znający Eichelbergera i Samsona twierdzą, że przestrzegali ich przed zachłyśnięciem się władzą nad ludźmi. Ostrzegali, że ich terapia zbyt często przeradza się w manipulację.
Terapeuta kontra kapłan
W Polsce typowy pacjent psychoterapeuty ma 30-40 lat, najczęściej jest menedżerem lub wykonuje wolny zawód. Częściej jest kobietą niż mężczyzną. Do korzystania z pomocy terapeutów przyznają się m.in.: piosenkarka Kasia Kowalska, aktorzy Krzysztof Majchrzak i Małgorzata Potocka, a także dziennikarz i prezenter Krzysztof Ibisz. Po poradę zgłaszają się głównie osoby, które nie radzą sobie z konkurencją albo stresem wywołanym wyższymi wymaganiami współczesnych firm, mają kłopoty z porozumieniem się ze współmałżonkiem (głównie kobiety) czy dziećmi. Często są to ludzie z tzw. syndromem wypalenia zawodowego, którzy uważają, że nie potrafią już żyć na wysokich obrotach.
Większość znajduje u terapeutów rozwiązanie swoich problemów, ale część uzależnia się od nich. Jedna z pacjentek Eichelbergera opowiada, że jest on wspaniałym, charyzmatycznym mężczyzną, że chciałaby, by był jej życiowym przewodnikiem.
Zofia Milska-Wrzosińska, szefowa Laboratorium Psychoedukacji, uważa, że terapeuci podobnie jak pisarze czy duchowni mogą być przez otoczenie i media obsadzani w roli guru. A niektórzy są do tego szczególnie predestynowani. - Jeśli ktoś jest przystojnym mężczyzną o uduchowionym wyglądzie i głębokim głosie, a do tego wiadomo, że wybrał pewną drogę życiową jako buddysta i wegetarianin, w odbiorze społecznym pasuje do tej roli, choćby wcale do niej nie aspirował - mówi.
Eichelberger pozował na kapłana. Na zdjęciach i spotkaniach często siadywał w pozycji lotosu. Swoim wyznawcom tłumaczył podczas spotkań, że są "dziećmi wszechświata". Przez dwa lata to samo robił w programie telewizyjnym "Okna". W pewnym momencie uznał, że jako duchowego przewodnika nie obowiązują go zasady, które sam publicznie głosił. Choć w wywiadach mówił, że nie powinno dochodzić do "żadnych kontaktów pozaterapeutycznych między pacjentem a terapeutą", relacje z jego warsztatów w Szwecji świadczą o czymś zupełnie innym. Podobnie było z Samsonem. Już 20 lat temu pacjentki warszawskiego Instytutu Psychiatrii skarżyły się, że są przez niego wręcz opętane. I to był powód przerwania współpracy z Samsonem.
Wtajemniczeni
"Seks jako modlitwa, religia, transgresja... Z rozrzewnieniem wspominane młodzieńcze stosunki anonimowe, nieoczekiwane, niedokończone - gdzieś w pędzącym pociągu, w górskim schronisku czy na wakacyjnej imprezie - wspaniałomyślnie i bezinteresownie ofiarowywane chwile bliskości. Przeżywałem je jako cudowne przebłyski nieposłuszeństwa wobec kościelno-państwowej seksualnej biurokracji, wolny, radosny i odświętny wymiar spotkania płci" - zwierzał się Wojciech Eichelberger niedawno w piśmie "Zwierciadło". Co miesiąc udzielał tam czytelniczkom duchowych rekolekcji. W mediach Eichelberger grał rolę eksperta od dusz. Podkreślał, że jego obecność w mediach sprawia, iż "klientowi wydaje się, że znalazł kogoś wszechmocnego".
Andrzej Samson już kilka lat temu przestał przestrzegać jakichkolwiek terapeutycznych standardów. Przyjmował pacjentów pijany w prywatnym mieszkaniu, w szklanych kulach rozsypywanych przed pacjentami szukał prawdy o duszy. Pozwalał sobie na powiedzenie do leczonego przez siebie człowieka, by "wszystko pierdolił i sam był sobie sterem" (ta rada doprowadziła pacjenta do psychicznego załamania). Psycholog Jacek Santorski, inna gwiazda mediów, przed siedmiu laty wycofał się z prowadzenia terapii i zajął szkoleniami dla biznesmenów. Jego brytyjski terapeuta ostrzegł go, że ma skłonność do wchodzenia w nie swoją rolę duchowego przewodnika. - Guru działa w tzw. trójkącie dramatycznym. Jest sugestywnym nauczycielem, który ma wyznawców i zaciekłych wrogów. Chciałem tego uniknąć. Przedsiębiorcy, z którymi pracuję, wszystko weryfikują. Gdybym im nie pomagał, podziękowaliby za współpracę, więc nie mogą się stać moimi wyznawcami - mówi.
Mariusz Cieślik
Więcej: Wprost - Gra na mózgu