Gosiewski: jawne dokumenty nt. osób pełniących funkcje publiczne
Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski
zadeklarował, że w sprawie lustracji jego partia opowiada
się za jawnością dokumentów dotyczących osób pełniących funkcje
publiczne. Osoba, która uznałaby zawartość ujawnionych dokumentów
za krzywdzącą, mogłaby odwoływać się do sądu powszechnego.
Mamy określony katalog tych funkcji (publicznych) począwszy od samorządowych, a skończywszy na ministerialnych - powiedział na konferencji prasowej w Sejmie. Według Gosiewskiego, nie ma natomiast potrzeby ujawniania całych zasobów Instytutu Pamięci Narodowej - a więc także materiałów dotyczących osób, które nie pełnią dzisiaj funkcji publicznych.
Natomiast PiS chce ujawnienia akt pracowników i współpracowników służb bezpieczeństwa - powiedział Gosiewski.
Pytany, czy jawne powinny być też "dane wrażliwe" odpowiedział: "Powinniśmy przyjąć założenie, że teczka jest dostępna w całości, jeśli będziemy bawić się w wyłączanie jakichś aspektów tych informacji, to oczywiście będziemy ograniczali lustrację".
Jak zaznaczył osoba, która uzna zawartość ujawnionych materiałów za krzywdzącą, będzie mogła odwołać się do sądu powszechnego. Mamy świadomość, że w wielu przypadkach dokumenty, które gromadziła SB, były dokumentami nie mającymi żadnej wartości, pomawiającymi - dodał. Według niego, często dotyczyło to właśnie "danych wrażliwych".
Pytany, czy na pewno najlepszym rozwiązaniem jest oddanie takich spraw sądom powszechnym, a nie lustracyjnym, wyspecjalizowanym w badaniu takich dokumentów, Gosiewski odparł, że w sytuacji objęcia lustracją dużej grupy osób (według jego szacunków byłoby to kilkadziesiąt tysięcy osób), sądy lustracyjne należałoby rozbudować do "niebotycznych rozmiarów", aby podołały temu zadaniu.
Zdaniem Gosiewskiego, w gestii ministerstwa sprawiedliwości leży stworzenie w sądach powszechnych specjalnych komórek, w których pracowaliby odpowiednio przygotowani sędziowie.
W kontekście publikowanych w mediach informacji o współpracy księży ze służbami bezpieczeństwa Gosiewski podkreślił, że decyzja o ewentualnym ujawnieniu akt tych duchownych, którzy taką współpracę podjęli, należy do hierarchów kościelnych. Powołał się tu na rozdział władzy państwa i Kościoła w Polsce.
Jak dodał, w związku z tym PiS nie będzie oceniał sposobu, w jaki Kościół zajmuje się tą sprawą.