Gorliwi obrońcy Husajna
Pogrobowcy reżimu partii Baas, strzelający zza węgła do amerykańskich żołnierzy, są niczym wobec legionu zwolenników obalonego irackiego dyktatora, uparcie oskarżających Amerykanów o bezpodstawne rozpoczęcie wojny.
24.07.2003 | aktual.: 24.07.2003 18:08
Obowiązujące na Zachodzie antyamerykańskie stereotypy nie zmieniają się od lat. Wygrana USA w Iraku jest głęboko "niesłuszna", podobnie jak "niesłuszna" była swego czasu ich wygrana w Korei. Dopiero miłujący pokój komunistyczny Wietnam wymierzył imperialistom dziejową sprawiedliwość, co rzekomo przełożyło się na jakąś drążącą amerykańskie sumienia "traumę".
Trudno w to uwierzyć komuś, kto żył kiedykolwiek w "przodującym ustroju", niemniej jednak tamto zaangażowanie Ameryki w powstrzymanie totalitaryzmu stało się symbolem "brudnej wojny". I doprawdy nie ma tu znaczenia fakt, że wyrzutem sumienia powinno być raczej opuszczenie sojusznika w obliczu komunistycznej agresji.
Z woli Allacha Irak nie stał się drugim Wietnamem, lecz nie przeszkadza to krytykom Ameryki w kwestionowaniu prawa Irakijczyków do życia w wolności. Być może pacyfistom we Francji, Anglii i Niemczech nikt nigdy nie wyrywał paznokci i nie miażdżył genitaliów, ale nie usprawiedliwia to politycznej ślepoty i niezdolności do elementarnej empatii.
Czyż zabici niedawno synowie Saddama Husajna nie są świetnymi kandydatami na symboliczne ofiary "amerykańskiego imperializmu"? Myślę, że antyglobaliści powinni obnosić ich portrety obok ikon towarzysza Che, zaś Oliver Stone mógłby nakręcić o nich jakiś film polityczny.
Paweł Janowski