Gorący spór o metody liczenia kosztów pracy
Ministerstwo Pracy nie jest od obniżania
kosztów pracy, tylko od ich podwyższania - stwierdził w Sejmie
wiceminister pracy Bogdan Socha - przypomina "Życie Warszawy".
Według Jeremiego Mordasewicza z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, do każdych 100 zł wypłaconych pracownikowi pracodawca musi dołożyć 85 zł na podatki, ZUS i inne obciążenia związane z etatem. By zatem pracownik mógł dostać 1 tys. zł netto pensji, przedsiębiorca musi zarezerwować 1600 zł na wynagrodzenie brutto plus jeszcze ok. 250 zł na różnego rodzaju składki i podatki, których pracownik nawet nie ogląda na tzw. pasku. To zbyt dużo, by tworzyć nowe miejsca pracy - czytamy w "Życiu Warszawy".
Organizacje pracodawców oraz posłowie z Sejmowej Komisji Pracy domagają się, by rząd zaczął obniżać koszty pracy. Wiceminister pracy Bogdan Socha przekazał im przed kilkoma dniami tylko, że Mordasewicz upublicznia nieprawdziwe informacje. I jako dowód przedstawił dane OECD i Eurostatu, z których wynika, że przeciętna wysokość kosztów pracy jest niższa niż w krajach tzw. starej Unii i zbliżona do nowych członków UE. Wynosi 43,6%, czyli że do każdych 100 zł pracodawca musi dołożyć tylko 43,6 zł.
Zwaśnione strony pogodziła przedstawicielka departamentu analiz resortu, która wyjaśniła, że rację ma i Mordasewicz, i resort. Jak to możliwe? Wskaźniki są różne, ale w istocie takie same. Wynik zależy bowiem od przyjętego wzoru matematycznego- wyjaśniła. (PAP)