Godzilla - pół wieku potworności
To prawdopodobnie najbrzydszy i bez wątpienia największy współczesny gwiazdor filmowy. Mierzy około stu metrów, ma pięćdziesiąt lat i radioaktywny oddech. Pół wieku temu zmutowany jaszczur Godzilla wypełzł z głębin Oceanu Spokojnego. Najpierw wziął szturmem Tokio, później zbiorową wyobraźnię widzów na całym świecie.
28.01.2005 | aktual.: 28.01.2005 19:22
Godzilla narodził się w 1954 roku w tokijskim studiu filmowym Toho, kiedy to producent Tomoyuko Tanaka i reżyser Ishiro Honda, po obejrzeniu klasycznego „King Konga” Meriana Coopera, postanowili stworzyć własnego potwora. Przystosowując postać do mentalności widza z Kraju Kwitnącej Wiśni, nadali mu kształt nadnaturalnych rozmiarów radioaktywnego gada-mutanta, czyli uwspółcześnionego smoka z japońskich legend.
Genezy Godzilli należy szukać jednak głębiej niż w fascynacji hollywoodzkim przebojem o wielkim gorylu. Kiedy świat ogarnęła Zimna Wojna, a widmo konfliktu atomowego wydawało się aż nadto realne, Japończycy znaleźli się w szczególnej sytuacji. Dla nich nuklearny holokaust nie był widmem przyszłości, lecz całkiem niedawnym i przerażającym wspomnieniem. Kiedy Godzilla po raz pierwszy pojawił się na ekranach, Japonia nie otrząsnęła się jeszcze z szoku po atomowej zagładzie Hiroszimy i Nagasaki. W „Godzilla: Król Potworów” (1954) monstrum przybywało od wschodu – tak jak amerykańskie bombowce w 1945 roku. Siejąc strach i zniszczenie, paliło Tokio nuklearnym oddechem. Dla japońskiego widza była to czytelna metafora atomowej apokalipsy.
Monstrum portret własny
Atomowego smoka Godzillą ochrzcili amerykańscy dystrybutorzy filmu z 1954 roku. W ojczyźnie jest znany jako Gojira. To złożenie dwóch japońskich słów - kujira (wieloryb) i gorira (goryl). Podobno Król Potworów zapożyczył miano od pewnego pracownika wytwórni Toho, którego z racji monstrualnej tuszy koledzy przezywali właśnie Gojira, czyli „wielorybi goryl”.
Okoliczności narodzin Godzilli nie zostały jednoznacznie wyjaśnione ani w pierwszym, ani w żadnym następnym filmie. Potwór najprawdopodobniej jest zmutowanym prehistorycznym gadem, którego powołały do życia podmorskie próby z bronią jądrową. Ma postać wielkiego jaszczura przypominającego skrzyżowanie tyranozaura ze stegozaurem, który w pierwszym filmie mierzył około pięćdziesięciu metrów. Wraz z rozwojem gospodarczym w Japonii rósł także Godzilla, osiągając na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych prawie sto metrów wysokości. Posiada on również potężny ogon (w okresie największego rozrostu liczył prawie osiemdziesiąt metrów długości), muskularne nogi i krótkie, krępe jak u kangura łapki. Gojira waży, w zależności od filmu, dwieście, dwieście pięćdziesiat kiloton. Zieje radioaktywnym oddechem, a w niektórych filmach strzela z oczu laserami. Atomowy oddech służy mu, choć rzadko, jako napęd odrzutowy. Potrafi również stać na ogonie. Od początku swojego istnienia mieszka na dnie Oceanu Spokojnego, w
okolicach Tokio. Doczekał się również dwójki dzieci: adoptowanego jaszczura Manilli oraz Godzilli juniora, wyhodowanego przez naukowców z jaja znalezionego w Morzu Beringa. Nie jest do końca jasne, kto zniósł jajo – Król Potworów jest bowiem samcem.
Potworna maskotka
W pierwszym filmie Godzilla był niszczycielską siłą, spadającą na japońskie miasta niczym klęska żywiołowa. Z biegiem czasu nastroje w Japonii poprawiały się, a wraz z nimi zmieniła się koncepcja prowadzenia postaci (i reżyserzy) jaszczura. W najnowszej, tak zwanej Milenijnej serii, która rozpoczęła się w 1999 roku od filmu „Godzilla 2000” („Powrót Godzilli”), a zakończyła w ubiegłym roku, potwor znów jest zdecydowanym czarnym charakterem. Jednak niezależnie od tego, czy odgrywał pozytywną, czy negatywną rolę, i tak go kochano. Stał się narodową maskotką Japończyków, walczącą z innymi potworami z wytwórni Toho. Do najsłynniejszych przeciwników Godzilli należeli: zmutowane gado-ptaszysko Rodan, trzygłowy skrzydlaty smok Król Gidora, bogini liliputów z wysp Pacyfiku, monstrualna ćma Mothra, kosmiczna poczwara Gigan, ogromna bakteria Biollante, gigantyczna, krwiożercza krewetka Ebira, Hedora – nieforemny mutant powstały z radioaktywnych odpadów, oraz najgroźniejszy – Mechagodzilla, cybernetyczny klon króla
Potworów o ciele z metalu, strzelający z palców rakietami samosterującymi. W najnowszym, jubileuszowym filmie uświetniającym pięćdziesięciolecie cyklu „Godzilla: Final Wars” potwór stawia czoło dziesiątce najsłynniejszych przeciwników z serii.
Godzilli nigdy nie brakowało zapału do walki. Problem polega na tym, że na pola bitwy zawsze wybiera wielkie japońskie metropolie: Tokio, Osakę i Jokohamę, po których porusza się dość niezgrabnie. Ścigając inne poczwary, tratuje całe dzielnice. Strzelając w przeciwników atomowym oddechem, często pudłuje, niszcząc okoliczne budynki. Ma też zwyczaj rzucania w rywali wieżowcami i pociągami. Dlatego niezależnie od tego, czy Japonię napada, czy jej broni, zazwyczaj obraca kraj w perzynę.
W ciągu pięćdziesięciu lat Godzilla stał się kulturową ikoną oraz jedną z najlepiej wypromowanych japońskich marek eksportowych. Wystąpił w dwudziestu ośmiu filmach fabularnych, licząc tylko autentyczne produkcje kręcone przez wytwórnię Toho. Jest bohaterem kreskówek, niezliczonych komiksów i gier komputerowych. Do tego dochodzą zabawki i gadżety. Jaszczur pojawia się nawet w prestiżowych galeriach sztuki.
Kaiju - lateks i dusza
Opowieści o Godzilli zapoczątkowały gatunek filmowy zwany kaiju - katastroficzne obrazy SF z wielkimi potworami w rolach głównych. Jednak większość z nich (prawie wszystkie pochodzą z Toho) nie opuszcza granic Japonii. Niepowtarzalny styl produkcji tego studia jest owocem konserwatyzmu w dziedzinie efektów specjalnych i typowo japońskiego szacunku dla tradycyjnych technik. Słynny ryk, którym od pięćdziesięciu lat Godzilla obwieszcza swoje przybycie, spreparowano, pocierając rękawicą nasączoną żywicą o struny kontrabasu. Od pierwszej „Godzilli” z 1954 roku postać jaszczura jest odtwarzana przez kaskadera w gumowym kostiumie. Choć w 1999 roku Toho po raz pierwszy wprowadziło do swojego filmu ujęcie z komputerowo generowanym potworem, znakomitą większość scen wciąż jednak grał aktor. Japończycy nie zrezygnowali także z budowania miniaturowych miast, wśród których grasują przebrani za monstra kaskaderzy. Specyficznego uroku filmów Toho nie zrozumieli twórcy amerykańskiego remake’u „Godzilli” (1998), którzy
kreując swojego potwora na ekranach komputerów, pozbawili go charakteru i osobowości. Reżyser najnowszego odcinka sagi, Ryuhei Kitamura, twierdzi, że Amerykanie pozbawili monstrum elementu boskiego – duszy. Dlatego każdy Japończyk odcina z imienia amerykańskiego Godzilli słowo God (Bóg) i nazywa go „Zilla”. Potwór Zilla pojawia się zresztą w „Final Wars” – i oczywiście dostaje od japońskiego Godzilli srogie baty. Podobny los spotkał innego amerykańskiego potwora, King Konga. Jaszczur spotkał się z Wielkim Gorylem w 1963 roku w filmie „Godzilla vs. King Kong”. Po laniu zebranym od japońskiego giganta goryl ratował się ucieczką wpław przez Ocean Spokojny – w stronę Hollywood, ma się rozumieć.
Koniec gumowego gada?
W Japonii twarze aktorów ukryte pod maską Godzilli są doskonale znane. Haruo Nakajima, odtwórca potwora w pierwszych filmach, cieszy się statusem postaci kultowej. Dziś podobnej sławy zażywa Tsutomu Kitagawa – kaskader, który od 1999 roku już pięciokrotnie dostąpił zaszczytu przywdziania lateksowego kostiumu. Godzilla to największy wkład, jaki wniosła Japonia do świata filmowej fantastyki – oznajmił Shinichi Wakasa, człowiek, który od dwóch dekad przygotowuje gumowy kostiumu Króla Potworów. Rola Godzilli jest zaszczytna, ale i niełatwa. Kostiumy ważą od trzydziestu do stu kilogramów. Przebrany za jaszczura człowiek z trudem oddycha, a musi jeszcze obsługiwać znajdujące się w środku urządzenia wprawiające w ruch ogon i paszczę. Na planie „Powrotu Godzilli” z 1999 roku Kitagawa o mało nie zginął, kiedy podczas kręcenia sekwencji podwodnej zawiódł system doprowadzania powietrza. Obok kaskaderów w lateksowych strojach w filmach Toho występują także ogromne, mechaniczne, zdalnie sterowane modele Godzilli,
wykorzystywane do niszczenia dekoracji w naturalnej skali. Dla zwiększenia realizmu ślady stóp jaszczura drąży się za pomocą koparek i buldożerów.
Mimo iż wytwórnia Toho z okazji pięćdziesięciolecia jaszczura wprowadziła do japońskich kin wspomniane „Godzilla: Final Wars”, a w słynny hollywoodzki „Chodnik Sławy” wmurowano płytę z gwiazdą Godzilli, losy serii są niepewne. Archaiczne efekty są droższe od cyfrowych, a ostatnie trzy filmy o jaszczurze osiągnęły bardzo słabe wyniki finansowe. Dlatego szef produkcji Toho, Shogo Tomiyama, zapowiada, że następny film będzie realizowany w całości w technice cyfrowej. Dla miłośników potwora koniec ery lateksu oznacza koniec Godzilli uparcie nawiedzającego ludzkość od pięciu dekad.
Stach Szabłowski