Gniot o seksie, z kim popadnie
Temu filmowi można zarzucić niemal wszystko: brak tempa, pomysłu, scenariusza, fatalne aktorstwo, nieudolny slapstickowy humor, kicz, tandetę, nachalny product placement... Jako dzieło filmowe "Seks w wielkim mieście" jest wielką porażką - czytamy w "Dzienniku".
18.06.2008 | aktual.: 18.06.2008 09:51
Jednak mimo to obraz królował w światowych box office’ach. Dlaczego? Ponieważ serial o dowcipnej i niezależnej nowojorskiej felietonistce Carrie Bradshaw uwiódł przed laty miliony kobiet na całym świecie, oferując im mit feministycznej rewolucji. I to one, wszystkie fanki telewizyjnej serii, które poszły masowo do kin i finansowo wsparły tę produkcję, powinny poczuć się prawdziwie oszukane i zdradzone.
Hollywoodzcy producenci cynicznie wykorzystali popularność show, by stworzyć żenujący humbug niemający nic wspólnego z przesłaniem o kobiecej niezależności, ani nawet z owym tytułowym seksem, który w oryginalnej serii był ważnym tematem rozmów przyjaciółek. Kinowa wersja "Seksu...” jest jedynie platformą promocyjną dla luksusowych marek. Na poziomie ideologicznego przesłania ogranicza się zaś do najbardziej banalnego z banałów - każda księżniczka ma swojego księcia i każda bajka kończy się happy endem, czytaj: ślubem.