PolskaGMO to zapowiedź upadku czy konieczność?

GMO to zapowiedź upadku czy konieczność?

Wprowadzenie w Polsce upraw GMO może doprowadzić do upadku drobnych gospodarstw rolnych - uważa dr hab. Katarzyna Lisowska. - Uprawa GMO to rolnictwo bez rolnika. Polska to nie jest miejsce, gdzie można promować ten rodzaj rolnictwa - powiedziała. Z kolei genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Piotr Węgleński. uważa, że "zakaz GMO byłby nieludzki". - Wydajne odmiany genetycznie modyfikowanych roślin uprawnych to konieczność, jeśli chcemy wyżywić rosnącą liczbę ludzi na świecie - stwierdził.

20.08.2011 | aktual.: 08.06.2018 14:41

Przyjęta przez parlament ustawa o nasiennictwie nie reguluje sprawy upraw genetycznie modyfikowanych, ale też ich nie zakazuje. Określa tryb rejestracji i wytwarzania materiału siewnego, głównie tradycyjnych odmian. Zawiera jednak zarazem, wywołujący duże kontrowersje, przepis dotyczący możliwości rejestracji odmian transgenicznych. Ustawa czeka na podpis prezydenta, który ma czas na podjęcie decyzji do 24 sierpnia.

"Uprawa GMO to rolnictwo bez rolnika"

Zdaniem dr Katarzyny Lisowskiej z Instytutu Onkologii w Gliwicach, najważniejszym problemem związanym z GMO, w kontekście wspomnianej ustawy, jest wpływ tej technologii na polskie rolnictwo.

- Uprawa GMO to rolnictwo bez rolnika. Na tysiące hektarów wystarcza kilka osób do obsługi. W Ameryce Południowej właściciel mieszka w Santiago de Chile i nigdy nie widział swoich areałów. Wynajmuje firmę, która wiosną posieje, kilka razy opryska plantacje a potem zbierze zbiory. Polska ani Europa to nie są miejsca, gdzie tego typu rodzaj rolnictwa powinniśmy promować - powiedziała Lisowska.

Wprowadzanie latyfundiów - jak podkreśliła - może skończyć się upadkiem drobnych gospodarstw rolnych. - Trzeba myśleć o tym, jak ta żyjąca na wsi część społeczności stawi czoła konkurencji potężnych koncernów i mechanizmów wprowadzających latyfundyzację wsi - powiedziała.

Jej zdaniem, nie ma możliwości by rolników, którzy uprawiają zboże niemodyfikowane, ochronić przed roślinami modyfikowanymi. Unia Europejska ma wprawdzie określone zasady koegzystencji, które mają zniwelować negatywne skutki zanieczyszczeń, ale nie ma skutecznej metody zabezpieczającej przed mieszaniem się ziaren.

- Pyłek kukurydzy w czasie tornada może się przenieść na setki kilometrów i żadna strefa buforowa nie pomoże. Rośliny takie jak rzepak mają drobne ziarna, które gubią się w czasie transportu i pozostają w maszynach siewnych - wyjaśniła.

Wpływ GMO na ludzkie zdrowie

Zdaniem dr Lisowskiej, rośliny modyfikowane genetycznie nie pozostają też bez wpływu na ludzkie zdrowie. - GMO to nie jest cyjanek potasu, który przynosi natychmiastowy efekt. Tutaj dynamika ujawniania się szkodliwych zmian - tak jak w przypadku palenia papierosów czy narażenia na azbest - ujawni się po dłuższym czasie. GMO w żywności mamy dopiero od 17 lat, nie ma w tej chwili obserwacji jego wpływu na ludziach - powiedziała dr Lisowska.

Nie podzieliła również tezy, że żywność pochodząca z odmian GMO jest dobrze przebadana. Jak podkreśliła, instytucje takie jak EFSA (European Food Safety Authority) nie przeprowadzają własnych badań bezpieczeństwa GMO, a analizują jedynie wyniki dostarczane im przez producentów. - Czy producent, starający się autoryzację produktu, dostarczy wyniki, które pozostawiają jakiekolwiek wątpliwości co do bezpieczeństwa? - zapytała. - To jest konflikt interesów - dodała.

Wstępne badania pokazują, że zagrożeniem dla zdrowia człowieka nie jest sama manipulacja genetyczna, a bardziej technologia upraw GMO. - W Ameryce Południowej są latyfundia pełne soi GMO, które opryskuje się z samolotów. Te samoloty opryskują chwastobójczym Roundup'em mieszkających tam ludzi i ich pola. W tych okolicach już od kilku lat notuje się podwyższony odsetek problemów z płodnością, pojawiają się wady wrodzone dzieci - powiedziała.

Rośliny poddane modyfikacji

Jej zdaniem w polskich sklepach produktów z GMO jest niewiele. - Wszystkie opowieści o tym, że piękne truskawki, pomidory czy mandarynki bez pestek muszą być GMO to bzdury. To działanie na podświadomość: skoro wszędzie tego jest pełno, to już nie ma przed tym ucieczki. To nie jest prawda - zaznaczyła.

Jak tłumaczyła, 95% światowego areału upraw roślin modyfikowanych genetycznie to cztery rośliny: soja, kukurydza, rzepak i bawełna. Soja w większości przypadków jest wykorzystywana jako pasza, a kukurydza i rzepak w dużym stopniu są przerabiane na biopaliwa. - To kolejny przykład socjotechniki. Mówi się, że (modyfikowaną żywnością) chcemy nakarmić głodujący świat, a tak naprawdę nie karmimy głodujących, tylko wlewamy to do baku samochodowego - zaznaczyła.

W Polsce - z roślin modyfikowanych genetycznie - najczęściej możemy spotkać się z soją. Tylko kupując tę z certyfikatem możemy być pewni, że jest wolna od GMO. - Problemem może być białko sojowe w wędlinach. Nie sądzę by były to jednak takie ilości, których należałoby się obawiać. Ja kukurydzę kupuję węgierską (...), bo Węgrzy mają zakaz upraw kukurydzy MON 810. Co jest w płatkach kukurydzianych, tego już niestety nie wiemy - powiedziała Lisowska, która uczestniczyła w konsultacjach prezydenta z naukowcami w sprawie ustawy o nasiennictwie. "Żywność GMO nikomu nie zaszkodziła"

- Nie ma żadnych dowodów na to, żeby żywność genetycznie modyfikowana komukolwiek zaszkodziła. Jedzą ją Amerykanie od 15 lat, karmione jest nią bydło i drób, i nic złego się nie dzieje - powiedział prof. Węgleński.

Jak wyjaśnił, różnica między pozyskiwaniem tradycyjnymi metodami nowych odmian roślin uprawnych a inżynierią genetyczną w uproszczeniu polega na ułatwieniu krzyżowania różnych gatunków. Wcześniej też było to możliwe, ale ograniczone do blisko spokrewnionych gatunków.

- Natomiast przy inżynierii genetycznej możemy po prostu do komórki roślinnej wstawić konkretny gen i to niekoniecznie z blisko spokrewnionego gatunku - powiedział.

Owocem takich zabiegów są np. kwiaty o niespotykanych kolorach, ryż zawierający dodatkowe witaminy czy odmiany kukurydzy lub ziemniaków odporne na ataki owadów lub takie, którym nie szkodzą herbicydy, czyli preparaty do zwalczania chwastów.

Negatywne skutki GMO

Jak powiedział prof. Węgleński, postępowi w tej dziedzinie, podobnie jak w wielu innych, mogą towarzyszyć negatywne skutki, ale zapewnił, że naukowcy szczególnie uważnie przyglądają się wpływowi modyfikowanych organizmów na zdrowie ludzi i na środowisko. Okazuje się, że GMO nie powoduje więcej szkód niż uprawy zwykłych roślin współczesnymi metodami, a niekiedy nawet mniej - podkreślił.

- Jeśli chodzi o zagrożenia ekologiczne, to oczywiście na polu, gdzie uprawia się rośliny wydzielające same z siebie substancje owadobójcze, oprócz szkodników będą ginęły owady obojętne lub pożyteczne. Ale one giną również z powodu stosowanych powszechnie oprysków - tłumaczył naukowiec.

Jak dodał, niektóre analizy wskazują również na to, że wielkie uprawy genetycznie modyfikowanej soi i rzepaku (dla produkcji biopaliw) w Brazylii i w Argentynie sprzyjają ochronie środowiska. Produkcja tych odmian jest bardziej wydajna, więc rolnicy wycinają mniejsze obszary dżungli, niż pod tradycyjne uprawy.

- Oczywiście zagrożeniom ekologicznym trzeba się przypatrywać z uwagą. Unia Europejska i Stany Zjednoczone prowadzą bardzo wiele badań na ten temat. Przy rozwoju wszelkich nowych technologii trzeba pilnować, żeby możliwie zminimalizować negatywne skutki i nie narobić w środowisku szkód - powiedział.

Zmodyfikowany ryż i szczepionki

Prof. Węgleński podkreślił, że z GMO korzystamy na co dzień i postępu w tej dziedzinie już cofnąć się nie da. A gdyby ktoś próbował, byłoby to, jego zdaniem, nieludzkie. Jeden z przykładów, jakie przytoczył - zmodyfikowany genetycznie ryż, wytworzony w Szwajcarii, który zawiera prowitaminę A i witaminę A (których normalny ryż jest pozbawiony), uprawiany w krajach, gdzie oparta na ryżu dieta była w ten składnik uboga - np. w Indiach czy Bangladeszu, chroni tysiące ludzi przed ślepotą.

- Mało kto sobie zdaje sprawę z tego, że w Polsce cukrzycy korzystają z insuliny, która jest wyprodukowana przez GMO. Tym GMO jest bakteria, której wszczepiono jeden gen człowieka - ten gen, który odpowiada za insulinę. Jeśli ktoś się szczepił przeciwko żółtaczce, to szczepił się produktem GMO. Bardzo niedługo wejdą do użycia szczepionki przeciwnowotworowe, również otrzymywane technikami inżynierii genetycznej - powiedział genetyk.

- Hasło "Polska wolna od GMO" jest bardzo nośne, ale czy osoby które je głoszą, nie chcą, żeby cukrzycy dostawali insulinę? Czy nie chcą, żeby karłowate dzieci dostawały hormon wzrostu? Nie chcą szczepionek przeciwko żółtaczce? - pytał.

Jego zdaniem, cofnięcie postępu w dziedzinie rolnictwa, w tym rezygnacja z GMO, sztucznych nawozów, pestycydów czy maszyn, prawdopodobnie zaowocowałoby produkcją smaczniejszej i zdrowszej żywności, ale nie jest to już możliwe. Jak mówił, ekologiczna, mało wydajna produkcja nie opłaca się rolnikom i nie umożliwi wyżywienia rosnącej populacji ludzi na świecie. - Konna bryczka na pewno była zdrowsza od pojazdów spalinowych. Ale czy ktokolwiek proponuje powrót do niej? Z marnym skutkiem udaje nam się raz do roku ogłosić dzień bez samochodu - powiedział.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)