Gmina Stubno w sporze z MEN
Władze gminy Stubno (Podkarpackie) uważają, że obecnie obowiązujące przepisy o systemie oświaty w znacznym stopniu ograniczają samorządność i uniemożliwiają suwerenną gospodarkę w szkolnictwie. Dlatego wystąpiły do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z pozwem przeciw Ministerstwu Edukacji Narodowej.
Jak poinformował wójt gminy Stubno Janusz Słabicki, założono w niej fundację "Oświata w gminie Stubno". W skład Rady Fundacji weszli: przewodniczący Rady Gminy, wójt, sekretarz i skarbnik, dwaj radni (przewodniczący komisji: oświatowej i budżetowej) oraz po dwóch przedstawicieli rad rodziców i rad pedagogicznych tamtejszych szkół. Gmina zamierzała przekazać fundacji prowadzenie dwóch zespołów szkół, które istnieją na jej terenie.
Podkarpacki kurator oświaty wydał negatywną opinię w tej sprawie, twierdząc, że fundacja nie może prowadzić wszystkich szkół w gminie. Przypomniał, że prawo nakazuje, by co najmniej jedna szkoła była prowadzona przez samorząd. Decyzję kuratora podtrzymał minister edukacji.
Kurator i minister postąpili zgodnie z prawem, które jednak w żaden sposób nie przystaje do gminnych realiów i burzy samorządność. Mając w gminie tylko dwa zespoły szkół, w tym jeden, w którym uczy się mniejszość ukraińska, chcieliśmy uniknąć takiego dzielenia gminy. Dlatego wystąpiliśmy w tej sprawie do sądu - powiedział Słabicki.
Władze gminy Stubno twierdzą, że w świetle ustawy o systemie oświaty oraz Karty Nauczyciela nie mają realnego wpływu na szkolnictwo na swoim terenie, w tym na płace i czas pracy nauczycieli. Ich zdaniem, samorząd jest tylko - jak to określają - "ubezwłasnowolnionym pośrednikiem między ministerstwem a szkołami". Według nich, podważona jest sama istota samorządności, gdyż niemożliwa jest suwerenna gospodarka w dziedzinie oświaty.
Słabicki zauważył, że subwencja oświatowa jaką otrzymuje gmina nie pokrywa wydatków na oświatę i musi dopłacać, jednocześnie - jego zdaniem - nie ma nic do powiedzenia. Gminy nie chciały przejmować szkół, ale jeśli już tak się stało, to powinny otrzymywać odpowiednie subwencje. Tymczasem jest tak, że musimy płacić, płakać i dopłacać - użala się wójt.
Jego zdaniem, utworzona w gminie fundacja, to w istocie ta sama władza gminna, tylko w innej formule prawnej, która gwarantuje pełną kontrolę nad wydatkami na oświatę. Bo przecież sami siebie nie oszukamy, działając na własne ryzyko - zaznacza Słabicki. Jego zdaniem, na przekazaniu prowadzenia szkół fundacji zyskają też nauczyciele, gdy gmina będzie mogła sama regulować ich płace.
Rozprawa w WSA w Warszawie ma się odbyć czwartek.