Głupie prawo, ale prawo
Polska to wciąż kraj podatkami i absurdami płynący, gdzie w szufladzie trzeba trzymać wyblakłe paragony, donosić na rodzinę i lepiej wyrzucić chleb, niż dać go biednym
Janusz Palikot, enfant terrible Platformy Obywatelskiej, rozpętał wojnę. Po jednej stronie barykady – nadzwyczajna komisja sejmowa „Przyjazne Państwo” (NPP) wymyślona przez Palikota właśnie, po drugiej – największe absurdy polskiej biurokracji. Jeśli NPP nie zdołała ich pokonać, poseł PO gotów jest złożyć mandat. W rozmowie z „Przekrojem” (nr 1/2008) obiecał, że NPP zarzuci Sejm nowelizacjami: „Pierwsze sto dni* pracy mojej komisji to sto posiedzeń. Sto dni, sto posiedzeń. (...) Pojedyncze cele wybierzemy z różnych propozycji, które do nas dotrą z publicznych wysłuchań organizacji, stowarzyszeń, związków środowiskowych, które już mają przygotowane księgi barier oraz listy absurdów. Wybierzemy te, w których wystarczy namierzyć jeden paragraf, jeden artykuł ustawy i go skasować. I tak będziemy robić przez pierwsze sto dni, takie naloty, bombardowania”. Komisja powstała 11 stycznia, chwilę później jej pomysłodawca wywołał polityczną burzę, podnosząc kwestię domniemanego alkoholizmu prezydenta. Pierwsze
posiedzenie komisji niepewny swego losu Palikot odwołał... SMS-em. Partyjne władze darowały jednak niesfornemu posłowi. Komisja rozpoczyna prace, my – baczne przyglądanie się, czy Janusz Palikot dotrzyma słowa i rzeczywiście zlikwiduje konkretne absurdy. Sam poseł PO święcie w to wierzy, ba, nawet twierdzi, że „ma zajoba na tym punkcie”. A jako że w Polsce kuriozalnych praw nie brakuje, to „zajoba” trudno nie dostać.
Paragony, paragony...
Mało kto – poza udręczonymi handlowcami – wie, że w sklepach i restauracjach paragony trzeba przechowywać przez pięć lat. Oznacza to, że po wydaniu zupy czy śledzika w styczniu 2008 roku paragon trzeba zachować do stycznia 2013 roku, i nieważne, że już po kilku miesiącach wyblakłego świstka nie da się odczytać. Jeszcze gorzej jest z dokumentami, na podstawie których ustala się wysokość emerytury lub renty. Należy je przechowywać przez 50 lat! Poczta Polska ma wyłączność na doręczanie przesyłek krajowych i zagranicznych, których masa nie przekracza 50 gram. Konkurencyjna firma InPost – i jeszcze kilka innych – sztucznie obciąża każdą kopertę, dzięki czemu przesyłka osiąga wymagane 50 gram.
Kierowca, który ma polskie prawo jazdy ważne bezterminowo, a wymienia je na taki sam czasowy (na przykład na dwa lata) dokument zagraniczny, nie może ponownie otrzymać polskiego dokumentu bezterminowego, a jedynie na dwa lata.
Niemowlak podczas przekraczania granicy jest zobowiązany do posiadania paszportu, bo nie ma jeszcze dowodu jako osoba dorosła. A wymieniać go musi – tak jak każdy obywatel – przy każdej istotnej zmianie wyglądu. Czyli w przypadku rosnącego malucha – praktycznie co roku.
Tylko oryginał
Na Polaka sporo absurdów czeka też w prawie podatkowym, pracy, budowlanym, ochronie środowiska czy w regulacjach wykorzystania funduszy unijnych. Obrywają zwłaszcza przedsiębiorcy. Pracodawca, wypłacając pracownikowi 100 złotych „na rękę”, musi zapłacić dodatkowo prawie 70 złotych w postaci różnych składek i podatków. Pracownicy nie mają lepiej – muszą choćby zapłacić podatek od opieki medycznej, którą zapewni im pracodawca. Gdy ta opieka okaże się potrzebna, bo pracownik zachoruje, też nie ma łatwo. Jeśli pracuje w kilku miejscach – na umowy o pracę – to każdemu pracodawcy musi przedstawić oryginał zwolnienia lekarskiego. Potem wszystkie zwolnienia spływają do ZUS, dla którego najwidoczniej jeden oryginał to za mało.
Polskie prawo skutecznie zniechęca też do altruizmu – to, co idzie na cele dobroczynne, jest obłożone wysokim podatkiem. Przedsiębiorca, który chce dać szkole kilkuletni komputer, musi zapłacić VAT liczony od ceny zakupu. To często więcej, niż wart jest sam sprzęt! Przepisy te doprowadziły do bankructwa między innymi Waldemara Gronowskiego, piekarza z Legnicy. Rozdawał on ubogim codziennie po kilkaset bochenków chleba, którego nie udało mu się sprzedać. Odnaleźli go kontrolerzy z urzędu skarbowego i za darowane pieczywo kazali zapłacić VAT – bagatela – 200 tysięcy złotych. W efekcie piekarz, który pomagał biednym i zatrudniał kilkanaście osób, teraz żyje z zasiłku.
Martwe prawo
Psy groźnych ras należy rejestrować. Jeszcze w 1998 roku, po serii pogryzień, MSW sporządziło listę 11 groźnych ras podlegających rejestracji. Na liście są jednak wyłącznie psy rasowe, z rodowodem. Nakaz rejestracji doprowadził tylko do tego, że w Polsce rozkwitły hodowle mieszane, których nie trzeba rejestrować. I takim to sposobem „niegroźne” w myśl prawa mieszane wilczury, dobermany, rottweilery czy pitbulle gryzą ludzi jakieś 10 tysięcy razy rocznie.
W okresie świątecznym i noworocznym panuje zakaz używania materiałów pirotechnicznych. Poza tym można je kupować tylko w sklepach, które posiadają zezwolenie na prowadzenie takiej działalności. W całym kraju obowiązuje bezwzględny zakaz sprzedaży materiałów wybuchowych osobom poniżej 18. roku życia. Za nieprzestrzeganie tych przepisów grozi ograniczenie albo pozbawienie wolności do dwóch lat. Ale nikt za to nie wsadza do więzienia. Łamiących prawo handlowców zwykle karze się mandatami do 500 złotych.
Jest i sławny podpis elektroniczny. Niby jest, a jakby go nie było. Jeszcze w 2001 roku Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę o jego użyciu. Od tamtego czasu praktycznych zastosowań w zasadzie nie ma. Kolejni ministrowie zajmowali się głównie wydawaniem rozporządzeń, które odraczały wdrożenie e-podpisu do powszechnego użytku.
Jak już jesteśmy przy Internecie, istnieje też nakaz rejestracji stron WWW jako czasopism. Nie ma znaczenia, czy strona internetowa opisuje działania władzy, czy też hobbysta doradza na niej, jak prowadzić hodowlę gupików. Jeśli strona jest aktualizowana częściej niż raz w tygodniu, powinna zostać zarejestrowana jako dziennik. Jeśli rzadziej, ale przynajmniej raz w roku – jako czasopismo. Za wydawanie tych pism bez rejestracji grozi grzywna, a nawet ograniczenie wolności. A osoba prowadząca stronę w Internecie jest de facto redaktorem naczelnym z wszystkimi wynikającymi z tego obowiązkami, między innymi obowiązkiem publikowania sprostowań i odpowiedzialnością za teksty, w tym wpisy internautów.
Po trzech dniach meldunek
Aby dostać licencję, taksówkarz musi zdać egzamin ze znajomości topografii miasta i lokalizacji różnych instytucji. Oblewa go ponad 80 procent kandydatów. Rośnie korupcja, a ograniczenie konkurencji powoduje wzrost cen. Podobnych reglamentacji jest w polskich przepisach ponad 600, dotyczą na przykład przewodników turystycznych.
Kłopoty taksówkarzy czy przewodników są niczym wobec rygorów, jakim podlegają... grzybiarze! Aby zebrać trochę borowików czy maślaków w pasie przygranicznym, muszą mieć specjalną koncesję.
Prawo meldunkowe rodem z głębokiego PRL nadal obowiązuje i głosi: jeśli wyjeżdżamy na dłużej niż trzy dni, powinniśmy się zameldować w miejscu, w którym aktualnie przebywamy. Meldunek musimy zgłosić w odpowiednim urzędzie przed upływem czwartej doby naszego pobytu. Jeśli mieszkamy w hotelu, sanatorium, internacie, schronisku lub na polu namiotowym, musimy zameldować się na pobyt czasowy lub stały do 24 go-dzin od chwili przybycia. Za nieprzestrzeganie przepisu kodeks wykroczeń mówi o ograniczeniu wolności, grzywnie do 500 złotych lub naganie. Kara grozi też osobom, które nie zawiadomią policji o tym, że ktoś nie dopełnił obowiązku meldunkowego. Aby nie zostać ukaranym, matka powinna donieść na córkę, a ojciec na kuzyna. Jak dotąd do NPP napłynęło około 25 pism opisujących absurdalne prawo. Niewiele, zwłaszcza gdy w tym samym czasie „Gazeta Wyborcza” zebrała takich zgłoszeń kilkakrotnie więcej. Czy Polacy nie wierzą w skuteczność palikotowej komisji?
Judyta Sierakowska