Głodówka w imieniu kolegów
- Panowie, idą święta. Jest czas nadziei, a wy organizujecie strajk głodowy - z wyrzutem mówiła do protestujących kolejarzy wojewoda opolski. - Nadzieję już straciliśmy - odpowiedzieli.
16.12.2003 08:18
Czterech kolejarzy ze Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP Opole rozpoczęło wczoraj strajk głodowy. Protestują, bo rząd wycofuje się z wcześniejszych obietnic dofinansowania przewozów regionalnych kwotą ponad miliarda złotych.
- Solidaryzujemy się z kolegami, którzy strajkują już w ten sposób od kilku dni - tłumaczy Marek Szurgot, przewodniczący związku i jeden z protestujących.
Głodówkę rozpoczęli o ósmej rano. Cała czwórka nie opuszcza małego pokoju, w którym mieści się siedziba związku. Na stole kilka butelek wody mineralnej i papierosy. - Wodę będziemy pić tylko do piątku, potem rezygnujemy nawet z tego - zapowiada Adam Golec, wiceprzewodniczący związku.
W proteście biorą udział też udział Witold Kupczak i Tomasz Zwoliński - obaj również wiceprzewodniczący ZZDR PKP Opole. - Musieliśmy jako pierwsi zacząć strajk - wyjaśnia Marek Szurgot. - Jak by to wyglądało, gdyby głodówkę rozpoczęli szeregowi członkowie związku, a zarząd został w domu?
- Lepiej nie mówić, co powiedziała żona, kiedy się dowiedziała, że będę strajkował. Oczywiście, pytała, dlaczego właśnie to mam być ja. Ale ktoś przecież musiał zacząć - dodaje Adam Golec.
Wszyscy głodujący zostawili w domu żony i dzieci. W pierwszych godzinach strajku cała czwórka była w bojowych nastrojach. Rozmawiali z dziennikarzami, trochę żartowali. - Na pewno z każdym dniem będzie nam coraz trudniej. W drugim dniu strajku będzie już do nas zaglądał lekarz - mówi Marek Szurgot.
Decyzję o strajku głodowym podjął na początku grudnia Krajowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy w Warszawie. Każdego dnia przyłączali się do niego kolejni kolejarze w całym kraju (m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Kielcach, Lublinie, Szczecinie i Nowym Sączu). Jest ich już ponad stu. Dwóch, ze względu na pogarszający się stan zdrowia, znalazło się w szpitalu.
Kolejarze boją się, że ograniczenie dotacji spowoduje likwidację kolejnych połączeń regionalnych. A to oznacza stratę pracy dla ponad dwóch tysięcy pracowników PKP. Nie chcą też, aby rząd przekazał finansowanie przewozów regionalnych w ręce samorządów wojewódzkich. Obawiają, się, że część pieniędzy zamiast na kolej przeznaczą one na inne cele.
- Mamy nadzieję, że do piątku wszystko się skończy. Otrzymaliśmy dzisiaj faks, w którym wicepremier Marek Pol deklaruje chęć przystąpienia do rozmów z kolejarzami. Nie wiadomo jednak na ile to poważna propozycja - mówi Szurgot.
Strajkujących odwiedziła wczoraj Elżbieta Rutkowska, wojewoda opolski. - Panowie, idą święta, czas nadziei, a wy organizujecie strajk głodowy - mówiła z lekkim wyrzutem.
- Straciliśmy już nadzieję - odpowiedział jej Witold Kupczak. Wojewoda i kolejarze rozmawiali głównie o problemach z przewozami regionalnymi na Opolszczyźnie. Mówili o kilku liniach, które zostały zlikwidowane, mimo iż jeździło nimi wielu pasażerów (m.in. Opole - Brzeg i Opole - Ozimek).
- Spiszcie postulaty dotyczące Opolszczyzny, postaram się pomóc - zapewniła kolejarzy Rutkowska. - Jadę do Warszawy, spotkam się tam z opolskimi posłami i porozmawiamy o waszych propozycjach. Wydaje mi się jednak, że jeżeli nawet załatwimy opolskie problemy, to i tak nie przerwiecie strajku...
Kolejarze nie zaprzeczyli. Jak poinformowali wczoraj protestujący, chęć podjęcia głodówki zgłosiło jeszcze ponad 20 kolejarzy. Niewykluczone, że w najbliższych dniach przyłączą się do protestu. Robert Lodziński
UWAGA NA OPÓŹNIENIA
Wczoraj w Warszawie podjęto decyzję o dwugodzinnym strajku ostrzegawczym na kolei. Ma on się odbyć dzisiaj. PKP Opole nie przystąpiło jednak do niego. - Uważamy, że wstrzymanie pociągów to najgorsza forma protestu. Odbije się przede wszystkim na pasażerach - mówi Marek Szurgot.
Oznacza to, że pociągi w województwie opolskim będą jeździły punktualnie. Inaczej jednak może być z połączeniami międzywojewódzkimi. Strajk podjęto zarówno we Wrocławiu, Katowicach i Tarnowskich Górach. Pociągi jadące z tych miejscowości do Opola mogą mieć opóźnienia.
MOGĄ BYĆ KŁOPOTY Mówi Andrzej Kasiura, członek zarządu województwa opolskiego: - Na razie nie wiadomo, ile pieniędzy zostanie przeznaczonych na przewozy regionalne na Opolszczyźnie. Konstruując przyszłoroczny budżet, przyjęliśmy kwotę 9 milionów złotych. To tyle samo, co w zeszłym roku. Wystarczy to na utrzymanie usług na dotychczasowym poziomie. Potrzeby są jednak znacznie większe. Jeżeli jednak pieniędzy będzie mniej, możemy stanąć przed koniecznością likwidacji wielu połączeń.
BĘDĄ PIENIĄDZE, BĘDZIE DOBRZE
Mówi Stanisław Biega, wiceprezes Biura Koordynacji Komunikacji Autobusowej i Kolejowej Instytutu Rozwoju i Promocji Kolei: - Pieniądze na przewozy regionalne pochodzić mają między innymi z podatku CIT i PIT. Trudno jednak teraz określić, ile ich naprawdę będzie. Zaczną docierać do samorządów najwcześniej w marcu przyszłego roku. Jeżeli na cały kraj byłaby to suma 538 milionów złotych - jak deklarował rząd - szacuję, że na Opolszczyznę trafiłoby z tego około 16-17 milionów. Pozwoli to utrzymać dotychczasowe połączenia, a nawet uruchomić nowe. Finansowanie przewozów regionalnych muszą jednak przejąć samorządy. W Unii Europejskiej jest to już normą.